EkstraStats dla Sport.pl. Stare grzechy Lecha, ewolucja Legii

Pomijając aspekty pozasportowe, przez 75 minut toczył się jednak w Poznaniu mecz piłkarski i z niego można było wyciągnąć kilka wniosków. Główny dotyczy tego, kto na mistrzostwo Polski na pewno nie zasłużył, czyli Lech Poznań.
Lech Lech PIOTR SKÓRNICKI

Lech miał w niedzielę jedno zadanie - zakończyć sezon zwycięstwem i sprawić, by mistrzostwo Legii nie zależało tylko od niej samej, ale też od wyniku meczu w Białymstoku (Jagiellonia ostatecznie wygrała z Wisłą Płock 2:1). Trudno odmienić zespół na dwa ostatnie mecze sezonu i też pewnie nikt na poważnie nie oczekiwał tego od Rafała Ulatowskiego, ale jednak kibice Lecha mieli chyba prawo spodziewać się więcej po ostatnim spotkaniu na własnym stadionie w obecnych rozgrywkach. Tymczasem Lech rozpoczął niedzielny mecz bojaźliwie, a czwarta porażka z rzędu na własnym stadionie szybko zaczęła przybierać coraz realniejszych kształtów. Łukasz Trałka w środku pola i Kamil Jóźwiak na skrzydle to za mało, żeby rzucić wyzwanie mistrzom Polski. Reszta zespołu z Poznania, może jeszcze obok jak zwykle ambitnego kapitana Macieja Gajosa, przeszła niemalże obok meczu.

Wyjątkowe treści o Ekstraklasie w nowej aplikacji Football LIVE - POBIERZ TUTAJ!

Lech nie zaskoczył w ostatnim meczu sezonu, ale poniekąd zrobiła to Legia. Dean Klafurić (przez problemy zdrowotne) zostawił na ławce Jarosława Niezgodę, a miejsce na środku ataku zajął Miroslav Radović. Serb rozegrał niezłe spotkanie, zaliczył asystę przy pierwszej bramce i mimo widocznych gołym okiem zaległości w przygotowaniu fizycznym walczył z przodu, także w fazie defensywnej.

Mecz Lech Poznań - Legia Warszawa przy stanie 0:2 został przerwany po tym, jak grupa z Kotła zaczęła rzucać race na murawę i wbiegła na boisko. Do akcji wkroczyła wówczas policja. Legia ze swoimi kibicami mogła cieszyć się z wygranej i mistrzostwa Mecz Lech Poznań - Legia Warszawa przy stanie 0:2 został przerwany po tym, jak grupa z Kotła zaczęła rzucać race na murawę i wbiegła na boisko. Do akcji wkroczyła wówczas policja. Legia ze swoimi kibicami mogła cieszyć się z wygranej i mistrzostwa PIOTR SKÓRNICKI

Legia miała ciekawy pomysł na Lecha - kryła jego pomocników i wyprowadzających piłkę stoperów indywidualnie, co stwarzało małą grę 6 na 5 na dwóch trzecich boiska (połowa Lecha i strefa środkowa). Gracze Legii nie byli przypisani do konkretnych rywali, potrafili sprawnie przekazać krycie, co zaowocowało dużą wymiennością pozycji także w fazie defensywnej. W praktyce ich gra przypominała bardziej 1-4-6-0, bo Radović nie pełnił typowej dla siebie roli fałszywej dziewiątki, a raczej był kolejnym z ofensywnych pomocników. Na Lecha to wystarczyło, bo wyprowadzający piłkę środkowi obrońcy byli od razu atakowani przez dwójkę piłkarzy, a Łukasz Trałka przed nimi praktycznie zawsze musiał przyjmować piłkę pod presją. Boczni obrońcy Lecha byli odcięci od gry przez pary stworzone w osi centralnej boiska. Schodzący w późniejszej fazie meczu do rozegrania Gajos czy Majewski za każdym razem wyciągali ze sobą swoje 'plastry', w związku z czym na przykład zobaczenie Chrisa Philippsa, nominalnie najbardziej defensywnego pomocnika Legii, wybiegającego pod samych stoperów Lecha nie było niczym niezwykłym.

Osobne słowa uznania należą się Sebastianowi Szymańskiemu, zwłaszcza za przytomną asystę przy drugiej bramce gości. Młody pomocnik Legii zaczynał rundę od zmiany w przerwie w pierwszym meczu wiosny z Zagłębiem, kiedy miał duży problem z fizycznie grającymi obrońcami 'Miedziowych'. W ostatnich kilku kolejkach, i także w meczu z Lechem, Szymański wyglądał już dużo dojrzalej i choć ciągle musi pracować nad sylwetką, to dobry mecz w Poznaniu i asysta będą zwieńczeniem jego udanej rundy.

Co do gry Lecha, to oprócz wspomnianych wyżej problemów w otwarciu i budowie gry, doszedł w drugiej połowie brak alternatywnego planu. Bo też trudno nazwać planem wbiegnięcie większej liczby graczy w pole karne rywali i liczenie, że z którejś centry spod linii bocznej coś wreszcie wpadnie do siatki. Lech już kolejny raz w tym sezonie kończy mecz, w którym ma niekorzystny rezultat w ten właśnie sposób - jeszcze większym chaosem. To jest realny problem, z którym musi zmierzyć się jego nowy trener przed kolejnym sezonem, niezależnie od rozliczenia postawy konkretnych zawodników w minionych rozgrywkach.

Rafał Ulatowski, nowy szef szkolenia Akademii Lecha Poznań Rafał Ulatowski, nowy szef szkolenia Akademii Lecha Poznań PIOTR LEŚNIOWSKI

Krótko przed przerwaniem spotkania trener Ulatowski zdecydował się na zdjęcie Piotra Tomasika i wprowadzenie Tymoteusza Klupsia - Lech zmienił wtedy ustawienie na 1-3-6-1 z ofensywnymi wahadłami w osobach Klupsia i wprowadzonego wcześniej Macieja Makuszewskiego oraz z rombem Trałka-Gajos-Majewski-Jevtić w środku pola. Czy zmieniłoby to oblicze meczu nie wiadomo, ale nie mając nic do stracenia po pierwszej połowie spokojnie można się było zdecydować na zmiany zaraz po przerwie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.