5 kluczowych pytań przed "dogrywką" w Ekstraklasie

Niedawna reforma Ekstraklasy to m.in. podział punktów i dodatkowe siedem serii spotkań. Skoro ucinanie dorobku mamy już za sobą, przyszedł czas na dogrywkę na murawie - już bez odbierania punktów. Przed nami siedem kolejek, w których zadecydują się losy wielu trenerów, piłkarzy, całych klubów. Oto pięć naszym zdaniem kluczowych pytań przed ligową "dogrywką".

Dokąd idzie Podbeskidzie?

Szansę na grę w grupie mistrzowskiej Podbeskidzie straciło dopiero w ostatniej kolejce rundy zasadniczej, a zaraz potem - niespodziewanie chyba dla wszystkich kibiców i komentatorów - straciło też Leszka Ojrzyńskiego, któremu podziękowano, tłumacząc zwolnienie słabymi wynikami. Nie bardzo wiadomo, jakie ambicje przyświecały działaczom, bo do tej pory klub kojarzony był raczej z dramatycznymi, ale udanymi walkami o uniknięcie spadku. Teraz najwyraźniej celowano wyżej, choć ani kadra, ani zaplecze nie wskazywały, by miejsca zespołu należało szukać raczej w górze tabeli. Drogi do uniknięcia spadku poszuka Dariusz Kubicki, który obejmuje drużynę z jednej strony posiadającą spory, biorąc pod uwagę podział punktów, zapas nad strefą spadkową i cztery mecze u siebie, z drugiej - rozczarowaną koniecznością walki o utrzymanie (przez wiele kolejek PBB zajmowało lokatę zapewniającą grupę mistrzowską).

Kubicki rejterował już z Bielska na Syberię (dostał intratną ofertę z Nowosybirska), Ekstraklasę dla Podbeskidzia musiał wtedy ratować Czesław Michniewicz. Dziś ten drugi udanie wprowadził się do Pogoni, efektowną serią zwycięstw (zastopowaną dopiero przy Łazienkowskiej) zapewniając jej miejsce w grupie mistrzowskiej. A Kubicki? W pierwszoligowej Olimpii Grudziądz raczej za nim tęsknić nie będą - zostawia zespół na czwartym miejscu, ale ze stratą szesnastu punktów do miejsca premiowanego awansem. Może więc mówić o szczęściu: znowu to działacze bielszczan wyciągają do niego rękę z najwyższego poziomu rozgrywkowego. Rolą trenera pozostaje niezaprzepaszczenie tej szansy. A także przekonanie zawodników, że mu zależy i tym razem nie ucieknie, bo jego syberyjskie wojaże pamięta całkiem liczna grupa z obecnej kadry Podbeskidzia.

Michał Żyro po finale Pucharu Polski Michał Żyro po finale Pucharu Polski KUBA ATYS

Jaką twarz pokaże Legia?

Świetne występy w Lidze Europy i seryjne wpadki w Ekstraklasie - tak wygląda sezon mistrzów Polski w pigułce. Oba oblicza legionistów dało się zauważyć w Pucharze Polski, gdzie pierwszą połowę zagrali w cieniu Lecha, by na drugą wyjść z jasnym planem taktycznym i całkowicie zdominować "Kolejorza". Z zespołem Macieja Skorży spotkają się ponownie już w pierwszej kolejce ligowej "dogrywki" i jeśli tylko mecz nie skończy się remisem, ma duże szanse okazać się kluczowym dla ostatecznej rozgrywki. Wygrana gospodarzy powiększy ich przewagę do czterech punktów, których Lech, równie chimeryczny w tym sezonie co Legia, może już nie odrobić. Porażka zepchnie zaś drużynę Berga z pierwszego miejsca, które okupują od dwunastej kolejki. I może być to cios, po jakim zespół nie zdoła się już podnieść - bo wiosenna kumulacja nokdaunów zrobi swoje.

Najpierw legioniści stracili Radovicia, pod którego ustawiony był cały system gry. Strata dokonała się w najgorszym z możliwych momentów, na godziny przed pucharowym meczem z Ajaxem. Do tego doszła kontuzja Dudy, czyli piłkarza, który jest obecnie jedynym zdolnym do odgrywania tak istotnej roli, jak Serb. Odkryciem mógł okazać się Guilherme, ale norweski trener rzuca go z pozycji na pozycję: długo wystawiał w defensywie, potem wpadł na pomysł wypełnienia nim luki po Dudzie (i na środku pomocy Brazylijczyk spisywał się naprawdę dobrze), następnie - po powrocie Słowaka - pchnął na skrzydło, by zdjąć jeszcze w pierwszej połowie finału Pucharu Polski. Rzeczy tym dziwniejsza, że Dudy w Legii może za chwilę nie być, jego potencjalnego zmiennika warto by więc traktować z nieco większą ostrożnością. A te dwa odejścia: najpierw Radovicia, latem prawdopodobnie też Dudy, sprawiają, że mistrzostwo staje się dla Legii już nie tylko koniecznością, ale wręcz walką o życie, przynajmniej na dotychczasowym poziomie. Zespół trzeba będzie obmyślać praktycznie na nowo, z pieniędzmi z mistrzostwa oraz wciąż czekającej Ligi Mistrzów czy w ostateczności Ligi Europy, będzie to o niebo łatwiejsze.

Gliwice. Piast - Górnik Zabrze 2:2 Gliwice. Piast - Górnik Zabrze 2:2 GRZEGORZ CELEJEWSKI

Czy Wilczek zostanie królem polowania?

Ma na koncie najwięcej bramek i jako jedyny z pierwszej czwórki najlepszych strzelców gra w grupie spadkowej, gdzie, przynajmniej teoretycznie, powinno był łatwiej o kolejne trafienia. Czy Kamil Wilczek okaże się nowym Królem Strzelców Ekstraklasy? Przez kontuzje i zawirowania transferowe z początku sezonu szanse na utrzymanie korony stracił już raczej Marcin Robak, któremu do zawodnika Piasta brakuje czterech trafień. Po jednym golu do Wilczka tracą Flávio Paixao, Mateusz Piątkowski i Paweł Brożek. Jednak ten pierwszy udaną miał przede wszystkim jesień, wiosną - razem z całym Śląskiem - popadł w marazm. Piątkowski sezon dokończy pewnie w rezerwach Jagiellonii, największe szanse na skuteczny atak trzeba więc przyznać Brożkowi. O jedno trafienie snajperowi Wisły ustępuje Grzegorz Kuświk, ale czy w Ruchu Chorzów będzie miał odpowiednio dużo sytuacji, by nadgonić?

Przy wszystkich emocjach, jakie towarzyszą zaangażowanym w walkę o tytuł Króla Strzelców, trzeba powiedzieć, że jak na razie niespecjalnie jest to "walka" właśnie. Ot, bitewka, małe spięcie. Oto w trzydziestu kolejkach rundy zasadniczej lider strzelców uciułał całe 15 bramek - gdyby nie dodatkowe kolejki, z takim, nieco kompromitującym dla najlepszego strzelca poważnej przecież ligi wynikiem, kończyłby sezon. Taka już niestety smutna tradycja ostatnich rozgrywek. Marcin Robak strzelił co prawda rok temu 22 gole, ale miał na to aż 37 kolejek. Przed reformą skutecznością dającą tytuł szokowali Frankowski z Demjanem - po 14 trafień. Przedzielił ich produkt łotewski, Artjoms Rudnevs, zdobywając trzy lata temu 22 bramki. Z tylko przyzwoitym wynikiem (18) triumfował Lewandowski, oraz - do spółki - Brożek i Chinyama (19 trafień). Na razie porządnych snajperów nad Wisłą więc nie widać. Chowają się sami lub chowają ich... trenerzy. Orlando Sa w pierwszym składzie wybiegł tylko jedenastokrotnie, a mimo to udało mu się wpakować rywalom 11 bramek. Na swoja "piętnastkę" Wilczek pracował wychodząc w podstawowym składzie aż 28-krotnie.

Jak wypadną trenerzy-ratownicy?

Zub, Zieliński, Latal - to trójka szkoleniowców, którzy wiosną dostali nową robotę w niezbyt silnych zespołach i w dodatkowych siedmiu kolejkach będą bili się o utrzymanie. W najlepszym nastroju może być ten ostatni, bo jego Piast aż trzykrotnie w ostatnich czterech kolejkach triumfował, dzięki czemu jest jedną z trójki drużyn mających największy dorobek w grupie spadkowej. Dobrze zaczął Jacek Zieliński, pod jego wodzą Cracovia pierwszy raz w tym sezonie dwa razy z rzędu zdobyła trzy bramki i komplety punktów, co pozwoliło zająć wyższe, gwarantujące więcej spotkań u siebie miejsce. W najgorszej sytuacji jest Marek Zub. Bełchatów nie spisywał się wiosną zbyt dobrze, ale akurat Kamil Kiereś wydawał się dla beniaminka szkoleniowcem idealnym. Jego następca jeszcze obniżył poziom gry - w okresie, gdy trenuje GKS, drużyna jest w lidze najsłabsza, straciła też zdecydowanie najwięcej bramek, zdobyła ledwie punkt w pięciu kolejkach.

Do wspomnianej trójki należy doliczyć jeszcze Dariusza Kubickiego, o którym pisałem wcześniej. Dla niego Podbeskidzie może być ostatnim dzwonkiem na ratowanie swojej pozycji jako trenera faktycznie ekstraklasowego. Zub i Latal podpisali umowy trzymiesięczne, można więc mieć wobec nich uzasadnione wrażenie pewnej tymczasowości (niektóre motyle, znane z krótkości istnienia, i tak żyją dłużej niż potrwają kontrakty obu trenerów). Najwięcej do wygrania wydaje się mieć Zieliński - trener uznany, z solidną marką, zaskakująco długo pozostający ostatnio bez pracy. Utrzymanie w dobrym stylu Cracovii, którą powszechnie uznaje się za miejsce pechowe do uprawiania profesjonalnego futbolu, mogłoby być przystankiem do powrotu na bardziej odpowiadające ambicjom byłego opiekuna m.in. Lecha miejsce. Czołówka Ekstraklasy wydaje się póki co stabilna jeśli chodzi o posady szkoleniowców, ale czy w przypadku naszej ligi można w ogóle mówić o stabilizacji? Nieudany start wiosny miał w Śląsku Tadeusz Pawłowski, Wisła zrobiła już trzecie podejście do niespecjalnie utytułowanego Moskala, trenera na miarę mocarstwowych planów może też chcieć poszukać Lechia - na stole pozostało więc całkiem sporo niezłych kart.

Grzegorz Kuświk Grzegorz Kuświk GRZEGORZ CELEJEWSKI

Kogo zagraniczni skauci nie wykreślą z notesów?

Nasza liga z pewnością nie należy do najbardziej wymagających, a mimo to potencjalnym gwiazdom i gwiazdeczkom bardzo łatwo przychodzi gubienie formy, zaliczanie potężnych zjazdów. Na miano kuriozum zasługuje sytuacja, w jakiej znalazł się Kuba Kosecki, ale nie tylko on w Legii ostatnio zmarniał. Kreowany w zeszłym sezonie na gracza pięciomilionowego (w euro) Michał Żyro nie pokazuje w Ekstraklasie nawet połowy z ubiegłorocznej dyspozycji. Może to chwilowy problem, a może po prostu piłkarz miał wówczas swój moment i kolejny punkt w jego rozwoju został zwyczajnie przegapiony. Obserwujący dziś mecze Legii zagraniczni skauci z pewnością przecierają oczy ze zdumienia, choć na szczęście mogą te oczy potem zawiesić na Ondreju Dudzie.

Ale Żyro to niejedyny piłkarz, którym mogliby się rozczarować potencjalni kupcy. Znajdujący się w czołówce strzelców Grzegorz Kuświk znalazł w tym sezonie drogę do siatki zaskakująco często, ale choć jest zawodnikiem jak na nasze standardy niezłym, to w żadnym elemencie gry nie wybitnym lub przynajmniej bardzo dobrym. W jego wypadku wyjazd mógłby okazać się powtórzeniem losów Grzegorza Piechny, który też w okolicach trzydziestki ligowo się rozstrzelał, zadebiutował nawet w reprezentacji, by po transferze zgasnąć. O tej historii nie pamiętał chyba Mateusz Piątkowski, który - choć ma już 30 lat - w Ekstraklasie gra dopiero od sezonu 2013/14, ale najwyraźniej również poczuł chęć zmiany otoczenia (i pensji). Szkoda tytułu Króla Strzelców, który przez długi czas wydawał się właściwie pewny.

 

Jest jednak paru chłopaków, którzy z notesów skautów wypaść nie powinni. Drągowski, Kędziora czy Zwoliński mogą za kilka tygodni stać się bohaterami głośnych transferów - zwłaszcza o tego ostatniego powinno zawalczyć kilka klubów (z polskich chyba najbardziej przydałby się Lechowi). Zagraniczni goście muszą z zaciekawieniem przyglądać się młodzieży Pogoni, Jagiellonii, Lechii (tu głównie Janicki). I to być może najważniejszy z tegosezonowych "kluczy": jak rozwiną się kariery tych, którzy w dorosły futbol dopiero wchodzą lub weszli niedawno. Nasza piłka ich potrzebuje, ale niedawne przypadki Stępińskiego, Żyry czy Bartłomieja Pawłowskiego pokazują, że nie ma oczywistej drogi czy uniwersalnej recepty. Praca, charakter, właściwe decyzje, dobra oferta - liczba zmiennych jest tak wielka, że rozważania na temat ekstraklasowych podlotków muszą przypominać wróżenie z fusów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA