EkstraStats dla Sport.pl. Bezradność Lecha, udany rewanż Jagiellonii

Lech kontynuuje fatalną passę w rundzie finałowej i choć ma jeszcze matematyczne szanse na mistrzostwo (pięć punktów straty do Legii, dwa mecze do końca) to jest to misja z gatunku niewykonalnych. "Kolejorz" poniósł trzecią porażkę z rzędu na własnym stadionie, a wliczając ostatni wyjazd do Płocka nie wygrał trzech kolejnych spotkań w lidze.

Jagiellonia od początku spotkania sprawiała lepsze wrażenie i zasłużenie prowadziła do przerwy 1:0. W porównaniu z meczem przeciwko Legii (0:0 w Białymstoku) trener Mamrot postawił tym razem na system z trzema środkowymi pomocnikami, co wiązało się z kilkoma usprawnieniami względem ostatniej ligowej kolejki. Przede wszystkim dodatkowy gracz w środku pola (Bartosz Kwiecień - dobra zmiana z Legią i niezły mecz w Poznaniu okraszony golem) wyrównał szanse w centralnej strefie. Grający tam Darko Jevtić rozegrał słabe spotkanie i był wyłączony z gry przez pomocników Jagiellonii.

Na bokach także widać było różnicę, bo ustawieni wyżej skrzydłowi mogli mieć zdecydowanie bardziej ofensywne nastawienie niż w niedzielę. Dostając piłkę bliżej pola karnego, ale przede wszystkim mając jedną linię defensywy do pokonania, Arvydas Novikovas i Przemysław Frankowski mogli sobie pozwolić na ryzyko, które zaowocowało zagrożeniem pod bramką Matusa Putnockiego. Zwłaszcza Litwin rozegrał dobre zawody, bo obie bramki padły po jego pojedynkach z Robertem Gumnym. Przy pierwszej Novikovas zaliczył asystę do Cilliana Sheridana, a przy drugiej wywalczył rzut rożny po którym gola strzelił Bartosz Kwiecień.

EkstraStats EkstraStats Screen Canal+

Ofensywni gracze Jagiellonii wychodzą wysoko za piłką po jej stracie dwa kontakty wcześniej. Pod presją następuje dalekie wybicie i w efekcie Jagiellonia z piłką na ziemi buduje kolejną akcję.

Jagiellonia dobrze zachowywała się po stracie piłki - od razu atakowała defensywę Lecha uniemożliwiając jej płynne rozpoczęcie akcji. Dzięki temu gospodarze nie mieli komfortu w organizacji gry, musieli grać bardziej bezpośrednio i ryzykować. Jagiellonia z kolei takiego problemu nie miała, bo rywale pozwalali jej swobodnie zmieniać strony i rozgrywać akcje z własną linią obrony. "Kolejorzowi" brakowało finezji w tercji obronnej Jagiellonii. Głównym argumentem Lecha było dośrodkowanie na Christiana Gytkjaera, ewentualnie szukanie tzw. drugich piłek po takich zagraniach. Po zespole walczącym o mistrzostwo kraju na własnym stadionie można i powinno się spodziewać zdecydowanie ambitniejszej gry. Całą drugą połowę rozegrał Maciej Makuszewski i to on wraz z Kamilem Jóźwiakiem byli najaktywniejszymi graczami gospodarzy.

EkstraStats EkstraStats Screen Canal+

W fazie obrony Martin Pospisil grał bliżej napastnika, więc goście byli ustawieni w wygodnym defensywnie 1-4-4-2. Darko Jevtić szukał przez to gry głębiej, ale umiejętne przekazywanie krycia sprawiło, że Lech nie miał żadnych atutów w środku pola.

Jagiellonia dziesięć minut po przerwie miała już dwubramkowe prowadzenie, więc trener Mamrot mógł reagować na decyzje swojego vis a vis. Nenad Bjelica oprócz wprowadzenia Macieja Makuszewskiego w miejsce Wołodymyra Kostewycza (zmiana jeden do jednego, bo miejsce Ukraińca na lewej obronie zajął Mario Situm grający wcześniej na prawej pomocy) zdecydował się po drugiej straconej bramce na wprowadzenie drugiego napastnika. Podobnie było zresztą w większości spotkań, w których Lech nie miał korzystnego wyniku i rzadko kiedy przyniosło to pozytywny rezultat.

W przypadku takiej gry, jaką zaprezentował Lech, kolejny gracz w polu karnym oznaczał też kolejnego obrońcę, więc siłą rzeczy było jeszcze mniej miejsca na skuteczne wykończenie którejkolwiek akcji. Ostatni kwadrans to już rozpaczliwe wstrzeliwanie piłki w okolice pola karnego, z którego to chaosu nie urodziło się nic. Jagiellonia za to mogła spokojnie przesuwać formacje i reagować względem piłki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.