Dla większości drużyn ligi gra w pierwszej ósemce to jedyny cel na każdy sezon ekstraklasy. Tylko Lech Poznań i Legia Warszawa przed sezonem mówią o czym innym - o mistrzostwie Polski. Ale dla reszty pewne utrzymanie w lidze (bo to gwarantuje grupa mistrzowska) na siedem meczów przed końcem wystarczy, by mówić o udanym sezonie. W grze o awans do pierwszej ósemki pozostaje aż siedem zespołów. W sobotę 30. kolejka, czyli ostatni mecz w sezonie zasadniczym. Wszystkie mecze odbędą się o godz. 18. Serwis 90minut.pl przygotował szczegółowe, procentowe wyliczenia ich szans na grupę mistrzowską. Tylko trzy drużyny są zależne tylko od siebie. Ale matematyka to tylko część opowieści o tych zespołach, bo zadecyduje, jak mówią eksperci, "dyspozycja dnia". A z obecnej formy zadowoleni są tylko nieliczni.
Gdyby chorzowianie mieli punkt więcej, do Gdańska jechaliby spokojni o miejsce w pierwszej ósemce. Wystarczyłoby więc wykorzystanie rzutu karnego przez Patryka Lipskiego w ostatniej minucie meczu z Wisłą Kraków, a przy Cichej cieszyliby się z utrzymania w lidze. W dodatku, Śląsk.Sport.pl przypomina też sytuację z lat 90., kiedy na boisku treningowym Ruchu doszło do wypadku. Jeden z młodych zawodników został ranny i klub musi mu wypłacać rentę. To okazało się jednym z roszczeń, które w opinii Komisji Licencyjnej przeważyło o odjęciu przez nią Ruchowi jednego punktu.
Chorzowianie w Gdańsku potrzebują co najmniej remisu, choć mogą też nawet przegrać, jeśli Wisła i Jagiellonia nie wygrają. Sytuacja nie wygląda więc najgorzej, ale nawet o punkt z Lechią będzie Ruchowi ciężko. W sobotę nie zagra najlepszy strzelec zespołu Mariusz Stępiński. Za piłkarzami Waldemara Fornalika przemawia jednak bilans meczów wyjazdowych - w tym roku w delegacji przegrali na cztery mecze tylko raz.
Po szalonym remisie w Warszawie gdańszczanie są faworytem w oczach neutralnych kibiców. - Może zabrzmi to nieskromnie, ale źle by się stało dla polskiej piłki, gdyby Lechii zabrakło w grupie mistrzowskiej - mówił po meczu Jakub Wawrzyniak. Tę opinię potwierdziłby zapewne niejeden ekspert.
Lechia gra ofensywnie, na granicy ryzyka. To podoba się kibicom. Trener Piotr Nowak pokazuje to, co drużyna ma najlepszego - potencjał ofensywny. Ten udało się stworzyć olbrzymimi wydatkami i wieloma transferami, ale jednocześnie co pół roku kadra zespołu przeżywa rewolucję i przez ostatnie dwa lata tylko momentami gdańszczanie wyglądają jak prawdziwy zespół. Mimo to, odkąd po 30. kolejkach liga dzieli się na dwie grupy, gdańszczanie zawsze grali w tej mistrzowskiej.
Zespół trenera Nowaka, żeby być kowalem własnego losu, musi w sobotę wygrać. Jest faworytem meczu z Ruchem. Lechia w tym roku wygrała trzy z czterech meczów u siebie, rywalom pakując aż 14 bramek.
To być może zespół będący obecnie w najlepszej formie w lidze, a na pewno osiągający najlepsze wyniki w trzech ostatnich kolejkach, bo nikt inny nie ma przecież samych zwycięstw. Po przyjściu Dariusza Wdowczyka krakowianie grają błyskotliwie i skutecznie. Jeszce miesiąc temu byli w strefie spadkowej, a dziś mają szanse na grupę mistrzowską.
W sobotę Wisła podejmie Zagłębie Lubin i musi wygrać, by awansować do grupy mistrzowskiej. Lubinianie zespół, który w tym roku osiąga wyniki gorsze tylko od lidera - Legii Warszawa. Podopieczni Piotra Stokowca grają racjonalnie, efektywnie i mają skutecznego rozgrywającego Filipa Starzyńskiego. Są pewni miejsca w pierwszej ósemce, ale wciąż mogą walczyć czwarte miejsce, gwarantujące cztery mecze u siebie.
Na to wszystko Wisła ma jednak odpowiedź. Jest silna w ofensywnie, ma też Rafała Wolskiego, playmakera równie kreatywnego co Starzyński. I gra u siebie, choć w tym sezonie lepiej radzi sobie na wyjeździe.
Bielszczanie jeszcze ani razu nie grali w pierwszej ósemce. Rok temu byli blisko, ale ostatecznie zostali w grupie spadkowej, co kosztowało pracę trenera Leszka Ojrzyńskiego. Teraz pozycja Roberta Podolińskiego jest raczej niezagrożona, bo w tym roku Podbeskidzie jest trzecią drużyną ekstraklasy. Zdobyło 14 punktów, co wywindowało ich z dna tabeli do grona zespołów walczących o pierwszą ósemkę.
Wdarcie się do grupy mistrzowskiej byłoby ukoronowaniem wspaniałej pracy outsidera, ale nie jest on zależny tylko od siebie. Nawet po ewentualnym zwycięstwie nad Termaliką, piłkarze Podolińskiego muszą patrzeć na wyniki Wisły, Jagiellonii i Lechii. Sam trener przestrzega, by na tym się nie skupiać. Bielszczanie są w formie, są skuteczni i sprzyja im szczęście (w poniedziałek w Białymstoku prowadzili 2:0 po dwóch golach samobójczych nie oddając ani jednego celnego strzału), ale wciąż ich gra w grupie mistrzowskiej byłaby wielkim zaskoczeniem.
Choć to Jagiellonia jest wyżej w tabeli, to większe szanse na zwycięstwo w swoim meczu mają piłkarze z Kielc. Grają z ostatnim Górnikiem Zabrze, który w tym roku jeszcze nie wygrał. To i tak jednak sprawa malutkich różnic, dlatego zwycięstwo w sobotę kielczanie traktują jako punkty przydatne do walki o utrzymanie niż potrzebne do awansu do grupy mistrzowskiej. Przecież, żeby w niej grać trzeba nie tylko wygrać w Zabrzu, a jednocześnie liczyć na to, że nie wygrają aż cztery zespoły: Lechia, Wisła, Podbeskidzie i Jagiellonia.
Białostoczanie w sobotę jadą do Gliwic, gdzie Piast w tym roku jest niepokonany. W dodatku po ostatnim meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (0:3), drużyna jest w fatalnym stanie psychicznym. Wyzywani przez kibiców wdali się z nimi w pyskówkę, a trener Michał Probierz stracił panowanie nad sobą i potem za to przepraszał.
Jeszcze trzy tygodnie temu Jagiellonia była na ósmym miejscu w tabeli, ale potem przyszedł mecz z Wisłą Kraków, w którym została rozgromiona 1:5. Białostoczanom na dłuższą metę brakuje jakości do gry w pierwszej ósemce. W lecie sprzedano przecież filary drużyny, która rok temu zdobyła trzecie miejsce w lidze. Ten sezon z założenia miał być przecież przejściowy, drużyna miała się przede wszystkim utrzymać w lidze.
Tego białostoczanie najpewniej w sobotę sobie nie zapewnią. Żeby awansować do grupy mistrzowskiej, muszą w Gliwicach wygrać i liczyć na potknięcia Wisły i Podbeskidzia.