Juventus-Real Madryt 0:3 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Im mniej Cristiano Ronaldo, tym więcej, czyli jak się dojrzewa do wielkich rzeczy

Dojrzały Cristiano to zabójczy Cristiano. Bierze co chce: gole, tytuły, Złote Piłki. Ma nawet szansę na takie trofeum, które mu się przez całą karierę wymykało: powszechną sympatię
Cristiano Ronaldo Cristiano Ronaldo LUCA BRUNO/AP

Jego pomniki z brązu udają się średnio. Ale te, które sobie sam stawia na boisku, są fantastyczne. 238 cm  - tyle mierzy najnowszy. Na taką wysokość Cristiano Ronaldo miał unieść prawą nogę w Turynie, gdy wbijał przewrotką gola Juventusowi. Gola, który dziś jest na okładkach w całej Europie, często z pytaniem: z jakiej planety przyleciał ten ktoś? Po tym golu Cristiano dostał owację na stojąco nawet od kibiców Juventusu. I to był pewnie najbardziej poruszający taki hołd od kiedy w 2005 roku Santiago Bernabeu oklaskiwało rozbijającego Real Ronaldinho.

Barcelona wygrała wtedy z Realem 3:0. Jak we wtorek Real z Juventusem. Ronaldinho strzelił dwa gole. Jak Cristiano w Turynie. Tyle, że wtedy w Barcelonie przeciwnicy oklaskiwali piłkarza, którego wszyscy lubili. A w Turynie hołd był dla piłkarza, który przez lata dzielił. Albo byłeś za Cristiano, albo przeciw Cristiano. Jego geniusz, jego samouwielbienie i ciągła chęć bycia na pierwszym planie nie zostawiały wiele miejsca pośrodku.

Nowy Cristiano: zawsze w porę, tam gdzie go najbardziej potrzebują

Ale to już było. I minęło. Od dwóch lat oglądamy innego Portugalczyka. Tak jakby z przemianą ze skrzydłowego w środkowego napastnika przyszedł cały pakiet zmian: dojrzałość, większe spełnienie, większa oszczędność w gestach, lepsze zarządzanie energią w ogóle, umiejętność pojawiania się w porę tam, gdzie go najbardziej potrzebują. Johan Cruyff powiedział kiedyś, że futbol to prosta gra: albo jesteś na czas, albo nie jesteś. Ten odmieniony Cristiano jest cały czas na czas. Stał się specjalistą od ważnych momentów. I to wszystko wychodzi jakoś bardziej naturalnie niż kiedyś. Im mniej Cristiano przepycha się na pierwszy plan (za pomnik tamtych starych czasów trzeba by uznać radość z gola w finale Ligi Mistrzów w Lizbonie, bramki na 4:1 z karnego, a świętowanej tak, jakby Cristiano właśnie uratował wszechświat), tym bardziej jest na pierwszym planie.

Ile ważą jego gole

Właśnie zmierza po szósty (SZÓSTY!) z rzędu, a siódmy w ogóle tytuł króla strzelców w Lidze Mistrzów. Tylko jeden z tych tytułów dzielił z innymi: z Leo Messim i Neymarem w 2015. Od wtorku ma już w obecnej LM 14 goli, czyli osiem więcej niż Messi, sześć więcej niż wicelider Wissam Ben Yedder. Ale jeszcze istotniejsze jest, ile te gole ważyły dla Realu: już pięć z nich strzelił wiosną, trzy Paris Saint Germain, dwie Juventusowi. I za każdym razem były to pierwsze bramki Realu. Na 1:1, na 2:1 i na 0:1 w meczach z Paris Saint Germain. Na 0:1 i 0:2 w Turynie. Ten odmieniony Cristiano doładowanie włącza w drugiej połowie sezonu. W pierwszej może być mniej rozpędzony, mniej skuteczny, a nawet kuriozalnie nieskuteczny, jak w pierwszej części obecnego sezonu ligi hiszpańskiej (marnował mnóstwo sytuacji, drugiego gola w lidze zdobył dopiero 25 listopada), jak w pierwszej części poprzedniej Ligi Mistrzów (tylko dwa gole aż do 1/8 finału). Ale gdy przychodzi wiosenna część sezonu, kończą się żarty. Na te miesiące klubowego futbolu, które ustalają hierarchię na szczytach plebiscytów, Cristiano jest w najlepszej formie. Rok temu 10 z 12 goli w LM strzelił w kwietniu i maju. Dla porównania, wcześniej tylko dwa razy w karierze strzelił w LM więcej goli wiosną niż jesienią: w 2012 7 z 10 dla Realu, i w 2007 wszystkie trzy wiosną dla Manchesteru United.

Jesienią lepiej się przegłodzić

Zanim się zdarzyła fantastyczna wiosna 2017 roku, Zinedine Zidane namówił Ronaldo do oszczędzania sił jesienią. W tym sezonie natomiast oszczędzał siły w lidze (w Pucharze Króla nie grał w ogóle) bardziej z konieczności, niż wyboru trenera: nie grał przez ponad miesiąc po zawieszeniu za czerwoną kartkę w Superpucharze Hiszpanii. Ale znów to przegłodzenie w pierwszej części sezonu dobrze mu zrobiło w drugiej. W lidze hiszpańskiej gdy kończył się rok miał cztery gole, a w 2018 roku dołożył już 18.

W Lidze Mistrzów właśnie jako pierwszy piłkarz strzelił gola w dziesiątym meczu z rzędu. Trener Juventusu Massimiliano Allegri mówi, że przez ostatnie dwa lata Cristiano zmienił się w najlepszego napastnika na świecie. Tak jak Messiego coraz mocniej ściąga w stronę roli wypełnianej kiedyś przez Xaviego, tak Cristiano - w stronę roli egzekutora. Dostaje w tej roli więcej za mniej: więcej goli za mniej udziału w grze. I zgarnia ostatnio, co tylko sobie wymarzy. W ciągu dwóch lat: pierwszy w historii mistrzowski tytuł Portugalii, pierwszą w historii obronę tytułu w Lidze Mistrzów, pierwszą od 1958 podwójną koronę Realu, dwie Złote Piłki.

Jak odpowie Messi?

Wszystko zaczęło się dla niego splatać idealnie: rozwój indywidualny z sukcesami drużyn. Leo Messi tego w ostatnich latach nie miał. Jest nieziemski i z wiekiem nie tylko nie traci, ale dokłada coś nowego do swojej gry. Ale Barcelona wygrała tylko jedną z sześciu ostatnich Lig Mistrzów. A Argentyna nadal jest bez tytułu, mimo tylu szans w ostatnich latach. Czy to już pora, by wahadło znów się wychyliło na stronę Messiego? Pierwsza odpowiedź w środę w meczu Barcelony z Romą, ale te najważniejsze - dopiero w maju, czerwcu i lipcu w Kijowie i Rosji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.