Nenad Bjelica: Tak, nie zamierzam bać się takich słów. Jesteśmy faworytem. Gramy jak faworyt. Mamy mentalność faworytów. W ostatnich czterech meczach mierzyliśmy się z Wisłą Kraków czy Jagiellonią Białystok i udowodniliśmy, że możemy walczyć i wygrywać także z najlepszymi. Nie widzę więc powodu dla którego nie mielibyśmy pozostać na pierwszym miejscu do końca sezonu. Ale wiem też, że Legia i Jagiellonia nie odpuszczą.
Nie wiem jak to było w ostatnich dwudziestu latach i nie interesuje mnie to. Dla mnie istotne jest to jak Lech gra i jak walczy. Dziś. Liga jest jaka jest. Można mówić, że Lech jest słabym liderem, ale jest liderem. Poza nami są jeszcze cztery drużyny, które mogą wygrać z każdym.
Nie, bo jeszcze nic nie osiągnęliśmy.
Nie uznaję tego za sukces. Jesteśmy w tabeli na czele, ale do końca sezonu zostało siedem meczów. Dlatego nasza pozycja nie ma w tej chwili dla mnie znaczenia. Nie tak dawno mieliśmy do Jagi osiem punktów straty. Teraz wyprzedzamy ich o jeden. Zamiast cieszyć się chwilą mówię: ważne, gdzie będziemy na koniec. Na razie mamy dobrą pozycję startową.
Na Łazienkowskiej zawsze jest gorąco, więc cieszę się, że zagramy u siebie. Będziemy mieli okazję dać radość poznańskim kibicom. Ale to na razie tylko daleka przyszłość.
Nie mam problemu z żadnym sędzią. Pan Marciniak pokazał nie tylko w tym roku, ale i w poprzednich, że jest jednym z najlepszych polskich arbitrów. Jeżeli zostanie wyznaczony do prowadzenia naszego meczu nie będę nigdzie protestował. Mam do niego pełne zaufanie.
Tak, zdecydowanie. Razem z Piotrem Rutkowskim, Karolem Klimczakiem czy Tomkiem Wichniarkiem budowaliśmy tę drużynę. Podpisałem się pod każdym transferem, który przeprowadził klub. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że stworzyłem ten zespół.
Nie i go nie szukam. W Poznaniu trener Lecha dostaje duże możliwości. Jeżeli się uprze to może zawetować jakiś transfer. Ale ja rzadko korzystałem z tej możliwości. Raczej zgadzałem się z opinią naszych skautów. I akceptowałem przeprowadzane transfery.
Mamy mocny zespół, który może walczyć nie tylko w Lidze Europy, ale i w Lidze Mistrzów.
Miks, który stworzyliśmy może pozwolić nam na wiele. Ale co z tego, że teraz to powiem? Najpierw trzeba wygrać ligę i dopiero potem można mówić, że latem musimy coś udowodnić.
Zawsze wierzyłem w chłopaków, chociaż były trudne momenty. Kilkukrotnie nie podobało mi się to jak graliśmy. Ale zamiast złościć się, robiłem wszystko, abyśmy wrócili na odpowiednie tory. Nie zajmuję się krytyką medialną. Skupiam się tylko na pracy.
Nie boję się żadnej krytyki. Jedyne, co mi się nie podobało, to stwierdzenie, że nasza sytuacja była katastrofalna. A nigdy taka nie była! Mówiłem, że nie gramy na dobrym poziomie, że na wyjazdach mamy spory problem. Nie kryłem tego. Ale nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wtedy miała miejsce jakaś katastrofa. Bo gdyby tak było, to kilka kolejek później Lech nie zajmowałby pierwszego miejsca. A zajmuje. Dziennikarze muszą czasem pomyśleć co piszą.
Ostatnie lato pokazało jak ważne są mądre zakupy. Tacy zawodnicy jak Rafał Janicki, Nikola Vujadinović czy Emir Dilaver dali nam nie tylko duże umiejętności, ale i odpowiedni charakter. Świetnie radzi sobie także Christian Gytkj?r, swoją robotę wykonuje Mario Šitum. Oczywiście, że zdarzą się przypadki jak Vernona De Marco czy Denissa Rakelsa, którzy nie pokazali tego, czego oczekiwaliśmy, ale to jest wpisane w futbol. Poza tym czasem zamiast transferów wystarczy odbudowanie naszych chłopaków. Tak zrobiliśmy z Darko Jevticiem, Radkiem Majewskim i Maciejem Makuszewskim, który został nawet reprezentantem Polski.
Musimy na niego bardzo uważać. Za Maćkiem trudna kontuzja. I dlatego nie mam zamiaru ryzykować. Jeżeli "Maki" do mnie przyjdzie i powie, że jest gotowy do gry, to pomyślimy co dalej. Dziś wygląda to dobrze. Trenuje z drużyną, daje radę. Ale to za mało. Makuszewski musi być przygotowany perfekcyjnie. Jego zdrowie jest dla nas naprawdę bardzo cenne.
Nie, na pewno nie. Zdrowie zawodnika to rzecz święta. Jest ważniejsze nawet niż wynik.
Gdy dziennikarze krytykowali trenera czy drużynę to mieli rację. Sam też powiedziałem chłopakom, że nie byliśmy na poziomie na którym powinniśmy być. Nie mogłem być zadowolony, ale wciąż byłem za wszystko odpowiedzialny. Dlatego rozumiałem te plotki.
To pytanie hipotetyczne.
Z szefami Lecha mamy gentleman agreement, które pozwala nam rozwiązać moją umowę. Ja mam takie prawo i klub również. Jeżeli zajmiemy miejsce na podium to kontrakt zostanie automatycznie przedłużony. A jeżeli nie będziemy z naszej współpracy zadowoleni, to pomyślimy co dalej. Myślę, że 27 maja będziemy wiedzieć, czy zostanę czy odejdę.
Nie jest żadną tajemnicą, że mi się tu podoba. Jeżeli będziemy mistrzem to na pewno zostanę.
Tak. Będzie.