Gytkjaer dla Sport.pl: Z Jagiellonią zagraliśmy jak o mistrzostwo świata. Pogoń za Carlitosem? Wszystko możliwe

Kiedy w Norwegii zostałem królem strzelców, zdobyłem 19 bramek. Do wyrównania tego wyniku brakuje mi tylko sześciu. Jeśli koledzy pomogą, będzie dobrze. Ale priorytetem jest walka o mistrzostwo - mówi Sport.pl napastnik Lecha Christian Gytkjaer, który wraz z kolegami rozbił w Poznaniu Jagiellonię Białystok 5:1.
Lech Poznań w Warszawie Lech Poznań w Warszawie FOT. KUBA ATYS

Sebastian Staszewski: Mecz z Jagiellonią był dla Lecha meczem o wszystko?

Christian Gytkjaer: Tydzień temu podobnie mówiliśmy o starciu z Legią, które dla kibiców zawsze jestem meczem sezonu. Dziś presja była duża, bo strata do Jagi mogła się powiększyć. Zagraliśmy więc tak, jakbyśmy walczyli o mistrzostwo świata. Była gdzieś świadomość, że gdybyśmy stracili punkty, mielibyśmy duży problem, żeby wrócić do gry o mistrzostwo.

Bardzo obawialiście się Jagiellonii? Piłkarze Ireneusza Mamrota do dziś byli na fali.

Ich styl i rozmach na pewno robiły na nas duże wrażenie. Ale nikogo się nie baliśmy. Był szacunek, ale nie strach. Już przed meczem nie miałem wątpliwości, że czeka nas dobre spotkanie, chociaż nie wpadłbym na to, że uda się strzelić Jadze aż pięć bramek!

Czuliście, że gracie nie tylko o wynik, ale i o posadę trenera Nenada Bjelicy?

Nie, bo ten temat w ogóle nie pojawił się w szatni. Wiem, że dyskutowali o nim dziennikarze, ale nie umiem czytać po polsku, więc nie musiałem zawracać sobie tym głowy. Nasze relacje z Bjelicą są bardzo dobre i sądzę, że razem powalczymy o zwycięstwo w Ekstraklasie.

Jest pan zaskoczony poziomem ligi? Różnice w tabeli są minimalne, a o tytuł wciąż walczą aż trzy zespoły. W Norwegii od lat panuje natomiast jeden - Rosenborg.

Zaskoczyło mnie to, że środek tabeli jest tak wyrównany. To sprawia, że liga jest nieco bardziej nieprzewidywalna, niż w Norwegii. Teoretycznie każdy może wygrać z każdym. Dzięki temu ludzie chętniej śledzą wasze rozgrywki. Natomiast jeśli chodzi o poziom czołówki to uważam, że Rosenborg powalczyłby z Lechem, Legią i Jagiellonią.

Christian Gytkjaer strzelił zwycięskiego gola dla Lecha Poznań Christian Gytkjaer strzelił zwycięskiego gola dla Lecha Poznań ŁUKASZ CYNALEWSKI

Na finiszu sezonu Lechowi przydałaby się pewnie stabilizacja, bo mecz z Legią udowodnił, że równie dobrze możecie dominować, jak też być zdominowanym.

Jest w tym dużo prawdy. Wiemy przynajmniej nad czym musimy pracować.

Zgromadził pan już 13 bramek. Carlitos z Wisły Kraków ma o sześć trafień więcej. Da się dogonić Hiszpana w wyścigu o koronę króla strzelców?

Da się, ale nie przykładam do tego wielkiej uwagi. To nie jest dla mnie priorytet o którym myślę dniem i nocą. Bardziej zajmuje mnie walka o tytuł. Od radości z korony wolę radość z mistrzostwa. Dziś udowodniliśmy, że stać nas na bardzo dobry futbol, a kiedy taki gramy, ja mam więcej szans. To logiczne, takie jest życie napastnika. Jeśli drużynie idzie, snajperowi też jest łatwiej. Więc jeśli Lech będzie błyszczał, będzie błyszczał także Gytkj?r.

W Poznaniu niektórzy kibice skarżą się jednak na pana skuteczność.

I tak jestem zadowolony z liczby bramek, którą dotychczas zdobyłem. Uważam, że jestem napastnikiem skutecznym. Choć zawsze jestem na siebie zły, kiedy zmarnuję jakąś sytuację. Jestem urodzonym snajperem, bramki dają mi radość życia i popchają do przodu. Kocham smak zwycięstwa. Kiedy zostałem królem strzelców ligi norweskiej zgromadziłem 19 goli. Do wyrównania tego wyniku brakuje mi tylko sześciu, a do końca mamy jeszcze 10 meczów. W kilku spotkaniach mieliśmy kłopoty z kreowaniem okazji, ale wierzę, że to już za nami. Więc jeśli koledzy mi pomogą, będzie dobrze. Poczekajmy do końca maja.

Lech Poznań - Pogoń Szczecin Lech Poznań - Pogoń Szczecin PIOTR SKÓRNICKI

Poczuł pan ulgę, że idzie wiosna?

Oj, nawet nie wiesz jak bardzo.

Sądziłem, że po pięciu latach spędzonych w Norwegii jest pan przyzwyczajony do zimna.

Nigdzie indziej nie grałem w takich warunkach jak w Polsce. Moja broda zamarzła, miałem na niej szron! Jestem w szoku. W Norwegii sezon kończy się w połowie listopada, a zaczyna dopiero w kwietniu. W tym najzimniejszym czasie trenujemy tylko w hali. A więc jeśli temperatura była poniżej zera, to jeden, czasem dwa stopnie. A w Polsce było prawie -20!

Mrozy chyba panu nie przeszkadzają, bo ostatnio strzela pan w każdym meczu.

Aż boję się myśleć co będzie jak zrobi się ciepło, haha. Kiedy temperatura jest na minusie gra nie jest zbyt bezpieczna, mięśnie są schłodzone, nie pracują tak, jak powinny. Dlatego cieszę się, że wszystko wraca do normy. Jak pokazaliśmy w meczu z Jagą, nasza gra także.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.