Liga Mistrzów. Pięć rzeczy po wtorkowych meczach

Wtorkowe mecze Ligi Mistrzów już za nami. Znamy dwóch pierwszych uczestników 1/8 finału - Borussię Dortmund i Real Madryt. Pytań pozostaje jednak wciąż więcej niż odpowiedzi, a na najważniejsze rozstrzygnięcia będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Bo o ile fani wspomnianych dwóch drużyn mogą już spać spokojnie, o tyle kibicom Juventusu i Arsenalu do pełni szczęścia jeszcze trochę brakuje.

Liverpool wcale nie tęsknił za Ligą Mistrzów

Brendan Rodgers nie wystawiając podstawowego składu na mecz z Realem Madryt wprawił w osłupienie sporą część kibiców. Liverpool jak mało który klub z utęsknieniem wypatrywał powrotu do Ligi Mistrzów. Kibice "The Reds" głosili wszem i wobec, że 5-krotny zwycięzca tych rozgrywek jest ich integralną częścią i każdy sezon bez LM na Anfield Road to rok stracony. A jednak, gdy w końcu udało się dopiąć swego Brendan Rodgers w starciu najbardziej prestiżowym, a już na pewno najtrudniejszym, na wyjeździe z obrońcą tytułu zdecydował się wystawić drugi skład, głową będąc już przy weekendowym starciu z londyńską Chelsea. Rodgers zapewne z decyzji się wybroni, ale niesmak w oczach kibiców Liverpoolu pozostanie. Zwłaszcza, jeśli po tym wszystkim na wiosnę kibice na Anfield Road będą oglądać fazę pucharową Ligi Europejskiej, a nie Ligi Mistrzów.

Wojciech Szczęsny nie zdołał tym razem zatrzymać Aleksandra Mitrovicia Wojciech Szczęsny nie zdołał tym razem zatrzymać Aleksandra Mitrovicia MATT DUNHAM/AP

Nowa kurtka Wengera nie sprawia cudów

Puma przed meczem wypuściła reklamę, która z dystansem podchodziła do słynnych problemów Arsene Wengera z suwakiem w jego kurtce. Miała być nowa kurtka (bo i nowy producent strojów "Kanonierów"), nowy i skuteczny Arsenal oraz cieszący się kolejnym sukcesem Francuz. Tymczasem Arsenal wciąż pozostaje klubem, któremu postawienie kropki nad i sprawia ogromny problem. Gdy już wydaje się, że wszystko zaczyna działać, nagle wszystko się wali. Nie pomaga nawet wciąż skuteczny Alexis Sanchez. "Kanonierzy" stracili na własnym stadionie trzy gole z Anderlechtem Bruksela i choć sytuacja w grupie jest dla podopiecznych Arsene Wengera bardzo wygodna - do awansu brakuje dwóch punktów w dwóch meczach - to ten wynik może długo się ciągnąć za ekipą z północnego Londynu, w końcu jeszcze kilkadziesiąt sekund przed zakończeniem spotkania byli już w gronie najlepszych szesnastu drużyn Europy.

Marco Reus Marco Reus MARTIN MEISSNER/AP

Kibice BVB tęsknili nie za tym co trzeba

To nic, że Robert Lewandowski odszedł do Bayernu Monachium, kibice Borussii Dortmund, którzy z trudem znosili poczynania swoich ulubieńców na początku sezonu powinni tęsknić raczej za Marco Reusem, a nie Polakiem. Pomocnik reprezentacji Niemiec po powrocie regularnie trafia do siatki i jest prawdziwym motorem napędowym swojej drużyny. BVB w Bundeslidze to wciąż zespół walczący o uniknięcie spadku, ale w Lidze Mistrzów we wtorkowy wieczór potwierdzili swoją jakość i są już pewni awansu do 1/8 finału. Jurgen Klopp musi jednak zdawać sobie sprawę, że wygrać te rozgrywki będzie bardzo ciężko, a bez szybkiego rozpoczęcia odrabiania strat w Bundeslidze o udział w LM za rok może być bardzo trudno. A wtedy zatrzymanie Reusa będzie już graniczyło z cudem - zwłaszcza, że o jego usługi walczy już nie tylko Bayern Monachium, do licytacji włączył się też ponoć Manchester City.

Juventus jeszcze żyje

Kibice żadnego zespołu nie przeżyli dzisiaj takiej karuzeli emocjonalnej jak fani Juventusu. Mistrzowie Włoch w zeszłym roku odpadli w dramatycznych okolicznościach z Galatasaray i niewiele brakowało, by we wtorkowy wieczór doszło do powtórki z historii. Jeszcze w 65. Minucie drużyna z Turynu przegrywała 1:2 i gdyby wynik ten się nie zmienił, to Juve pozostałaby na wiosnę co najwyżej walka o Ligę Europejską. Jednak najpierw samobój Jimeneza, a potem bramka Pogby dały gigantyczny zastrzyk wiary fanom ekipy z Turynu w to, że ich drużyna wciąż żyje. Bo choć na krajowym podwórku w ostatnich sezonach dominuje bezdyskusyjnie i ani Roma, ani Napoli, ani nikt inny nie jest w stanie na dystansie całego sezonu dotrzymać im kroku, to w Lidze Mistrzów "tego czegoś" wciąż im brakuje. Podopieczni Massimiliano Allegriego nie mogą jednak zbyt długo świętować, trzy punkty są co prawda powodem do satysfakcji, ale sytuacja w grupie wciąż jest daleka od idealnej. Mistrzowie Włoch wciąż mają tyle samo punktów co Olympiakos, a do końca fazy grupowej zostały już tylko dwie kolejki. Teraz na nadrabianie nie będzie już czasu, każde kolejne potknięcie może kosztować ich awans.

Wysokie loty Breela Donalda Embolo Wysokie loty Breela Donalda Embolo GEORGIOS KEFALAS/AP

Nie wolno drażnić Bazylei

Bazylea lubi napsuć krwi najsilniejszym drużynom w Anglii. Fani ekipy ze Szwajcarii wciąż pamiętają, jak ich ulubieńcy wyrzucali z Ligi Mistrzów Manchester United, a teraz są jednym z głównych zmartwień Brendana Rodgersa. Po tym jak w poprzedniej kolejce nie poradzili sobie z Łudogorcem w Bułgarii, teraz odbili to sobie wygrywając aż 4:0. Kiedy w poprzednim meczu tych dwóch ekip piłkarze Bazylea musiała grać w dziesiątkę przez większość meczu, Łudogorcowi w dalszym ciągu ciężko było jednoznacznie przejąć inicjatywę. Mimo to zryw w końcówce przyniósł trzy punkty i bardzo skomplikował sytuację w grupie. Teraz podopieczni Paolo Sousy mogą tylko żałować, że i w tamtym meczu nie wykazali się równie dobrą skutecznością. Z dziewięcioma punktami na koncie byliby teraz o punkt od awansu do 1/8 finału.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.