Choć okno transferowe w Polsce będzie czynne jeszcze do końca lutego, część klubów już przed startem ligi postarała się o znaczące wzmocnienia składów. Prześledźmy nowych zawodników w Ekstraklasie, którzy mają szansę zaznaczyć swoją obecność od pierwszej wiosennej kolejki.
Remedium na kłopoty Wisły w środku pomocy. Llonch to zawodnik bardziej defensywny, agresywny w odbiorze, z dobrym przeglądem pola, zdolny kontrolować spory obszar boiska. W razie potrzeby potrafi przy tym zejść po piłkę w głąb pola i zacząć atak bezpiecznymi podaniami. Zawodnika o takiej charakterystyce w Wiśle bardzo brakowało. W rozgrywającego, który odbierał piłkę od obrońców, najczęściej wcielał się Popović. Musiał w ten sposób operować poza swoją strefą komfortu, grać przede wszystkim bezpieczne piłki i rozrzucać akcje na boki, zamiast próbować sforsować szeregi rywala podaniem prostopadłym. Dzięki transferowi Lloncha możliwe będzie przeniesienie Popivicia wyżej, względnie użycie zamiast niego nowopozyskanego Stilicia. Ci zawodnicy, grając na "ósemce" lub nawet "dziesiątce", będą mogli sobie pozwolić na kreatywniejszą grę. Bycie ubezpieczanym przez defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia, pozwala bardziej ryzykować przy otwierających podaniach.
Po odejściu z Legii Aleksandara Prijovicia i Nemanji Nikolicia, włodarze najwyraźniej postawili sobie za punkt honoru, by ich następcy mieli podobne do wytransferowanych zawodników charakterystyki. W ten sposób pozyskano Sanogo i Chimę. Necid w pewnym stopniu łączy cechy tych napastników. Bardzo dobrze potrafi się odnaleźć w polu karnym, gubiąc przy tym rywala. Widać to przede wszystkim przy akcjach skrzydłami, kiedy przy dośrodkowaniu jest w stanie na niewielkim dystansie uwolnić się spod krycia. Jest przy tym idealnym celem wysokich piłek. Przy 190 cm wzrostu i dobrej technice gry głową, wygrywa większość pojedynków powietrznych. Nie jest jednak zawodnikiem szczególnie dynamicznym, ciężko sobie wyobrazić rajdy z piłką w jego wykonaniu. Rzadko schodzi bardzo głęboko, przez większość meczu operuje niedaleko pola karnego. To typ napastnika, który będzie żyć z sytuacji, które wypracują ma partnerzy. Na szczęście dla niego, za jego plecami jakości piłkarskiej nie brakuje.
Przebojowy i bardzo ofensywnie usposobiony. Choć to nominalny boczny obrońca, grywał też na prawej pomocy. Nawet kiedy jednak występuje jako skrajny defensor, jego zachowanie przy piłce nie odbiega znacząco od sposobu gry skrzydłowych. Podłącza się pod znaczną większość akcji, często biegnąc wzdłuż bocznej linii i stwarzając dodatkową opcję podania bocznemu pomocnikowi. Nie jest jednak przyspawany do tej strefy, kiedy atak przenosi się bardziej do środka, również może odbić nieco bardziej w tę stronę. Ma doskonale ułożoną stopę do wrzutek, potrafi zagrać ostrą piłkę w pole karne, jak i miękką wrzutkę do partnera nabiegającego na przeciwległej flance. Bardzo często przy tym ryzykuje, szukając dryblingów, by stworzyć sobie dobre miejsce do dośrodkowania. Pozostaje jednak istotny minus jego aktywności ofensywnej - często zdarza mu się dośrodkowywać bez spoglądania, gdzie są partnerzy.
Łęczna przeżyła ostatnio sporą rewolucję wewnętrzną. Zafascynowanego "moneyballowym" podejściem do futbolu Andrzeja Rybarskiego zastąpił ortodoksyjny tradycjonalista - Franciszek Smuda. Były trener kadry narodowej postarał się o jeszcze inny aspekt tej rewolucji. Górnik Łęczna bowiem w swojej grze niespecjalne przebierał w środkach, piłkarze rzadko szukali bardziej skomplikowanych rozwiązań, niż dłuższe zagrania do linii ataku czy szybkie próby przedarcia się skrzydłami. Ściągnięty przez Smudę Atoche słynął w Peru z innej gry. Był rozgrywającym, często starającym się dać opcje podania obrońcom, a następnie rozprowadzającym akcję dalej. Dobrze odnajdywał się pod pressingiem, a nawet trzymając piłkę dłużej - wymuszał go, starając się wyciągnąć przeciwników ze zwartej defensywy i stworzyć sobie opcje podania. Nie tracił swoich umiejętności także i bliżej bramki rywala, choć rzadko zapuszczał się w okolice pola karnego. Dla Górnika i tak może być jednak istotnym ogniwem, wnosząc dużo spokoju w szarpane dotychczas wyprowadzanie piłki z własnej połowy.
Choć Lechia ma bardzo szeroką kadrę i każdemu nowego nabytkowi ciężko by było wywalczyć sobie miejsce w składzie, van Kesselowi powinno się to szybko udać. Ma wszystko, co jest potrzebne skrzydłowemu. Jest silny fizycznie, mocno stoi na nogach i bardzo trudno go zatrzymać, kiedy już nabierze rozpędu. Nie bazuje przy tym tylko na przepychaniu się z przeciwnikiem. Mimo solidnej postury dysponuje dobrą koordynacją i techniką. Jest w stanie minąć rywala na małej przestrzeni i natychmiast przyspieszyć. Bywa przydatny przy rozprowadzaniu ataku pozycyjnego, służąc jako adresat dłuższych piłek, które zgrywa do partnerów. W samej jednak grze podaniami nie odnajduje się jednak już tak dobrze jak przy akcjach indywidualnych. Trochę za często się podpala i szuka zagrań zbyt ryzykownych, takich, których szansa powodzenia jest za mała. Podobny błąd popełnia zresztą wikłając się niekiedy w trudne do wygrania dryblingi. Pod względem podejmowania decyzji, w Lechii będą musieli ten diament nieco doszlifować.