Ekstraklasa. Falstart Lecha Poznań

Korona Kielce zaskoczyła Lecha i ograła faworytów w Poznaniu 1:0. Nenad Bjelica próbował zmianami odmienić grę swojej drużyny po przerwie, jednak nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. To pierwsza w historii wygrana Korony w Poznaniu i pierwsza porażka Lecha na własnym stadionie od ponad roku (369 dni). Trzeci rzut karny w tym sezonie obronił Zlatan Alomerović.

Zgodnie z przewidywaniami, Lech był stroną dominującą w zasadzie od pierwszych minut gry. Gospodarze byli przy piłce przez 59% czasu gry, oddali 21 strzałów, byli faulowani aż 26 razy. Dla porównania, Korona oddała sześć strzałów na bramkę Matusa Putnockiego, ale tylko trzy celne i dodatkowo żaden nie został zablokowany. Fakt, że końcówka spotkania była w wykonaniu Lecha dość chaotyczna i gospodarze szukali już gola za wszelką cenę, uderzając z nieprzygotowanych pozycji, ale te statystyki dobrze obrazują kto w piątkowym spotkaniu chciał strzelać gole, a kto liczył na łut szczęścia.

Przy stanie 0:0 Darko Jevtić zmarnował rzut karny Przy stanie 0:0 Darko Jevtić zmarnował rzut karny JĘDRZEJ NOWICKI

Niewiele jednak wynikało z tych chęci Lecha, bo dobrze zorganizowani goście nie pozwalali grać poznaniakom, którzy większość swoich szans, a także rzut karny, wykreowali w następstwie stałych fragmentów gry. Korona na pewno nie miała w planach walki przy Bułgarskiej o trzy punkty, bo kilku podstawowych graczy odpoczywało przed rewanżowym półfinałem Pucharu Polski. Mecz ułożył się jednak szczęśliwie, jeden z niewielu strzałów w wykonaniu Sanela Kapidzicia znalazł po rykoszecie drogę do bramki i to może nie tyle ułożyło Koronie grę na resztę spotkania, co pozwoliło dalej realizować ten sam plan z większym komfortem. Nawet jeśli Lech potrafił wykorzystać jakieś błędy rywali, to trudno spodziewać się, żeby Gino Lettieri miał pretensje do swojego zespołu, gdyby ten zdobył w Poznaniu tylko punkt, albo nawet przegrał.

Korona wyszła na mecz w Poznaniu właściwie piątką obrońców, bo trudno uznać wahadłowych za ofensywnych graczy, jeśli zespół przez większość spotkania się broni. Niezależnie od samego ustawienia i taktyki, kluczowym elementem sukcesu gości było zaangażowanie całego zespołu. Znamienne, że w drugiej połowie trudno było znaleźć akcję Lecha na połowie Korony, w której każdemu podającemu piłkę nie towarzyszył blokujący lub wręcz "jadący" na wślizgu rywal. Lech miał wiele problemów ze znalezieniem właściwego rytmu w ataku. Przede wszystkim, mimo gry przez większość meczu w ataku pozycyjnym i braku wysokiego pressingu Korony, trudno było gospodarzom płynnie wymienić dwa - trzy podania na połowie rywali. Przez to większość ich akcji było szarpanych a najbliżej zdobycia bramki "Kolejorz" był po stałych fragmentach gry.

EkstraStats EkstraStats screen

Częsty widok w pierwszej połowie. Christian Gytkjaer adresatem długiego podania od bramkarza, często w bocznej strefie boiska, gdzie łatwiej jest mu wygrać walkę w powietrzu niż w centrum. Nie było jednak kontynuacji akcji, po kolejnych "przebitkach" Lech wracał do punktu wyjścia.

Podstawowym problemem Lecha w pierwszej połowie była obecność dwóch skrzydłowych z naturalną tendencją do łamania akcji w kierunku środkowej strefy boiska. Tutaj w związku z trójką stoperów Korona miała przewagę liczebną. Widząc ten problem (i coraz większą trudność z utrzymaniem się na nogach przez Kamila Jóźwiaka w fizycznych pojedynkach z rywalami) Nenad Bjelica zdecydował się na roszady taktyczne już w przerwie.

EkstraStats EkstraStats screen

Ołeksij Chobłenko dołączył do Christiana Gytkjaera w linii ataku, a czwórka pozostałych pomocników przeszła na romb Trałka - Gajos, Majewski - Jevtić..

Ten ruch jednak nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Po kolejnym kwadransie na placu gry pojawił się Tymoteusz Klupś, a kilka minut po nim Piotr Tomasik. To oznaczało większe zaangażowanie bocznych obrońców w fazę ofensywną, którzy byli w końcówce praktycznie skrzydłowymi. O desperacji Nenada Bjelicy najlepiej świadczy fakt, że gospodarze kończyli mecz z Nikolą Vujadinoviciem w ataku, licząc, że kolejne wstrzelenie piłki w pole karne, z pominięciem jakiejkolwiek organizacji gry, przyniesie efekt w postaci bramki wyrównującej.

Lech - Korona Lech - Korona JĘDRZEJ NOWICKI

Trzy minuty w pierwszej połowie, w których Darko Jevtić zmarnował rzut karny, a chwilę potem Sanel Kapidzić zdobył bramkę po rykoszecie, okazały się decydujące dla losów spotkania. Korona wywiozła z Poznania nawet więcej niż oczekiwała, a Lech tymczasem bardzo szybko może stracić pozycję lidera Ekstraklasy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.