Ekstraklasa. Lech Poznań zapiera się rękami i nogami. Bezbramkowy remis z Wisłą Płock

Zamiast wyjść przed szereg, wziąć ciężar na klatę i udowodnić, że chociaż jednej drużynie faktycznie zależy na mistrzostwie Polski, Kolejorz robi wszystko co może, żeby ten tytuł jeszcze mocniej odepchnąć. Całkowicie pochłonął go wyścig żółwi
Semir Stilić w meczu Wisła Płock - Lech Poznań 0:0 Semir Stilić w meczu Wisła Płock - Lech Poznań 0:0 TOMASZ NIESLUCHOWSKI

Podobna strategia

Ciasne ustawienie i szybki odbiór. Po pierwszym kwadransie można było odnieść wrażenie, że obie ekipy mają niemalże bliźniacze założenia na to spotkanie. Ich realizacja odbywała się w nieco inny sposób w zależności od fazy gry, ale można było odnaleźć pewne punkty wspólne. Zwłaszcza w okolicach koła środkowego najtrudniej było o swobodne prowadzenie piłki.

Biliński bardzo często wracał niżej, co umożliwiało korzystne przesunięcie Szymańskiego znacznie bliżej bocznego sektora, gdzie próbował grać w trójkącie ze Stefańczykiem i Michalakiem. Istotny miał być zwłaszcza ten drugi. Trener Brzęczek liczył, że przydatna okaże się jego szybkość w wychodzeniu 1 na 1 z Kostewyczem. Tak naprawdę udało mu się to zaledwie kilkakrotnie (z najlepszym skutkiem w 23. i 38. minucie), w pozostałych przypadkach marnował dobre podania Szymańskiego.

Lech grał bardzo podobnie. Zawodnicy centralnej strefy trzymali się blisko siebie, starając się jak najszybciej odebrać futbolówkę, gdy przeciwnik usiłował zawiązać atak. Znacznie więcej działo się po stronie duetu Jóźwiak-Kostewycz. Szczęśliwie dla Kolejorza, bo komunikacja między tymi dwoma piłkarzami prezentowała się znacznie lepiej niż na przeciwległej flance (Gumny-Situm). Chorwat nawet nie próbował wdawać się w pojedynki z Recą.

Obie drużyny szukały długich podań uruchamiających w kierunku skrzydłowych. W Wiśle Płock opierało się to głównie na współpracy Furman-Michalak, u gości możliwości było znacznie więcej.

Wisła Płock - Lech Poznań 0:0 Wisła Płock - Lech Poznań 0:0 TOMASZ NIESLUCHOWSKI

Różne problemy

Pomimo podobnego ustawienia w środku pola, trenerzy mieli inny pomysł na zdominowanie przeciwnika. W pierwszej części meczu wynikało to bezpośrednio z tego, po której stronie była inicjatywa.

Zwykle to Wisła Płock swobodnie wprowadzała piłkę do gry, natomiast Kolejorz liczył, że odbierze ją możliwie jak najwyżej i wyprowadzi szybki kontratak. Jóźwiak i Gytkjaer wychodzili wysoko, odcinając rywalowi pole manewru. Chociaż w tym sektorze to niewiele zmieniało i gospodarze nie mieli większych trudności z uruchomieniem Szymańskiego, to później odczuwali pressing Kolejorza. Płocczanie radzili sobie nieźle tylko do kilku metrów za kołem środkowym. Głównie z tej prostej przyczyny w pierwszej połowie oddali dwa strzały, w tym ani jednego celnego.

Lech Poznań - Korona Kielce 0:1. Kamil Jóźwiak Lech Poznań - Korona Kielce 0:1. Kamil Jóźwiak JĘDRZEJ NOWICKI

Jóźwiak najlepszy

Tymczasem poznaniacy wyglądali naprawdę dynamicznie zaledwie przez kilkanaście minut. Wszystko za sprawą dwóch piłkarzy. Majewski przed przerwą zwracał uwagę bardzo aktywną grą w centralnej strefie - bez większych problemów odrywał się od rywala i starał się uruchamiać lepiej ustawionych kolegów, żeby akcja nie straciła na tempie. Najczęściej wybór padał na Jóźwiaka (prostopadłe albo zgranie głową, jak w 30. minucie).

20-letni skrzydłowy był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Lecha. Jego postawa była podobna, do tej którą zaprezentował w starciu z Górnikiem. Wyróżniały go aktywność, napędzanie akcji ofensywnych i największe wyczucie. Wszystkie najlepsze akcje były zasługą Jóźwiaka.

Wisła Płock - Lech Poznań 0:0 Wisła Płock - Lech Poznań 0:0 TOMASZ NIESLUCHOWSKI

Chaotyczne manewry

Jeszcze przed startem ostatniej fazy sezonu wyglądało na to, że poznaniacy uporali się z niemalże wszystkimi bolączkami. Począwszy od nagłych spadków dynamiki, przez niemoc wyjazdową, aż po odłączającego się od formacji Gytkjaera. Wraz z 31. kolejką powróciły wszystkie "demony przeszłości" - również ten ostatni.

Napastnik znowu był oderwany od zespołu. W środkowej strefie gra układała się całkiem znośnie (spora sinusoida w zależności od fazy spotkania), a im bliżej bramki przeciwnika, tym stawała się coraz bardziej chaotyczna.

Największym problemem było wykończenie. Lech w całym meczu oddał cztery celne strzały (po dwa na połowę), ale nie statystyki są w tym przypadku najbardziej zastanawiające. To nie do końca było tak, że Gytkjaer w ogóle nie dostawał piłek.

Słaby Gytkjaer, dziwna reakcja Bjelicy

Duńczyk w wielu przypadkach miał sporo czasu, żeby oderwać się od obrońców rywala, a tego nie robił. W efekcie Jóźwiak (bo to zwykle on odpowiadał za przyspieszenie akcji) nie miał do kogo zagrać, bo takie dośrodkowanie byłoby z góry skazane na stratę. Snajper albo nie wbiegał między defensorów, albo nawet nie szukał sobie miejsca do przyjęcia piłki. W innych przypadkach schodził na skrzydło i wówczas nie było w polu karnym nikogo, kto mógłby zająć się wykończeniem - nikt nie uzupełniał dziury (tylko raz próbował Situm).

Trener Bjelica nie zareagował na ewidentne problemy z wykończeniem. Dokonał zmiany (prawie) 1 do 1 - Gytkjaera zastąpił Chobłenko (80. minuta). Nie do końca zrozumiałe były także powroty Gajosa do linii obrony (ok. 60. minuty), które sprawiały, że Kolejorz grał trójką z tyłu przy wprowadzaniu futbolówki do gry (Dilaver-Janicki-Gajos). Nie miało to żadnego pozytywnego wpływu na sprawną pracę środka pola ani na lepszą współpracę boków defensywy ze skrzydłami.

Zgubione zaangażowanie

Bierna postawa poznaniaków była najwyraźniej widoczna na przykładzie pressingu, który wraz z upływem czasu był coraz bardziej niemrawy. Lech zamiast podkręcać tempo i dominować, oddawał inicjatywę.

Gytkjaer doskakiwał do obrońców płocczan, ale robił to bez większego przekonania - z konieczności, nie z wiarą, że faktycznie uda mu się w ten sposób coś zdziałać. Akcje paliły na panewce nie tylko ze względu na jego skrywanie się za defensorami, ale także przez brak dynamicznej oceny sytuacji. Lechici byli jak w amoku. Widzieli tylko najbliższego piłkarza, kompletnie pomijali np. niepilnowanego Majewskiego przed polem karnym.

Trudno po raz kolejny zrzucać ten brak zaangażowania na karb presji, ale po raz kolejny Kolejorz zaczął dynamicznie i gdy po 2-3 akcjach piłka nie wpadła do bramki, stopniowo odpuszczał. Jeśli faktycznie problem w największym stopniu leży w głowie, to trudno się dziwić trenerowi Bjelicy: - Drużyna pokazała charakter i jestem pewien, że w środę skuteczność będzie na dobrym poziomie - powiedział na pomeczowej konferencji.

Kibice reagują na takie stwierdzenia bardzo alergicznie, ale nie wydaje się, żeby publiczne zwracanie uwagi na błędy miało w czymkolwiek pomóc zawodnikom. Bardziej zastanawiające są nie słowa, a taktyczne manewry i ich wpływ na postawę zespołu.

Lech Poznań po raz kolejny udowodnił, że mógłby, ale nie chce się wyróżniać. Bardzo możliwe, że w tym sezonie już nie będzie musiał tego robić. Skutecznie zepchnął odpowiedzialność na Legię i Jagiellonię. Teraz pozostaje mu patrzeć w ich kierunku przez palce, żeby dowiedzieć się, czy ktoś w tej lidze potrafi wyjść przed szereg.

Copyright © Agora SA