Podania wszerz, do tyłu, straty przy zagraniach do przodu - tak przez większość czasu niedzielnego meczu wyglądała gra mistrzów Polski. Legia, która musiała pokonać Wisłę by nie stracić dystansu do Jagiellonii, w starciu z "Białą Gwiazdą" kompletnie rozczarowała w ofensywie. Piłkarze Romeo Jozaka kompletnie nie radzili sobie z dobrze zorganizowanym rywalem, nie potrafili go zaskoczyć w żaden sposób.
Wiślacy do Warszawy przyjechali z prostym planem na mecz. Prostym, ale skutecznym i do tego wykonanym niemal perfekcyjnie. Zespół Joana Carillo był bardzo pewny, tylko momentami tracił kontrolę na boisku. Goście skupili się głównie na defensywie, w ofensywie nastawiając się na kontrataki.
Kontrataki, które okazały się zabójczo skuteczne. Broniąca się w dziewiątkę na własnej połowie Wisła potrafiła spokojnie rozbijać nieudolne ataki Legii, a sama wykorzystywała szybkość, technikę i spryt ustawionego na szpicy Carlitosa. Carillo i jego zespół bezlitośnie wykorzystali ofensywną indolencję ekipy Jozaka.
Gol z rzutu karnego i asysta przy bramce Veleza - to niedzielny dorobek najskuteczniejszego piłkarza Wisły i całej ligi. Na Carlitosa znów przyjemnie było patrzeć, Hiszpan imponował tym bardziej, że często był osamotniony w ofensywnych wypadach Wisły.
A mimo to w Warszawie robił co chciał. Kilka razy, dzięki szybkości, urwał się stoperom i oddał strzał na bramkę Arkadiusza Malarza, w innych przypadkach dzięki technice i sprytowi utrzymywał się przy piłce i organizował akcje kolegom.
Najlepszym podsumowaniem występu Hiszpana była jego pozytywna bezczelność z pierwszej połowy. Wtedy to Carlitos najpierw ośmieszył Adama Hlouska prostymi zwodami i kółeczkiem wokół piłki, a później od niechcenia zagrał piłkę między nogami Krzysztofa Mączyńskiego. Wybór najlepszego piłkarza meczu z Łazienkowskiej był wybitnie prosty.
W pierwszej połowie meczu, przy linii bocznej, obserwowaliśmy dwa trenerskie charaktery. Chociaż Wisła prowadziła 2:0, to przy swojej ławce bez przerwy wściekał się Carillo. Hiszpan skakał, machał rękami, często doskakiwał do sędziego technicznego. Trener gości denerwował się nie tylko na decyzje arbitrów, ale też na postawę swoich piłkarzy, którym co kilka chwil wytykał błędy i wskazywał odpowiedni sposób zagrania.
Kilka metrów obok wszystkiemu spokojnie przyglądał się Jozak. Chorwat z rękami w kieszeniach wpatrywał się w boisko i trudno było poznać po nim, że jeo drużyna gra bardzo słaby mecz. Jozak uaktywnił się po przerwie, kiedy nie tylko denerwował się na sędziów, ale też dochodził do linii i motywował swoich zawodników. To jednak nie przyniosło żadnego efektu.
Po przegranym 0:2 meczu z Jagiellonią Białystok trener Legii nie szukał wymówki w postaci czerwonej kartki dla Domagoja Antolicia. Chorwat podkreślał, że takie dni w futbolu się zdarzają, że jego drużyna dotknęła chwilowa słabość, która musiała skończyć się dotkliwą porażką.
Niedzielny mecz z Wisłą, jak i m.in. słaba druga połowa w wygranym meczu z Lechem, nakazują jednak zastanowić się, czy problem nie leży głębiej. Trudno bowiem przypuszczać, by mistrzowie Polski na "trudne chwile" natrafiali coraz częściej. Legia znów miała problem z kreowaniem szans, znów nie potrafiła radzić sobie z trudnym i dobrze zorganizowanym rywalem.
Zawiódł taktyczny plan A, oczekiwanego skutku nie przyniosły też zmiany (Michał Kucharczyk, Jarosław Niezgoda, Cristian Pasquato) i przejście na system 4-4-2 i powrót do wyjściowego 4-3-3. Legia znów była bezproduktywna w ofensywie i nieporadna w obronie. Czas chyba zadać pytanie, czy problem nie tkwi głębiej, niż tylko w "dyspozycji jednego dnia".
Przed niedzielnym spotkaniem doszło do miłej uroczystości, podczas której mistrzowie Polski uhonorowali Marcina Komorowskiego. 33-latek, który 6 marca z powodów zdrowotnych ogłosił zakończenie kariery, z rąk prezesa Dariusza Mioduskiego i kustosza muzeum Legii, Wiktora Bołby, odebrał pamiątkową koszulkę z numerem 75. Właśnie tyle meczów Komorowski zagrał w barwach stołecznego klubu.
Były obrońca reprezentacji Polski do Legii trafił w 2009 roku z Polonii Bytom. Wraz z Legią sięgnął po dwa Puchary Polski (2010/11, 2011/12). W 2012 roku Komorowski odszedł do rosyjskiego Tereka Grozny, który był jego ostatnim klubem w karierze zawodniczej.