Ołeksij Chobłenko. Forma budowana w ciszy

Trzeźwe spojrzenie, pokora i rozsądek. Odreagowuje w towarzystwie wędki i gwiazd, odpoczywa w domu u boku kobiety, która stanowi dla niego największe wsparcie. 23-letni Ukrainiec rozwija się bez pośpiechu, nie narzuca sobie katorżniczego tempa życia, zdając się wierzyć, że wszystko przyjdzie w swoim czasie. Teraz spróbuje swoich sił w drużynie poznańskiego Lecha.
Ołeksij Chobłenko Ołeksij Chobłenko xsport.ua

Naczynia połączone

Nie podejmuje kontrowersyjnych tematów, jego buńczuczne wypowiedzi nie są cytowane przez największe lokalne dzienniki, a błysk fleszy to raczej ostatnie o czym marzy. Jeszcze pół roku temu nawet nie przypuszczał, że w jego karierze może dojść do jakiegoś przełomu. Robił swoje i starał się wyciągać wnioski. Do pełnej równowagi brakowało mu jednego, ale arcyważnego elementu - prawdziwego wsparcia.

Dasza, kobieta którą poznał w Odessie, stała się jego impulsem i motywacją. - Wierzy we mnie i wspiera w każdy możliwy sposób. Zdarza nam się nawet kłócić o to czy w danym meczu uda mi się strzelić gola, czy nie. Można powiedzieć, że to taki bodziec - podkreśla Ołeksji w obszernym wywiadzie dla ukraińskiego "Football Sport", jednego z nielicznych jeśli chodzi o taką objętość. Zanim ją poznał bramki w jego wykonaniu były sporadyczne, brakowało mu regularności i wykończenia (2015/16 - jeden gol, 2016/17 - dwa, 2017/18 - osiem). Piłkarz dostrzega związek między odblokowaniem strzeleckim a miłością, ale nie zapomina przy tym o innych elementach, które miały wpływ na jego formę. - Szczerze mówiąc te pierwsze półtora roku w Czernomorcu były bardzo trudne. Ot cena, jaką musiałem zapłacić za adaptację. Szkoleniowiec starał się jakoś poukładać drużynę, uczyliśmy siebie nawzajem, więc efektywność nie była na najwyższym poziomie - kontynuuje zawodnik.

Katiusza i kręgle

Trud został wynagrodzony, a Chobłenko nigdy nawet nie pomyślał, żeby zrezygnować i poszukać szczęścia gdzieś indziej. Był bardzo pewny swojej decyzji. - Nie chciałem wracać do Howerli. Byłem wyraźnie nastawiony na grę w Odessie, bo wiedziałem, że trener na mnie liczy. Duża rolę w procesie decyzyjnym odegrał Władysław Kalitwincew, któremu udało się zaprezentować umiejętności. Wydawało mi się, że Czernomorec ma wszystko, czego można oczekiwać w kontekście rozwoju profesjonalnego piłkarza - Ołeksji twardo obstaje przy swoim zdaniu w rozmowie z portalem 1927.kiev, nie waha się.

Ogromny wpływ na całą drużynę i jej wyniki miała zmiana trenera po 2 miesiącach od startu sezonu. Udało mu się przerwać druzgocącą serię porażek (6 na 7 meczów, jeden remis; od września do grudnia przegrali tylko dwukrotnie), a sam Chobłenko zaczął więcej strzelać. - Aleh Dułub zaszczepił w nas więcej agresji, emocji. Krótko mówiąc, potrząsnął całą ekipą - mówi napastnik dla ukraińskiego portalu "Dynamo Kiev". Szkoleniowiec jest znany ze swojego solidnego podejścia do kwestii taktycznych. - Nie jestem typem zawodnika, który zasypia w trakcie takich wykładów. Są niesamowicie interesujące, a dodatkowo Dułub uzupełnia je anegdotami i filmikami - piłkarz szybko odparowuje ciosy dziennikarza.

Nie była to jedyna "innowacja", jaką wprowadził Dułub. Starał się sprawić, żeby ekipa faktycznie była jednością, a nie zlepkiem kilkunastu zawodników o różnych celach. Przed prestiżowym meczem z Dynamem stwierdził, że nie samymi treningami piłkarz żyje i wszystkim przyda się choć trochę rozluźnić. - Szkoleniowiec zabrał nas na kręgle, ale nie w celach typowo rozrywkowych. Chciał wykrzesać trochę emocji, dlatego zostaliśmy podzieleni na drużyny. Muszę przyznać, że wcześniej byłem na kręgielni tylko raz w życiu, z rodziną - wspomina Chobłenko w rozmowie z tym samym portalem, od razu asekurując się na wypadek kolejnych pytań - Przegrany musiał śpiewać albo tańczyć, w zależności od miejsca, które zajął. Moja ekipa była przedostatnia i tylko dzięki Dułubowi, który świetnie sobie radził. No, w przeciwieństwie do mnie. Gdyby nie on, musielibyśmy tańczyć, a tak skończyło się tylko na "Katiuszy", którą wszyscy znają - kończy historię z uśmiechem na ustach. Napastnik zdecydowanie bardziej preferuje bilard, który pozwala mu się zrelaksować. No chyba, że są wakacje - wtedy gra w koszykówkę i siatkówkę.

Wypoczynek pod gwiazdami

Już samo pochylanie się nad zielonym stołem z bilami wskazuje, że Ołeksji preferuje spokój i nie w głowie mu zawrotne tempo życia. Lubi także spędzać czas poza halą i boiskiem - z dala od miejskiego gwaru.

- Siedzisz z wędką w łodzi, gwiazdy, cisza. Czyste piękno - piłkarz zaczyna snuć swoją opowieść na temat wędkarstwa w rozmowie z ukraińskim "Football Sport". Chociaż mogłoby się wydawać, że Odessa zapewnia wiele możliwości ze względu na dostęp do morza, to Chobłenko preferuje wypływanie na rzeki. - Moi rodzice mieszkają w Putywlu, miasto jest położone nad rzeką Sejm. Gdy tylko ich odwiedzam i pogoda dopisuje, wyprawiam się na szczupaki. Moja największa zdobycz ważyła 3,5 kg, ale nie jest to żaden rekord. Kiedyś wyciągnąłem 5-kilogramowego suma.  To ogólnie bardzo ciekawy gatunek, bo w ciągu dnia pływa przy dnie, dopiero nocą nieco bardziej się wynurza - kontynuuje. 

W metryce piłkarza nie widnieje jednak północno-wschodnie miasto na Ukrainie. Urodził się ponad 2000 km dalej, pod stokami Uralu. - Przez pierwsze trzy lata życia mieszkałem w Jekaterynburgu, bo mój tata jest wojskowym i akurat wtedy tam służył. Dopiero później przeprowadziliśmy się do Putywlu, naszej historycznej ojczyzny - wyjaśnia Ołeksji w rozmowie z ukraińskim portalem 1927.kiev. To z tym rejonem związane są jego pierwsze piłkarskie kroki.

Szybko jednak się okazało, że obwód sumski jest dla niego za mały. Gdy miał zaledwie 14 lat zgłosił się po niego klub ze stolicy. - Żurawłew dostrzegł mnie w meczu Czernihowa z Dynamem. W ogóle był to dla mnie bardzo udany rok (2008), bo nie dość, że dużo grałem, to jeszcze strzelałem mnóstwo bramek. Zaprosił mnie do Kijowa - wspomina piłkarz w wywiadzie dla "Football Sport". Wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Ołeksji zbierał doświadczenie, przechodził po kolei szczeble kariery w akademii aż wreszcie wylądował pod czujnym okiem Andrij Husina w drugim zespole Dynama. - Był dobrym, otwartym człowiekiem. Właśnie takich brakuje w piłce nożnej. To on chciał mnie w swojej drużynie, wiele się od niego nauczyłem. Na początku grałem nieco niżej, bo preferował formację 4-4-2 - zawodnik patrzy wstecz przywołując swoje początki. Szkoleniowiec zawsze mu powtarzał, że musi popracować nad reakcją, grą w tempo. Tylko raz w całej karierze grał bliżej środkowej strefy - w czasie Memoriału Makarowa.

Rozsądek ponad wszystko

Po pewnym czasie okazało się, że druga ekipa to trochę za mało. Chobłenko chciał sprawdzić się gdzieś indziej, zobaczyć, co tak naprawdę potrafi. - Trener (Alaksandr Chackiewicz) zasugerował, żebym poszedł na wypożyczenie. Powiedział, że mam spróbować, a potem pomyślimy. Zgodziłem się bez wahania. Potrzebowałem się wzmocnić. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Zagrałem jeden z najlepszych sezonów w całej mojej karierze i walnie przyczyniłem się do sukcesu drużyny. Połtawa zajęła czwarte miejsce w tabeli, najwyższe w całej swojej historii - podkreśla Ołeksji w rozmowie z portalem o Dynamie Kijów.  Po powrocie do stolicy okazało się, że trener nie rzucił słów na wiatr. Nadal wierzył w Chobłenkę i obdarzył go ogromnym kredytem zaufania. On jednak przemyślał temat i nie podpisał umowy z pierwszym zespołem - stwierdził, że chce grać, a nie siedzieć na ławce. W drużynie była zbyt duża rywalizacja na jego pozycji.

Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że Ukrainiec jest bardzo rozsądny. Zawsze rozważa wszelkie "za" i "przeciw", jego procesy decyzyjne są niezwykle rozbudowane. Preferuje odpoczynek na łonie natury, oczyszczenie myślenia poprzez całkowite skoncentrowanie się na rzecznych zdobyczach. Jeśli te wszystkie cechy faktycznie mają odniesienie na boisku, to Lech zyskuje poukładanego zawodnika - takiego, który nie będzie szukał poklasku, a po prostu zrobi swoje i w każdym meczu będzie szukał okazji na strzelenie gola. Dla siebie i dla innych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.