Mecze Legii z Lechem przyzwyczaiły do gorącej atmosfery. Nie tylko na trybunach i na boisku, ale też na trenerskich ławkach. Spokój w sobotni wieczór utrzymywał się bardzo długo. Jacek Magiera ograniczał się do skrupulatnego notowania swoich spostrzeżeń, a Nenad Bjelica spacerował przed ławką rezerwowych Lecha. Prawdziwe emocje zaczęły się w końcówce. Po wykorzystanym rzucie karnym dla Lecha, goście z Poznania chcieli szybko wznowić grę. Uniemożliwił im to Arkadiusz Malarz i zaczęła się bijatyka. Do Arkadiusza Malarza wyskoczył jeden z rezerwowych Lecha. Później podbiegli pozostali piłkarze, a nawet członkowie sztabów szkoleniowych. Na murawie zawrzało. A był to dopiero początek emocji. Po zwycięskim golu dla Legii Aleksandar Vuković wybiegł w kierunku sektora kibiców Lecha i tam cieszył się ze zwycięskiego gola. Szaleństwo w czystej postaci.
Jacek Magiera systematycznie stawia na Jakuba Rzeźniczaka. Tym razem kapitan Legii nie zaczął jednak meczu na środku obrony. Wrócił na pozycję, na której grał kilka sezonów temu. I okazało się, że nie zapomniał jak powinien zachowywać się boczny obrońca. Skupiony w defensywie i zaangażowany w ofensywę. Jeżeli widział, że przeciwnik jest bliski uwolnienia się spod jego krycia, to faulował. Zasada była jedna. Piłka może przejść, przeciwnik już nie.
W drugiej połowie trener Jacek Magiera zmienił Rzeźniczakowi pozycję. Kapitan legionistów wrócił na środek obrony i znów pokazał się z dobrej strony. Nie tylko podpowiadał mniej doświadczonemu Jakubowi Czerwińskiemu, ale też wziął na siebie odpowiedzialność wyprowadzania piłki z własnej połowy.
W jednym spotkaniu Jacek Magiera przetestował Rzeźniczaka na dwóch pozycjach. Na obu spisywał się dobrze i udowodnił, że trener może na niego liczyć w każdych okolicznościach.
Jacek Magiera systematycznie stawia na Jakuba Rzeźniczaka. Tym razem kapitan Legii nie zaczął jednak meczu na środku obrony. Wrócił na pozycję, na której grał kilka sezonów temu. I okazało się, że nie zapomniał jak powinien zachowywać się boczny obrońca. Skupiony w defensywie i zaangażowany w ofensywę. Jeżeli widział, że przeciwnik jest bliski uwolnienia się spod jego krycia, to faulował. Zasada była jedna. Piłka może przejść, przeciwnik już nie.
W drugiej połowie trener Jacek Magiera zmienił Rzeźniczakowi pozycję. Kapitan legionistów wrócił na środek obrony i znów pokazał się z dobrej strony. Nie tylko podpowiadał mniej doświadczonemu Jakubowi Czerwińskiemu, ale też wziął na siebie odpowiedzialność wyprowadzania piłki z własnej połowy.
W jednym spotkaniu Jacek Magiera przetestował Rzeźniczaka na dwóch pozycjach. Na obu spisywał się dobrze i udowodnił, że trener może na niego liczyć w każdych okolicznościach.
Jacek Magiera systematycznie stawia na Jakuba Rzeźniczaka. Tym razem kapitan Legii nie zaczął jednak meczu na środku obrony. Wrócił na pozycję, na której grał kilka sezonów temu. I okazało się, że nie zapomniał jak powinien zachowywać się boczny obrońca. Skupiony w defensywie i zaangażowany w ofensywę. Jeżeli widział, że przeciwnik jest bliski uwolnienia się spod jego krycia, to faulował. Zasada była jedna. Piłka może przejść, przeciwnik już nie.
W drugiej połowie trener Jacek Magiera zmienił Rzeźniczakowi pozycję. Kapitan legionistów wrócił na środek obrony i znów pokazał się z dobrej strony. Nie tylko podpowiadał mniej doświadczonemu Jakubowi Czerwińskiemu, ale też wziął na siebie odpowiedzialność wyprowadzania piłki z własnej połowy.
W jednym spotkaniu Jacek Magiera przetestował Rzeźniczaka na dwóch pozycjach. Na obu spisywał się dobrze i udowodnił, że trener może na niego liczyć w każdych okolicznościach.
- W pełni odsuwam się od bieżącej działalności klubu i rezygnuję z prowadzenia nadzorowanych przez mnie projektów. Będę jedynie wykonywał te czynności, które są wymagane ode mnie prawnie lub umownie ? napisał niedawno w swoim oświadczeniu Dariusz Mioduski, jeden z trzech współwłaścicieli klubu. Na meczu z Lechem Mioduski pojawił się na trybunach. Nie siedział jednak obok Macieja Wandzela. Pierwszą połowę Mioduski spędził w towarzystwie Dariusza Marca, prezesa ekstraklasy.
Nemanja Nikolić z poprzedniego sezonu kończyłby mecz z Lechem z trzema, a może nawet czterema golami. Reprezentant Węgier w meczu z Lechem musiał zmarnować dwie doskonałe sytuacje, żeby w końcu trafić do bramki Matusa Putnocky'ego. Napastnik Legii w 65. minucie zrzucił z siebie ciężar zmarnowanych okazji, a po bramce z furią zdjął koszulkę i pokazał, że wcale nie zapomniał jak strzela się gole.
Kibice przy Łazienkowskiej powoli zapominają o fatalnym początku sezonu w wykonaniu belgijskiego pomocnika. Vadis Odjidja-Ofoe zagrał dobry mecz w Lidze Mistrzów na Estadio Santiago Bernabeu, a już kilka dni później był jednym z najlepszych piłkarzy Legii w meczu z Lechem Poznań. To Belg kreował większość akcji Legii w środku pola, ale nie zawsze potrafił porozumieć się z kolegami. Ofoe po każdym podaniu wychodził na wolną pozycję i czekał na podanie zwrotne. Najczęściej bezskutecznie, co bardzo go irytowało. Jego pazerność na bycie przy piłce było w meczu z Lechem imponujące.