Kiedy Legia w porywający sposób wygrała u siebie ze Śląskiem, mogło się wydawać, że warszawski zespół będzie trudny do zatrzymania. Pierwsza połowa przyniosła szybką i dokładną grę, skutecznie przenikającą przez defensywne szeregi wrocławian. Podobać się mogły wymiany podań na jeden kontakt, jak i ogromna ruchliwość zawodników w ofensywie. Tak wyobrażano sobie Legię, o której opowieści barwnie snuł Romeo Jozak. Bajka jednak uległa szybkiemu przerwaniu, gdy bardziej pragmatyczna i agresywniejsza Cracovia postawiła warszawianom znacznie trudniejsze warunki.
Z kolei gdy Jagiellonia przyjechała na Łazienkowską z intensywnym pressingiem i odpowiedziała stołecznemu klubowi równie szybkimi atakami, Legioniści okazali się zupełnie zagubieni. Mimo, że w teorii mieli zawodników, którzy, jak na polskie warunki, powinni doskonale utrzymywać się przy piłce, dobre zastawianie opcji podań przez białostoczan prowadziło do natychmiastowych strat. Legia w tym spotkaniu zanotowała porażająco niską skuteczność podań (74 procent), niewiele też lepiej radziła sobie z odzyskiwaniem piłki, czego efektem były kolejne szanse dla Jagiellonii. To, co doskonale działało w meczu ze Śląskiem, gdzie rywal nie był w stanie założyć zorganizowanego pressingu, przy aktywniejszej postawie rywala wyglądało już dramatycznie. I wydaje się mało prawdopodobne, by w ciągu kilku dni, które minęły od starcia na szczycie, było możliwe do poprawy.
Lech jednak znajduje się w niewiele lepszej sytuacji. Kilkanaście miesięcy temu Nenad Bjelica, podobnie jak nieco później Romeo Jozak, uchodził za rewolucjonistę, niosącego na jałowe taktycznie polskie piłkarskie ziemie oświaty kaganek. Po natychmiastowym sukcesie przeszedł jednak kryzys, w którym Lech tak naprawdę znajduje się aż do tej pory. Idealnie działające na początku jego pracy mechanizmy pressingowe stopniowo zaczęły się zacierać, zaś Lech stracił swoją najsilniejszą broń. Dodatkowo rywale zaczęli coraz lepiej rozumieć, że wystarczy starającemu się grać szybko Kolejorzowi odpowiedzieć intensywnym, ale głębszym pressingiem i pozwolić mu przejąć inicjatywę, by wytrącić mu z ręki ofensywne argumenty. Poznaniacy zostawali wówczas zmuszeni do konstruowania mało efektywnych ataków pozycyjnych, zaś dodatkowo ginęli od swojej własnej broni. Z konieczności angażowali więcej zawodników do ofensywy, stając się podatnymi na szybkie rozegrania rywala.
Widząc taką grę, Nenad Bjelica postanowił zachować się tak, jak gdyby zespół znajdujący się w kryzysie dopiero przejął, nie zaś zarządzał nim od dawna. Zrezygnował z bardziej skomplikowanych mechanizmów pressingowych, jak i misternego tworzenia ataków pozycyjnych. Lech ponownie zaczął atakować szybko, jednak mniej spieszył się z odbiorami i szukał ich aktywniej stosunkowo głęboko. Zamiast wcześniejszych wymian podań na wysokim tempie zaczął bardziej zachęcać własnych zawodników do indywidualnych akcji, w sytuacji, gdy rywal pozostawiał choć odrobinę miejsca. Choć ciężko powiedzieć, by gra Lecha stała się od tego milsza dla oka, Lech zyskał nieco na stabilności pomiędzy ofensywą i defensywą. Nadal mocno brakuje kreatywności z przodu (choć ze Śląskiem nieco ożywienia potrafił wnieść Chobłenko), ale wydaje się, że taka gra będzie z konieczności towarzyszyć poznaniakom aż do przerwy na reprezentację, kiedy to Nenad Bjelica będzie mógł popracować nad mniej doraźnym rozwiązaniem. Chyba, że zrobi to już jego następca.
Dla Romeo Jozaka z kolei wyzwaniem jest takie rozplanowanie kadry, by móc umieścić w niej jak najwięcej elementów zimowego zaciągu. Okienko transferowe przyniosło sporo transferów zagranicznych, zawodników, którzy jak na polskie warunki powinni wynosić grę na inny poziom. Tak zadziało się zresztą ze Śląskiem. Kiedy jednak przemówiła specyfika polskiej ligi, bardziej oparta na atletyce i agresywności niż nadmiarze umiejętności, nowe gwiazdy póki co miały problemy z dostosowaniem się. Trener dodatkowo zaczął nieco eksperymentować z ustawieniem. By pomieścić w składzie Eduardo i Niezgodę wypchnął Chorwata na skrzydło, z którego z kolei wypycha go ultraofensywnie usposobiony Vesović.
Choć takie manewry na papierze wyglądają skądinąd słusznie, póki co nie są na etapie wykonania, który uprawniałby je do wykorzystania w meczach o stawkę. Romeo Jozak to trener posiadający w głowie wiele pomysłów, jednak niekiedy ich nadmiar zaczyna stawać się problemem. Legia w domyśle ma być wielowymiarowa i mieć dużo sposobów rozprowadzenia akcji. Tymczasem żaden z nich nie jest dopracowany w stu procentach. Dodatkowo wymiana sporej części składu nie wpływa na stabilność i powoduje, że w tym meczu Legia zamiast grać o ucieczkę przed rywalami, walczyć będzie raczej o przedłużenie swoich szans na mistrzostwo. Podobnie zresztą jak Lech.