Pół roku VARu w ekstraklasie: 638 sytuacji i 36 błędów, których uniknięto. Teraz wideo weryfikacja na każdym meczu

Sześć miesięcy VARu w ekstraklasie to aż 638 sytuacji, w których sędziowie skorzystali z systemu. Dzięki niemu dało się uniknąć, niemal 40 dużych błędów. Właściwie tylko raz arbitrzy mogli upuszczać stadion ze spuszczoną głową. To wszystko za 4 mln złotych. Niebawem VARu ma być więcej.
Szymon Marciniak Szymon Marciniak FOT. MATEUSZ SKWARCZEK

638 kontroli

VAR w Lotto Ekstraklasie
Łączy Nas Pilka

- Mnie sędziowanie nigdy nie przeszkadzało - powiedział o VAR Zbigniew Boniek podsumowując pół roku działalności systemu w Polsce. - Dzięki niemu jednak, żaden z sędziów prowadzących zawody na najwyższym poziomie, nie musiał wracać do domu ze spuszczoną głową, a cała Polska nie rozmawiała o jego pomyłce - dodał prezes PZPN. W praktyce od 13 lipca, niemal rzeczywiście tak było. Technologia przydawała się często.

638 sytuacji w 87 meczach ekstraklasy, w których działał VAR może się wydawać liczbą dużą. Statystycznie wychodzi, że podczas jednego spotkania używano go siedem razy. Nie przy wszystkich interwencjach kibice, piłkarze, czy nawet arbiter spotkania zdawali sobie z tej "kontroli" sprawę. Czasem działa ona zupełnie w tle, niemal w 15 proc. interwencji jest to tak zwane "ciche sprawdzenie". Przypomnijmy, VARu można użyć, by rozstrzygnąć prawidłowość strzelonego gola, zanalizować zagranie na czerwoną kartkę, faul w polu karnym, czy skorygować błędną identyfikację zawodnika.

Sędziowie sobie radzą, ale 36 razy..

VAR w Lotto Ekstraklasie
Łączy Nas Pilka

Jak wynika z danych PZPN, w niemal 80 proc. przypadków analiza VAR potwierdziła pierwszą decyzję sędziego boiskowego. Ten na swym uchu mógł usłyszeć jedynie "dobra robota".

W dokładnie 40 przypadkach technologia okazała się rozstrzygająca. To niby tylko nieco ponad 6% wszystkich 638 sytuacji, ale to ten procent kluczowy. To właśnie wtedy telewidzowie oglądający mecze EK przeważnie widzieli arbitra biegnącego do małego ekranu ustawionego przy linii bocznej boiska lub pokazującego symbol ekranu.

Dobrze, że technika działała. Na 40 takich wideo weryfikacji, wszystkich wypływających ze strony wozu, w 36 przypadkach (90 procentach) rozjemcy zawodów zmuszeni byli zmienić wydaną przez siebie decyzję.

Ujmując rzecz prościej - gdyby nie VAR to w 36 sytuacjach losy meczów rundy jesiennej wyglądałyby inaczej. Komuś niesłusznie uznano by gola, inna drużyna nie dostałby karnego, a kolejna nie poniosła konsekwencji za faul na czerwoną kartkę. Warto było więc czasem przed ekranem trochę poczekać.

VAR na gole

VAR w Lotto Ekstraklasie
Łączy Nas Pilka



Co najczęściej badał VAR? To, co w piłce nożnej najważniejszego. W 42 proc. chodziło o sprawę strzelonego gola, w nieco ponad 30 proc. o weryfikacje rzutu karnego, a 25 procent kontroli dotyczyło czerwonej kartki. Kwestie złej identyfikacji zawodnika to rzeczy marginalne.

Sędziowie na technologiczną pomoc narzekać nie mogą, chociaż zdają sobie sprawę, że zawsze będzie spadała na nich fala krytyki. Czasem wynikająca z nieznajomości sposobu, czy możliwości użycia technologii. 

- Interweniujemy jeśli mamy do czynienia z jasnym błędem arbitra. Jeśli jest sporny faul w polu karnym, jedni go widzą, a drudzy nie - to nie jest to sytuacja dla VARu. Pamiętajmy, że ostateczną decyzję wciąż podejmuje sędzia zawodów. Nikt tu nie dąży do perfekcyjnego sędziowania, bo to zabiłoby futbol. W VAR chodzi głównie o eliminację pomyłek. Zasada jest prosta - minimum ingerencji, maksimum korzyści - podkreśla jeden z pierwszych wideo arbitrów w Polsce Paweł Gil.

VAR dla wszystkich

W Polsce VAR zadebiutował na zeszłorocznym Superpucharze Polski. W Ekstraklasie pojawił się już podczas pierwszej, lipcowej kolejki. Co miesiąc było go więcej. We wrześniu był na trzech meczach w każdej kolejce, w październiku na pięciu w listopadzie na siedmiu.

Na początku lutego powinien być gotowy trzeci wóz VAR. To znaczy, że na rozpoczynającej się 9 lutego drugiej części ligowego sezonu w ekstraklasie, każdy mecz ma być pod kontrolą  wideo weryfikacji. Cała operacja VARu nad Wisłą zamknie się w kwocie 4 mln złotych.

W minionym półroczu VAR funkcjonował na nieco ponad połowie spotkań. Sporo błędów wyeliminowano. Sędzia jednak raz, mimo działającej technologii, ze stadionu wyjeżdżał ze spuszczoną głową. W końcówce meczu Śląska Wrocław z Cracovią Szymon Marciniak odgwizdał przewinienie zawodnika Pasów. Po skorzystaniu z VAR zweryfikował swoją decyzję i to gospodarzom przyznał rzut karny. Nie bardzo wiadomo co widział na swym ekranie. Faulu ewidentnie nie było, bo Sylwester Lusiusz Michała Chrapka nie dotknął, co wideo powtórki wykazały w sposób ewidentny. Teatralny upadek widać mocno podziałał na wyobraźnie arbitra. To był chyba jedyny przypadek w Polsce, w którym VAR zamiast pomóc, wypaczył wynik meczu. Śląsk wygrał 2:1. W systemie zawiódł człowiek. Wypadek przy pracy, sytuacja pewnie jedna na 638, ale i dowód na to, że nawet z nową technologią, piłka i tak pozostała piłką.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.