• Link został skopiowany

Nieodpowiednie miejsca, nieodpowiedni czas. Andrij Bohdanow - upór bez względu na okoliczności

Na dzień dobry ląduje przed twoim nosem CV. Natychmiast łapiesz się za głowę i próbujesz zrozumieć o czym myślał trener Ojrzyński. Całe życie na Ukrainie, ekipy dość przypadkowe, epizody w Mołdawii i Grecji. Coś jednak zgrzyta: częste zmiany klubów nie idą w parze z zerem w rubryce z liczbą występów. Cokolwiek by się nie działo - on grał. Nieważne, że za darmo, bez kibiców albo pod wodzą trenera, który nawet nie chciał z nim rozmawiać. 27-letni ukraiński pomocnik na większość wydarzeń nie miał wpływu. Ukojenia i stabilizacji poszuka w Gdyni, gdzie ponoć bardzo na niego liczą.
Andrij Bohdanow Andrij Bohdanow (fot. Arka Gdynia)

Nigdy nie odrzucaj Dynama

Kojarzysz to uczucie, gdy usilnie starasz się być tym sprytnym, a życie sprowadza cię na ziemię? Bohdanow zna je aż za dobrze. Chociaż za wszelką cenę usiłował podejmować racjonalne decyzje, to i tak za każdym razem okazywało się, że los z niego drwi.

Pierwszy przypadek: Dynamo Kijów. Najważniejszy i najpoważniejszy klub w karierze. Trudno się dziwić, skoro to właśnie tam zaczęła się jego przygoda z piłką nożną. Ukrainiec przeszedł wszystkie szczeble rozwoju w akademii, wiele wskazywało na to, że teraz wykorzysta swoją niepowtarzalną szansę. Bohdanow podziękował, nowej umowy nie podpisał: - W zespole była ogromna rywalizacja. Nie, nie bałem się jej. Równie dobrze mogłem próbować stopniowo dobijać się do pierwszej drużyny, krok po kroku. Mimo wszystko zdecydowałem się na coś innego. Chciałem coś zmienić, spróbować swoich sił gdzieś indziej - wspominał pomocnik w rozmowie z "Galsports". Wtedy jeszcze nie wiedział, że następnym razem to Dynamo z niego zrezygnuje.

Arka Gdynia - Sandecja Nowy Sącz 5:0 Arka Gdynia - Sandecja Nowy Sącz 5:0 JAN RUSEK

Dobry wybór

W ogólnym rozrachunku przeprowadzka do Arsenału Kijów okazała się być dobrym wyborem: - Jestem wdzięczny losowi, że tam trafiłem. Jurij Bakałow (jeden z trenerów) stał się takim moim ojcem chrzestnym - kontynuował zawodnik. Nie dodaje jednak, że szkoleniowiec pierwszej drużyny, Ołeksandr Zawarow, miał wobec niego troszeczkę inne plany. Po konsultacji ze sztabem doszedł do wniosku, że Bohdanow nie jest jeszcze gotowy na seniorską piłkę: - I miał rację. Poziom niżej (wypożyczenie do PFK Oleksandria) starłem się z bardzo ostrym futbolem, zyskałem doświadczenie. Stałem się silniejszy i wróciłem do Arsenału jako konkretny zawodnik - rozwiał wszelkie wątpliwości podsumowując temat.

Jednocześnie jego poczynania stale były kontrolowane przez pracowników Dynama Kijów. Nie potrzeba było dużo czasu, by "upomniał się" o niego sam Ihor Surkis, współwłaściciel i prezes klubu. - Wszystko obeszło się bez pośredników, bo nie miałem wówczas agenta. Skontaktowali się ze mną i zaprosili na spotkanie. Miałem raptem 22 lata,  nie liczyłem na to, że sami się do mnie odezwą. Oczywiście byłem bardzo zaskoczony. Kiedy dostajesz taką ofertę, po prostu nie możesz odmówić. Od razu porozmawiałem z Jurij Siominem, który był wówczas trenerem. Okazało się, że bardzo chce mnie w swojej drużynie - starał się wyjaśnić sytuację w obszernym wywiadzie dla portalu 1927.kiev.ua. Sielanka szybko ustąpiła miejsca prawdziwemu koszmarowi.

Bo karma wróci

Krótko po dołączeniu do drużyny Dynamo pożegnało się ze szkoleniowcem, a jego miejsce zajął Ołeh Błochin. - Ogólnie rzecz ujmując nie dostałem szansy na pokazanie umiejętności - kontynuował piłkarz. Nowy trener nie za bardzo zwracał uwagę na swoich podopiecznych. Według relacji Bohdanowa (ukraiński "Football24") niczego szczególnie nie lubił, z nikim nie rozmawiał, ciągle wypowiadał się w pierwszej osobie, nie wyjaśniał swoich decyzji. A trochę ich było. - Najpierw grałem na lewej stronie obrony, potem na prawej i znowu na lewej. To w ogóle nie są moje pozycje. Może raz czy dwa dał mi pograć na środku. Pamiętam, że w czasie jednego z obozów przygotowawczych nawet mnie nie wpuścił na boisko w jakimś sparingu. Byłem młody, chciałem grać. Musiałem podpatrywać kolegę, jak on się ustawia w defensywie, żeby cokolwiek załapać - przywoływał złe wspomnienia. 

Bohdanow starał się zrozumieć, że musi być uniwersalnym graczem, ale nawet nie dostał czasu, żeby oswoić się z nowymi pozycjami. Pewnego dnia nie wytrzymał. Podszedł do trenera i powiedział wprost, że pójdzie grać gdzieś indziej, bo chce udowodnić, że jest w stanie rywalizować o pierwszy skład. Dostał zielone światło, wrócił do Arsenału i nawet powołano go do kadry: - Po powrocie do Dynama nie miałem już czego szukać. Nie minął nawet tydzień, gdy dowiedziałem się, że mam iść do domu. Informacja nie wyszła od trenera. Po prostu jeden z kolegów przeczytał listę zawodników, którzy już nie łapią się do składu - zakończył temat w rozmowie z "FootballHub".

Od tego momentu karierę Bohdanowa można przyrównać do równi pochyłej. Obszar jego przeprowadzek stał się znacznie większy - już nie ograniczał się tylko do Kijowa, sięgał daleko poza Ukrainę. Tym razem jednak główną rolę w jego "perypetiach" odegrał nie trener a agent.

Piłkarze Arki Gdynia rozpoczęli przygotowania do rundy wiosennej 2018 Piłkarze Arki Gdynia rozpoczęli przygotowania do rundy wiosennej 2018 Stanisław Wrzosek/arka.gdynia.pl

Blokada graniczna

Zadecydował splot wydarzeń: Ukrainiec wylądował w greckim Ergotelisie i trudno powiedzieć, żeby miał jakiekolwiek dobre wspomnienia z tamtego epizodu. - Wytrzymałem prawie pół roku i nie zobaczyłem żadnej pensji. Było mi bardzo trudno. Do tego jeszcze doszła uciążliwa pogoda. Było naprawdę, bardzo gorąco. Mam trudności z przystosowaniem się do innych warunków klimatycznych - Bohdanow usiłował wybrnąć dyplomatycznie z pytania o pobyt w Grecji, ale ostatecznie nie był w stanie wskazać jakichkolwiek plusów (1927.kiev.ua). W ciągu czterech miesięcy aż trzykrotnie zmienił się trener. Sytuacja wyglądała beznadziejnie, nic więc dziwnego, że Ukrainiec szukał wsparcia w osobie swojego agenta. - Dimitri Seluk mówił, że wszystko będzie dobrze, ale nic się nie zmieniało. Nie sprzeczałem się z nim, po prostu wyjechałem - piłkarz snuł dalej swoją historię aż do kolejnego punktu kulminacyjnego.

Pojawiła się oferta z Rostowa. Ogromna szansa na przełamanie złej passy. Był tylko jeden kruczek: Bohdanow nadal był związany umową z Metalistem Charków (okres po 2014 r., gdy klub miał spore problemy finansowe). - Gurban Berdiyew bardzo chciał mnie mieć u siebie, dlatego pojechałem do niego prosto z Grecji. W Rostowie byłem trzy miesiące i jednocześnie próbowałem dojść do porozumienia z władzami Metalista - wyjaśniał w rozmowie z ukraińskim portalem "Football24". Trener był dla niego prawdziwym autorytetem. Bohdanow wielokrotnie podkreślał, że jego warsztat zrobił na nim ogromne wrażenie: - Każdy trening był nagrywany, a następnego dnia zajmowaliśmy się jego analizą. Najpierw teoria, potem ćwiczenia i tak codziennie. Pokazywał, kto trenuje, kto nie, kto się niewłaściwie porusza. Jest też świetnym psychologiem. Pamiętam, że po zwycięstwie ze Spartakiem wszyscy wyszli na trening rozluźnieni. Berdiyew zaczął krzyczeć, że chociaż wczoraj wygrali, to chyba jeszcze nie zdecydowali, że im się to udało. Zawsze potrafił znaleźć właściwe słowa - chwalił szkoleniowca w wywiadzie dla ukraińskiego "Football24"

Piłkarze Arki Gdynia rozpoczęli przygotowania do rundy wiosennej 2018 Piłkarze Arki Gdynia rozpoczęli przygotowania do rundy wiosennej 2018 Stanisław Wrzosek/arka.gdynia.pl

Pomocnik był gotów darować dług w postaci kilku pensji i zerwać umowę

Na przeszkodzie stanął agent, który stwierdził, że będą w stanie odzyskać pieniądze, on to wytrzyma, a później odejdzie jako wolny zawodnik: - Uwierzyłem mu. Czas mijał, nic się nie zmieniało, zbliżał się nowy sezon, a Berdiyew stale dopytywał, jak wygląda sytuacja - mówił piłkarz. W jej trakcie wyszły inne fakty, jakoby Bohdanow nadal był związany umową wypożyczenia z Ergotelisem. Ostatecznie telenowela trwała aż pół roku i nie miała szczęśliwego zakończenia. Transfer nie doszedł do skutku, Metalist zablokował dokumenty, zawodnik stracił pół roku i skończył w Mołdawii - również z rekomendacji Seluka. Wytrzymał tam dwa tygodnie, zagrał dwa mecze, a po wszystkim podziękował agentowi za współpracę.

Historia z Rostowem odbiła się szerokim echem także poza najbliższym środowiskiem piłkarza. Głos w sprawie zabrał Ołeh Łużny i to wcale nie po to, żeby wyrazić jakieś wsparcie. - Wydaje mi się, że jeśli ktoś jedzie tam, a później wraca na Ukrainę, to trzeba go deportować. Nie może grać u nas, bo co? Nie rozumiem. Czechy, Białoruś. idź gdzieś indziej tylko nie do Rosji - wypowiedź trenera była wymierzona wprost w pomocnika (sport.bigmir.net). Do bezpośredniego dialogu nie doszło. Bohdanow uciął temat: - Nie będziemy rozmawiać, o tym że Łużny ma dom w Londynie. Oczywiście ma pełne prawo reagować, ale w tym przypadku się myli (1927.kiev.ua).

Piłkarze Arki Gdynia rozpoczęli przygotowania do rundy wiosennej 2018 Piłkarze Arki Gdynia rozpoczęli przygotowania do rundy wiosennej 2018 Stanisław Wrzosek/arka.gdynia.pl

Po pierwsze nie szkodzić

Chociaż telenowela z Metalistem już dawno się skończyła, to piłkarz i tak nie może znaleźć stabilizacji i ukojenia. Pewnie gdyby nie oferta z Arki, nadal błąkałby się po mniejszych, ukraińskich klubach z nadzieją, że w końcu karta się odwróci.

Lekko nigdy nie było. Zapytany przez ukraiński portal 1927.kiev czy za pensję z Olimpiku Donieck da się przeżyć w Kijowie, uciął temat: - Co za pytanie. Jakoś żyjemy. Nie chciał się wypowiadać o finansach. Wszelkie pytania zbywał milczeniem albo krótkimi odpowiedziami, jak choćby porównaniami poziomu wynagrodzenia do Rowu Mariańskiego. Jego jedynym celem zawsze była gra w piłkę - cokolwiek by się nie działo. Podobnie zresztą reagował na wątki kibicowskie, gdy ukraińscy dziennikarze dopytywali dla kogo on właściwie gra w tym Doniecku: - W Arsenale też ich nie było. To jasne, że wpływ ma zawsze ten drugi, większy klub. Chwała prezesowi, że jest w stanie utrzymać drużynę - kontynuował wypowiedzi w tym samym wywiadzie.

Rutynową codzienność od czasu do czasu przerywały mu zaskakujące wydarzenia. W czasie gry w Wołyniu Łuck zwykła podróż na stadion mogła zamienić się w coś niepowtarzalnego: - Byliśmy na turnieju w Indiach i przejechanie z hotelu na stadion zajmowało około 5 minut. Na drogę wyjechało kilku lokalnych gości na motorowerach. Kładli się, otrzepywali, poprawiali. I tak trzykrotnie - opowiadał ukraińskiemu "Football24". Trener Witalij Kwarciany również potrafił urozmaicić życie. Ponoć po porażce 0:5 w meczu pucharowym z Zorią, Bohdanow i  Wołodymyr Polowy zostali wyrzuceni z autobusu za "działania na szkodę drużyny" (pomocnik dostał czerwoną kartkę). Sam zainteresowany zapytany o tę sytuację zaprzeczył i powiedział, że atmosfera była nerwowa, ale nie aż tak.

Po kilku latach złej passy Bohdanow ma okazję udowodnić, że zasługuje na grę, zaufanie i spokojne warunki pracy. Tym razem chyba po raz pierwszy, wszystko zależy tylko od niego. Żadnych kopiących dołki menadżerów, stabilna sytuacja finansowa i prawie zawsze pełny stadion. Pozostaje jedynie wykorzystać szansę.