Ostatnie miesiące życia Łukasza Teodorczyka przesłoniły ciemne chmury. W Belgii Teo nie tylko nie strzelał bramek. Został też okrzyknięty dziennikarzożercą, a nawet - prostakiem. Wszystko przez środkowy palec, który pokazał nie tylko fotoreporterom, ale także kibicom Club Brugge i Genk (choć on sam w oświadczeniu napisał, że informacje portalu dh.be są nieprawdziwe). Na dodatek w kwietniu Łukaszowi przytrafiła się rodzinna tragedia, bo w Żurominie zmarł jego brat Tomasz. Mimo to 27-latek potrafił otrząsnąć się z kłopotów i na finiszu sezonu ligi belgijskiej włączył drugi bieg na którym dojechał aż do Rosji.
- Na dobrą sprawę cały czas robiłem to samo - ciężko pracowałem - powiedział na piątkowej konferencji prasowej Teodorczyk. - Wiadomo jak bywa z napastnikami. Zdobyłem hat tricka po tym, jak przez dłuższą chwilę nie strzelałem, i nabrałem pewności siebie. Bramki zaczęły wpadać i dzięki nim jestem na mundialu - mówił snajper Anderlechtu Bruksela, który w końcu pokazał swoją prawdziwą twarz.
Teodorczyk przedstawiany jest jako człowiek niedostępny, gburowaty, czasem wręcz skrajnie antypatyczny. Przy bliższym poznaniu okazuje się, że to maska. Jest dwóch Teodorczyków - jeden dla znajomych, drugi dla reszty. Dwie zupełnie inne osoby. Koledzy z reprezentacji zapewniają, że kiedy tylko z horyzontu znikają nieznajomi, Teo staje się sympatyczny. I na spotkaniu w Soczi zobaczyliśmy takiego Teodorczyka. Choć długo znudzony czekał na pytania to gdy reporterzy zaczęli rozmawiać także z nim, uśmiechnął się i życzliwie odpowiadał na pytania.
- Dlaczego czasem taki jestem? Może nie chcę być inny. Jeżeli chodzi o sprawy między mną, a kolegami, to jestem sobą. A jeżeli chodzi o relacje z mediami to chyba nie. Dlaczego? Po prostu - powiedział, po czym zapytany o to, czy wszyscy dziennikarze zaszli mu za skórę, dodał żartobliwie: "Nie. I dlatego dziś rozmawiamy", czym rozbawił całą salę.
Piłkarz Anderlechtu odniósł się także do opublikowanych w "Fakcie" zdjęć na których m.in. on siedzi na basenie z szerokim uśmiechem, jakby nie przejęty porażką 1:2 z Senegalem. Dziennikarze bulwarówki zarzucili kilku reprezentantom, że zamiast przeżywać słaby mecz inaugurujący grę Polaków na mundialu, w wesołych humorach przesiadują oni na basenie.
- Jeżeli ktoś się uśmiechnie to nie jest to nic złego. Nie możemy załamywać rąk i siedzieć samemu w pokojach. Musimy złapać świeżość, także tą psychiczną - tłumaczył Teo.
W Soczi Teodorczyk, który do kadry dostał się last minute, pełni rolę czwartego napastnika. Poza Robertem Lewandowskim i Arkadiuszem Milikiem w hierarchii przeskoczył go także młody snajper Sampdorii Genua Dawid Kownacki, który w meczu z Senegalem rozegrał 20 min., a w mecz z Kolumbią może wyjść nawet w podstawowym składzie reprezentacji Polski.
- Całe życie gram na "dziewiątce". Dawid może zagrać na "jedenastce", na "dziesiątce" i dlatego ma większe pole manewru. Ja jestem typowym środkowym napastnikiem. I może z tego wynika to, że dostaję mniej szans. Nie jestem do takiej sytuacji przyzwyczajony, ale nie zapominajmy, kto w tej kadrze jest pierwszym wyborem trenera Nawałki - wyjaśniał Łukasz.
Wychowanek Wkry Żuromin w reprezentacji debiutował 2 lutego 2013 roku zdobywając dwie bramki w towarzyskim meczu z Rumunią. Od tej pory w kadrze zagrał 17 spotkań. W Rosji jednak będzie mu niezwykle trudno dopisać do listy kolejne mecze. Teodorczyk nie kryje, że to dla niego nietypowa sytuacja - przecież w Lechu Poznań, Dynamie Kijów i Anderlechcie niemal zawsze był piłkarzem podstawowego składu.
- Wydaje, że z boku mecz ogląda się najłatwiej. Ale chciałoby się pomóc kolegom, a trener nie wzywa, i sportowa złość narasta. Przecież każdy przyjechał tu po to, aby dogonić marzenia, aby grać na mistrzostwach. Ci, którzy na razie nie wystąpili, są gotowi i czekają na swój czas - mówił dziennikarzom i dodawał: "Założenia trenera są takie, a nie inne. Muszę to szanować. Jestem w pełnej gotowości, do dyspozycji. Jeżeli selekcjoner sądzi, że mogę coś wnieść w meczu z Kolumbią to wchodząc na boisko dam z siebie wszystko to, co mam najlepszego. Czyli będę chciał strzelić zwycięską bramkę. Ale wolałbym pojawić się na murawie, gdy będzie już przewaga bramkowa".
Już w niedzielę reprezentacja Polski zmierzy się z Kolumbią w meczu o wszystko. Dla kadry będzie to podwójnie ważne spotkanie - nie tylko z silnym, wymagającym rywalem, ale także w momencie, gdy atmosfera w polskiej drużynie nie jest najlepsza. Od kilku dni na kolejnych spotkaniach z dziennikarzami piłkarze i członkowie sztabu szkoleniowego kadry zgodnie powtarzają, że jednym z kluczy do zwycięstwa w Kazaniu będzie nie tylko boiskowa postawa, ale także umiejętność oczyszczenia głów ze złych myśli po moskiewskiej porażce.
- Zastanawialiśmy się nad tym czy mamy problem psychiczny, czy fizyczny. A może było po prostu tak, że presja była za duża. Jesteśmy profesjonalistami, zdawaliśmy sobie sprawę, że wymagania są spore, ale mecz nam nie wyszedł. Teraz musimy odpowiedzieć sportową złością. Każdy indywidualnie powinien zrobić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na pytania co zrobił źle i co może poprawić - stwierdził Teodorczyk, który na koniec podkreślił siłę najbliższego rywala. - Kolumbijczycy mają kim straszyć, szczególnie w formacjach ofensywnych. Ale my też mamy argumenty, którymi odpowiemy w niedzielę - zakończył.