Ekstraklasa. Lechia ciut odmłodzona, ale to doświadczony Peszko uratował ją w meczu, który nie porwał [SPOSTRZEŻENIA]

Zgodnie z zapowiedzią Adama Owena, kadra Lechii Gdańsk na mecz z Wisłą Kraków była ciut młodsza. Wśród gospodarzy jednak i tak wyróżniał się doświadczony Sławomir Peszko, a u gości (jak zwykle) błysnął Carlitos.
Lechia Gdańsk - Wisła Kraków 1:1. Pierwszy z lewej Filip Mladenović Lechia Gdańsk - Wisła Kraków 1:1. Pierwszy z lewej Filip Mladenović JAN RUSEK

Lechia Gdańsk zremisowała z Wisłą Kraków 1:1 w meczu 22. kolejki LOTTO Ekstraklasy. Gola dla gospodarzy strzelił Sławomir Peszko, bramkę dla gości zdobył Carlitos. Spostrzeżeniami po spotkaniu dzieli się Konrad Ferszter ze Sport.pl.

Adam Owen Adam Owen JAN RUSEK

Owen odmładza Lechię

Mając w pamięci jeden z wywiadów, w którym Adam Owen zapowiadał obniżenie średniej wieku kadry Lechii, po zimowym okienku transferowym dziennikarze i eksperci mogli patrzeć na Walijczyka z nieufnością. W ostatnich tygodniach do Gdańska trafili bowiem piłkarze starsi od tych, którzy odeszli.

Owen słowa jednak dotrzymał, bo do kadry pierwszego zespołu włączył 16-letnich Macieja Woźniaka i Mateusza Żukowskiego oraz 18-latków Adama Chrzanowskiego i Przemysława Macierzyńskiego. Co więcej, Walijczyk nie tylko włączył młodych do kadry, ale na część z nich też postawił.

O ile Macierzyński musiał zadowolić się ławką rezerwowych, o tyle w podstawowym składzie na mecz z Wisłą znalazł się Chrzanowski. Pierwszy z młodych piłkarzy musiał ustąpić miejsca w ataku braciom Paixao oraz Sławomirowi Peszce, ale już Chrzanowski znalazł się w składzie kosztem zawodników nieporównywalnie bardziej doświadczonych. W kadrze Lechii zabrakło bowiem 34-letniego Grzegorza Wojtkowiaka i rok starszego Jakuba Wawrzyniaka.

Jak zaprezentował się Chrzanowski w dopiero drugim występie w ekstraklasie? Co najmniej przyzwoicie. Chociaż 18-latek zaczął od wątpliwej jakości interwencji w starciu z Carlitosem (sędzia mógł podyktować rzut karny dla gości), to wraz z upływem czasu na boisku czuł się coraz pewniej i nie okazywał żadnych znaków zdenerwowania czy braku pewności siebie.

Sławomir Peszko Sławomir Peszko JAN RUSEK

Peszko znowu groźny

Trudno się spodziewać, by doświadczony reprezentant Polski poprzednią rundę zaliczył do udanych. Peszko, głównie przez problemy zdrowotne, stracił kilka tygodni, w lidze wystąpił raptem w 10 meczach, w których strzelił tylko jednego gola.

Szwankujące zdrowie oraz wiek spowodowały, że coraz częściej zaczęły się pojawiać pytania o przyszłość i przydatność Peszki. Nic z tego nie zrobił sobie Owen, który zimą dał do zrozumienia, że 32-latek wciąż jest ważnym ogniwem w jego zespole. Na podstawie sparingów mogliśmy jednak wnioskować, że Walijczyk szykuje dla reprezentanta Polski nową rolę.

W systemie 3-4-3 Owen widział Peszkę w roli wahadłowego, którego zadaniem miałoby być wspieranie trójki środkowych obrońców. O tej pozycji otwarcie mówił sam zawodnik, który przyznał, że być może będzie musiał wspierać młodego Chrzanowskiego. Co więcej, Peszko dodał, że nowa rola na boisku być może spowoduje, że przychlniejszym okiem spojrzy na niego selekcjoner Adam Nawałka.

Tymczasem w meczu z Wisłą Peszko wraz z braćmi Paixao zagrał w ataku i trzeba przyznać, że należał do najlepszych piłkarzy na boisku. Nie tylko dlatego, że zdobył bramkę na 1:1. 32-latek był bardzo aktywny na lewej stronie, gdzie dużo (i szybko) biegał, dryblował, skutecznie podawał do kolegów z ataku. Jeśli ktoś zimą postawił na Peszce krzyżyk, po spotkaniu z Wisłą z pewnością może palić się ze wstydu.

Carlitos to nie wszystko, ale wszystko bez Carlitosa to...

- Carlitos to świetny piłkarz, ale Wisła Kraków to nie tylko on - przekonywał przed sobotnim meczem nowy trener "Białej Gwiazdy". Z Joanem Carrillo trudno się nie zgodzić, w krakowskim zespole, oprócz Hiszpana, za piłką biegali też inni piłkarze, ale tylko 27-latek potrafił zrobić z nią coś konstruktywnego.

Carlitos potrzebował raptem kwadransa, by zdobyć pierwszą bramkę w lidze w 2018 roku. Hiszpan wykorzystał błąd Duszana Kuciaka i pięknym, technicznym lobem dał Wiśle prowadzenie. Chwilę wcześniej sędzia mógł podyktować rzut karny dla krakowian, po tym jak Chrzanowski w mało ostrożny sposób starał się zabrać Hiszpanowi piłkę.

Trzeba przyznać, że podobnie jak jesienią, wszystko co najlepsze w ofensywie Wisły było ściśle związane z Carlitosem. Hiszpan, który jesienią miał udział w ponad 63 proc. goli "Białej Gwiazdy", znów momentami wyglądał na osamotnionego w ofensywie. 27-latek starał się za dwóch, jednak najczęściej koledzy marnowali jego trud lub nie dostrzegali go nawet wtedy, gdy znajdował się na dużo lepszych pozycjach do oddania strzału.

Carillo oczywiście ma rację - Wisła to nie tylko Carlitos. Dziś jednak trudno wyobrazić sobie jak "Biała Gwiazda" funkcjonowałaby bez swojego lidera i jednego z najlepszych piłkarzy całej ligi.

Pomocnik Imaz

Żeby być w pełni sprawiedliwym w stosunku do ofensywy Wisły, za sobotni mecz należy też pochwalić Jesusa Imaza. Drugi strzelec krakowskiej drużyny z jesieni (pięć goli i dwie asysty) w Gdańsku wszedł z ławki rezerwowych i ożywił ospałą drużynę, wspomagając Carlitosa.

Hiszpan, który w 61. minucie zmienił bezbarnwego Patryka Małeckiego, sprawiał wrażenie zawodnika wszędobylskiego. Raz widzieliśmy go z prawej, raz z lewej strony, a zdarzało mu się też operować z piłką przy nodze w centralnej strefie przed bramką Kuciaka.

Imaz odciążył Carlitosa, często brał grę na siebie, szukał współpracy z rodakiem. O grze Hiszpana można byłoby mówić w samych superlatywach, gdyby nie sytuacja z 71. minuty. Wtedy to zawodnik Wisły znalazł się w doskonałej okazji do strzelenia gola, jednak mając mnóstwo czasu i miejsca uderzył potężnie i wysoko nad bramką Kuciaka.

Lechia - Wisła 1:1. Gerson Lechia - Wisła 1:1. Gerson JAN RUSEK

Mecz, który nie porwał

Chociaż od meczu Lechii z Wisłą widzieliśmy wiele gorszych spotkań w polskiej lidze, to trzeba przyznać, że w sobotę wieczorem obejrzeliśmy najgorsze jak dotąd starcie w rundzie wiosennej.

Nie mamy tu tylko na myśli małej liczby bramek (we wcześniejszych meczach było ich kolejno sześć, pięć, pięć, trzy), ale też liczbę sytuacji strzeleckich oraz błędów. Pierwszych z nich niestety było za mało, drugich o wiele za dużo.

O ile jeszcze w pierwszej połowie średnie widowisko w Gdańsku rekompensowały nam gole, o tyle po przerwie nie było się już czym zachwycać. Ani Lechia ani Wisła nie zdecydowały się zagrać o pełną pulę, na boisku nie działo się wiele ciekawego. Irytowały zwłaszcza proste błędy i niedokładne podania w środku pola. Trudno byłoby zliczyć proste, niewymuszone straty, które oba zespoły zanotowały zwłaszcza w drugiej połowie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.