Powrót syna marnotrawnego. Wiele hałasu o Radosława Majewskiego

Jego gra w spotkaniu z Pogonią (2:0) nie była olśniewająca. Wielokrotnie zdarzyło mu się przebiec pół boiska i nie doczekać się piłki. Kilka razy podniósł rękę do góry mając nadzieję, że może wtedy ktoś do niego zagra. Ewentualnie musiał zwalniać, bo i tak nikt za nim nie podążał. Co łączy te wszystkie sytuacje? Komunikacja.

Bliżej, więcej

Lech ma problem ze stworzeniem choćby jednego roboczego schematu, który przypasuje całej jedenastce i co za tym idzie, będzie można go powielać w kolejnych meczach. Jest zawieszony pomiędzy dwoma strategiami. Jedna nawołuje do kolektywu, druga wybija na pierwszy plan indywidualności. Razem nie przypominają kołyski Newtona, choć pewnie bardzo by tego chciały.

Wydawało się jednak, że w starciu z Portowcami coś drgnęło. Chodzi przede wszystkim o odległości. Lechici grali bliżej siebie, sprawniej zdobywali teren, szybciej operowali piłką i nawet mogli poszczycić się swego rodzaju kontrolą. Oczywiście nie przez 90 minut - czar prysł w drugiej połowie.

Niekwestionowany wpływ miały zmiany względem konfrontacji z Arką. Vujadinović zastąpił Janickiego, w miejsce Barkrotha wskoczył Situm, a Jevtić został przesunięty na skrzydło, żeby zmieścił się Majewski, który pozbawił Raduta placu gry. Ten ostatni z założenia nie miał być upchnięty na siłę, a faktycznie realizować określone zadania. W praktyce bywało różnie, co odbiło się na ogólnym odbiorze jego występu.

Przewrotnie, mimo zarzucanych strat, to właśnie on mógł być najbliżej połączenia dwóch powyższych koncepcji.

Radosław Majewski Radosław Majewski Screen

Trio Kostewycz-Situm-Trałka próbuje rozgrywać w trójkącie w bocznym sektorze. Ostatecznie Ukrainiec podejmie nieudaną próbę dośrodkowania, a Majewski stojący bez krycia w promieniu kilku metrów od jakiegokolwiek przeciwnika, nie doczeka się podania (kilkanaście sekund wcześniej próbował swoich sił na przeciwległej flance).

Radosław Majewski Radosław Majewski Screen

Akcja rozpoczyna się na wysokości środkowej strefy. Situm otrzymuje piłkę ze strefy obrony, ścina do boku i holuje ją aż do około 25. metra. Ostatecznie decyduje się na zagranie, gdy jest to możliwie najbardziej czytelny wybór. Kostewycz rozkłada ręce.

Majewski od samego początku brał bierny udział w grze. Przesuwał się zgodnie z ruchem futbolówki i kontrolował swoją pozycję względem innych zawodników. Przede wszystkim aż prosiło się o zagranie do Ukraińca i wypuszczenie go na obieg, ale równie dobrze można było skierować prostopadłe podanie właśnie do niepilnowanego pomocnika. 

Radosław Majewski Radosław Majewski Screen

Sytuacja za chwilę się powtarza. Tym razem Situm decyduje się na wepchnięcie piłki w sam gąszcz nóg z zamiarem uruchomienia Gytkj?ra. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby domyślić się, jak zakończy się ta akcja.

W obu przypadkach Majewski był tam, gdzie powinien a koledzy zafundowali mu dodatkowy rozruch (nie tylko Chorwat, nie są to jednorazowe "wyskoki"). Lechici przez pierwszy kwadrans uparcie chcieli grać po obwodzie. Było to aż tak zakodowane, że lepsze rozwiązania zdawały się dla nich nie istnieć. Schemat wielokrotnie wypierał zdroworozsądkowe myślenie.

Radosław Majewski Radosław Majewski Screen

Testy wydolnościowe

Gumny przebija się skrzydłem, a przez cały czas jego ruch śledzi Majewski. Podnosi rękę sygnalizując gotowość do przejęcia piłki, ale to na nic. Boczny obrońca Kolejorza będzie trzymał się bocznego sektora jeszcze przez kilka sekund aż w końcu straci futbolówkę.

31-latek kursował od centralnej strefy do pola karnego Pogoni, ale wielokrotnie otrzymywał podanie w najgorszym z możliwych momentów (lub wcale, jak w powyższej sytuacji). Zarzucane straty niekoniecznie wzięły się z jego przesadnej nonszalancji czy nieudanego dryblingu. Jego pole gry było nieustannie ograniczane przez rywala, często nie mógł się nawet odwrócić. W pierwszej części spotkania przynajmniej pięciokrotnie stracił futbolówkę, bo musiał ulec pod naporem 2-3 przeciwników. Brakowało wsparcia kolegów z drużyny - rzadko któryś z nich stanowił alternatywę.

Mimo wszystko nie próżnował. Wyskakiwał do pojedynków główkowych i notorycznie je przegrywał, bo nie miał najmniejszych szans w starciu z rosłymi zawodnikami Pogoni. Do przerwy zdarzyło się to czterokrotnie w obrębie koła środkowego, zwykle po wznawianiu gry długim podaniem przez Buricia. Wracając jednak myślami do spotkania z Arką i podobnej roli jaką mieli Radut i Gajos, trudno sobie przypomnieć, żeby którykolwiek z nich faktycznie pchał się do walki, która raczej z góry skazana jest na porażkę.

Nie był nieomylny. Najważniejsze było dla niego, żeby utrzymać tempo akcji. Pewnych rzeczy nie był jednak w stanie przeskoczyć i odpuszczał. Szarża w pojedynkę zdawała się nie mieć sensu, dlatego wycofywał czekając na szybszą reakcję (np. w 33. minucie).

Radosław Majewski Radosław Majewski Screen

Porozumienie duńskie

Współpraca z Gytkj?rem także pozostawiała sporo do życzenia. Zawodnicy nadawali na całkowicie innych falach. W tym przypadku mijanka piłka-napastnik była naprawdę nieznaczna. Duńczyk wystartował za wcześnie spodziewając się, że podanie będzie nieco mocniejsze.

Trudności komunikacyjne były widoczne także w środkowej strefie, gdy wymagana była dwójkowa współpraca. Chociaż piłkarzy dzieliły maksymalnie dwa metry to zawsze któryś startował/zagrywał zbyt późno i ostatecznie akcja paliła na panewce.

Nie był to jednak problem typowy dla Majewskiego. Duński napastnik od dłuższego czasu wygląda tak, jakby nagle dowiadywał się o meczu w pierwszym składzie i nie za bardzo wiedział, czego może się spodziewać.

Radosław Majewski Radosław Majewski Screen

Kwestia optyki

Dużo miejsca, prawie idealna piłka od Jevticia. Majewski nie sięga, ale na tym jego rola się nie kończy. Za 10 sekund dogoni Fojuta w środkowej strefie i wygarnie mu spod nóg futbolówkę.

Szwajcar mógł się odwdzięczyć za świetne podanie, jakie dostał od kolegi niecałe dwie minuty wcześniej. Wtedy wypuścił sobie piłkę za daleko i tylko dlatego nie wyszedł na czystą pozycję. Było to jedno z nielicznych takich podań Majewskiego w tym spotkaniu (68 minut na boisku). Nie oznacza to jednak, że zagrał słabe zawody.

Pomocnik stale kontrolował grę, zachowywał odpowiednie odległości tak, że wystarczyło zagrać w tempo, żeby go uruchomić. Nie zwalniał, gdy aż prosiło się o szybki atak i utrzymanie tempa akcji. Inna sprawa, że jego możliwości w niektórych sytuacjach były ograniczone - nie miał szans w powietrzu czy w starciu z trzema przeciwnikami. Nie tylko przebywał w centralnej strefie, a starał się myśleć. Największa trudność polega na tym, że w tej chwili poprzeczka wisi bardzo wysoko i tylko prawdziwy cudotwórca byłby w stanie sprostać oczekiwaniom. A to tak nie działa. Majewski "startuje" z poziomu syna marnotrawnego i nie wydaje się, żeby w tym momencie był gorszym rozwiązaniem dla środkowego sektora Kolejorza. Dla niektórych to "tylko" wyjście do podania, dla poznaniaków może znaczyć coś znacznie więcej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.