Dzisiejszy mecz i potknięcia rywali, to idealny moment, by powrócić na właściwe nam miejsce. Czyli na pozycję lidera ekstraklasy - mówił przed meczem spiker Legii. Ale Legia na to miejsce nie wróciła. Choć mogła, może nawet powinna (Jagiellonia i Lech przegrały swoje mecze). I może nawet to by się jej udało, gdyby wcześniej zabrała się do roboty. No, ale nie zabrała. Chęci były, ale same chęci to za mało.
Nie minęły dwie minuty spotkania, a Domagoj Antolić już wymownym gestem sugerował swoim kolegom, by zaczęli grać odważniej, zachęcał ich, by biegali bliżej bramki Zagłębia. - Do przodu, do przodu - zdawało się, że krzyczał chorwacki pomocnik. Tylko, co z tego, że krzyczał, skoro sam często grał do tyłu albo do boku.
Były w tym meczu oczywiście fragmenty, w których Legia starała się dominować, grać wysokim pressingiem. Ale, no właśnie, fragmenty. Głównie po straconej bramce. Bo w pierwszej połowie może i posiadanie piłki było na jej korzyść (53 proc.), ale niewiele z niego wynikało. Rzucało się za to w oczy jej słabe rozgrywanie. Przewidywalne, wolne - często w poprzek, a jeszcze częściej na cztery, a nawet pięć, sześć i więcej (!) kontaktów.
Była 14. minuta spotkania. Fantastycznym podaniem (60-metrowym!) popisał się Michał Pazdan. Piłkę przed polem karnym Zagłębia opanował Marko Vesović, odegrał do Jarosława Niezgody - ten kopnął wysoko nad bramką, a chwilę po nim Jozak, ze złości, w jedną z reklam przy ławce rezerwowych.
Reklamę od razu poprawił Konrad Paśniewski, kierownik drużyny. Po chwili przybił piątkę z Jozakiem, ale trener Legii nadal był wkurzony. Trzy minuty później cisnął o ziemię marynarką i znowu kopnął w reklamę. Tym razem zdenerwował się po fatalnym dośrodkowaniu piłki z rzutu rożnego - wprost w ręce bramkarza Zagłębia - przez Antolicia.
Jozak wkurzał się na grę swoich piłkarzy głównie w pierwszej połowie. Po przerwie już był spokojniejszy. Za to wkurzać zaczęli się inni. Głównie kibice. Z prezesem Dariuszem Mioduskim na czele. Ale o tym za moment.
Gdy w 63. minucie Filip Starzyński strzelał zwycięskiego gola dla Zagłębia, większość piłkarzy Legii spuściła głowy. Złość było widać przez chwilę tylko po Arkadiuszu Malarzu (zaczął wymachiwać rękami, mieć pretensje do obrońców). A jakiekolwiek chęci do walki wykazywał jedynie Michał Kucharczyk (wszedł na boisko w 57. minucie za Kaspera Hamalainena).
Skrzydłowy Legii, wyrzucony trzy tygodnie temu do rezerw, jako jedyny po straconym golu nie spuścił głowy. Próbował motywować swoich kolegów - krzyczał, podnosił ręce, bił brawo, zachęcał ich do dalszej gry. Sam werwy miał dużo - do samego końca próbował zmienić wynik meczu (w 86. minucie trafił nawet w słupek). Inni jakby trochę mniej.
Ale w końcu sam też opadł z sił. Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, Kucharczyk od razu usiadł na murawie i długo się z niej nie podnosił. Pomóc wstać próbował mu nawet jeden z chłopców od podawania piłek - wyciągnął rękę, ale zdziałał niewiele, Kucharczyk siedział dalej.
Dopiero po chwili wstał sam, przybił piątkę z kilkoma graczami Zagłębia, wyściskał się z byłym klubowym kolegą Maciejem Dąbrowskim i jako jeden z ostatnich - przy przeraźliwych gwizdach z trybun i już ze spuszczoną głową - zszedł do szatni.
"Legia grać, k...a mać" - krzyknęła "Żyleta" w 73. minucie. Zresztą krzyknąć mogli wszyscy. Nawet goście z loży VIP. Z Mioduskim na czele, który swoją drogą i tak nie wyglądał na spokojnego. Już po golu dla Zagłębia prezes Legii wstał ze swojego miejsca. A nawet nie tyle wstał, ile od razu wyszedł, opuścił lożę.
Wrócił na nią dopiero po kilku minutach. Usiadł z powrotem, ale tylko moment. Bo po chwili znowu wstał i już do samego końca oglądał mecz na stojąco, kilka metrów od swojego miejsca. I na stojąco słuchał kolejnych przyśpiewek. "Chcemy trenera, a nie Jozaka frajera" - usłyszał w 82. minucie. "Ch...owo gracie, bo wy trenera nie macie" - w 84. "Chyba już najwyższa pora zwolnić tego amatora" - w 85.
No i zwolnił. Tuż przed północą klub na swojej stronie internetowej zamieścił komunikat, w którym poinformował, że Jozak nie będzie już trenerem Legii.
Zaraz po meczu wszedł na boisko, dotknął murawy, przeżegnał się, popatrzył w niebo, a potem włożył ręce do kieszeni. I, nie czekając na swoich piłkarzy, uciekł do szatni. Przeżegnał się też wychodząc z sali konferencyjnej. Ale modlitwy, głęboka wiara w Boga, o której Jozak wspominał po meczu w rozmowie z dziennikarzami, nie pomogły.
Zresztą on już chyba coś przeczuwał. - Jeszcze w życiu go takiego nie widziałem. Zawsze się przywitał, uśmiechnął, a teraz nic. Normalnie obcy człowiek - rozmawiali o Jozaku ochroniarze pracujący na Łazienkowskiej, których ten chwilę wcześniej mijał w drodze na konferencję prasową.
Tę ostatnią konferencję. Bo na kolejnych (najbliższa już w niedzielę o godz. 12) pojawiać się będzie Dean Klafurić, dotychczasowy asystent Jozaka. To on ma prowadzić Legię do końca sezonu.
Legia Warszawa - Zagłębie Lubin 0:1 (0:0)
Bramki: Starzyński (63.)
Legia: Malarz - Jędrzejczyk Ż (75. Pasquato), Remy, Pazdan, Hlousek - Philipps, Antolić - Vesović, Szymański, Hamalainen (57. Kucharczyk) - Niezgoda
Zagłębie: Hładun - Czerwiński, Dabrowski, Guldan, Pietrzak - Matuszczyk Ż, Slisz Ż (75. Matras) - Jagiełło, Starzyński (88. Pakulski), Pawłowski (85. Moneta) - Mares
FOT. KUBA ATYS
FOT. KUBA ATYS
KUBA ATYS
FOT. KUBA ATYS
KUBA ATYS