"Seryjnie pogrzebane marzenia" - napis na fladze i nagrobki z wynikami ostatnich meczów. A nad nim czarna sektorówka: "grobowa atmosfera" (więcej TUTAJ).
Lech, który nie wygrał od 20 kwietnia, oczekiwał meczu z Legią w podłych nastrojach. Ale też oczekiwał go w ciszy. Zakłócał ją w zasadzie tylko dźwięk odrzutowych samolotów, które co chwila przelatywały w okolicach stadionu.
Na samym stadionie przed meczem było jednak spokojnie. Momentami aż za spokojnie. Bo usłyszeć brawa dla Kaspra Hamalainena, który schodził z rozgrzewki? No, niemożliwe! A jednak... I to brawa nie z sektora Legii, bo ten zapełnił się dopiero tuż przed meczem.
Wyjątkowe treści o Ekstraklasie w nowej aplikacji Football LIVE - POBIERZ TUTAJ
Za odpalanie pirotechniki grożą bardzo surowe sankcje - ledwo zaczął się mecz, a spiker już był zmuszony, by wypowiedzieć te słowa. Kibice Lecha odpalili race i świece dymne. Czarny, gęsty dym uleciał jednak szybko, mecz nie musiał zostać przerwany.
I w pierwszej połowie nie był ani razu. Atmosfera na trybunach wcale nie była aż tak napięta, jak ją wszyscy zapowiadali. Była po prostu grobowa. Choć przyszły też i nerwowe chwile, ale o tym za moment.
Lech spotkaniem z Legią miał odkupić choć minimalną cząstkę win z tego sezonu. Ale jego piłkarze nie robili wiele, by przeszkodzić mistrzom Polski w obronie tytułu. Albo inaczej: niewiele mogli zrobić. Bo nawet jak próbowali, to albo nie trafiali w bramkę, albo Legię ratował Arkadiusz Malarz.
Bramkarz Legii w 66. minucie zatrzymał szarżującego Christiana Gytkjaera. To była najlepsza okazja Kolejorza w tym meczu. I ostatnia, niestety...
"Co wy robicie, Kolejorz co wy robicie" - krzyknęli kibice zza bramki Matusa Putnocky'ego. To była 10. minuta. Chwilę wcześniej Nikola Vujadinović stracił piłkę przed polem karnym. Przejął ją Miroslav Radović, odegrał do Domagoja Antolicia, a ten plasowanym strzałem w długi róg zdobył pierwszą bramkę.
Legioniści od razu pobiegli do narożnika. Z najbardziej fanatycznego sektora gospodarzy poleciały w ich kierunku butelki i inne przedmioty. Ale groźnie zrobiło się dopiero po przerwie, po bramce Michała Kucharczyka.
"Kuchy King" - niosło się wtedy po stadionie Lecha. A na trybunie za bramką Malarza nie było już żadnych flag gospodarzy. Pojawili się za to zamaskowani kibice, którzy po chwili odpalili świece dymne i petardy. Większość z nich wylądowała na murawie. Sędzia przerwał mecz, była 76. minuta.
Legia nie świętowała mistrzostwa w Poznaniu. Nie było oficjalnej ceremonii. Taką decyzję w tygodniu podjęła Ekstraklasa, która chyba doskonale przewidziała, co się stanie na trybunach w Poznaniu.
No i stało się. Kibole Lecha nie tylko rzucali pirotechnikę na murawę, ale też wyłamali płot i sami na nią wbiegli. Interweniowała policja. A piłkarze Legii w popłochu uciekali do szatni (jako ostatni wbiegł do niej trener bramkarzy Wojciech Kowalewski)
Koniec #LPOLEG pic.twitter.com/P8NTBiU8DF
- Bartek Kubiak (@KubiakBartek) 20 maja 2018
"Wbijcie sobie to do głowy, Lech po prostu jest ch..owy". "Dzięki za wszystko, Bjelica dzięki za wszystko" - śpiewali fani z sektora gości. I cieszyli się z mistrzostwa. Przynajmniej jeszcze przez kilkanaście minut po komunikacie spikera, który dokładnie o godz. 20.01 poinformował: - Drodzy państwo, decyzją wojewody wielkopolskiego mecz został zakończony. Możecie państwo opuszczać stadion.
Już po opuszczeniu stadionu przez kibiców Lecha piłkarze Legii wrócili na murawę. A wrócili po to, by świętować mistrzostwo. Chociaż przez chwilę, ze swoimi kibicami, którzy przygotowali nawet dla nich puchar i medale.
Lech Poznań - Legia Warszawa 0:2 (0:1)*
Bramki: Antolić (9.), Kucharczyk (69.)
Lech: Putnocky - Gumny, Janicki, Vujadinović, Tomasik (71. Klupś) - Trałka, Gajos - Jevtić, Majewski Ż, Jóźwiak Ż (61. Makuszewski) - Gytkjaer
Legia: Malarz - Vesović, Remy, Astiz, Jędrzejczyk - Antolić, Philipps, Cafu (60. Hamalainen) - Kucharczyk, Radović (72. Hlousek), Szymański
* mecz został przerwany w 76. minucie