Bartosz Rzemiński: Jesteś zadowolony ze swojego występu? Wszyscy cię chwalą.
Jan Bednarek: Nie chcę oceniać tego jak grałem, to zadanie trenera. Wiem jednak, że dałem z siebie wszystko i z tego jestem zadowolony. W dodatku cieszę się, że mogłem wrócić na stadion Lecha, tu jest mój klub i moi kibice.
Prowadziliście już 2:0, ale wyniku nie udało się utrzymać. Jest niedosyt?
- Na pewno, i to duży, bo wiem, że mogliśmy ten mecz wygrać. Po czymś takim niezadowolenie musi się pojawić. Z drugiej strony można też znaleźć dużo pozytywów. Mecz z Chile był treningiem, kolejnym etapem przygotowań. Jeszcze nie mamy świeżości i siły, którą będziemy mieli na mundialu. Na mecz z Senegalem będziemy przygotowani perfekcyjnie.
Co zadecydowało o tym, że w drugiej połowie zagraliście dużo gorzej niż w pierwszej?
- Tylko i wyłącznie zmęczenie. Ciężkie przygotowania dały o sobie znać. Jeszcze dwa dni przed meczem mieliśmy bardzo ciężki trening, nogi cały czas więc nie niosą. Strata dwóch bramek nie była kwestią braku koncentracji, czy umiejętności, a zwykłym zmęczeniem i brakiem świeżości. Pozytywne było jednak to, że pomimo braku sił, każdy walczył i dawał z siebie wszystko.
Czułeś presję? W końcu w meczu z Chile zastępowałeś Kamila Glika.
- Presji nie czułem. Wchodziłem na boisko z myślą o tym, że muszę dać z siebie wszystko, to było dla mnie najważniejsze, chciałem wykonywać swoje zadania najlepiej jak potrafię.
Od początku spotkania było widać, że wczułeś się w rolę lidera.
- Myślę, że to normalna sprawa. Kierowałem linią obrony, podpowiadałem innym zawodnikom, ale tego się wymaga od środkowych obrońców, takie są też oczekiwania selekcjonera. Staram się więc po prostu wykonywać polecenia trenera.
Starcie z Chile było dobrą symulacją meczu z Kolumbią?
- Zdecydowanie, to drużyny o podobnej charakterystyce, więc myślę, że piątkowy mecz dobrze przygotuje nas do spotkania z Kolumbią. Ogólnie będziemy przygotowani w 100%, wszystko jest przemyślane. Graliśmy już z Nigerią, Koreą Płd., a teraz z Chile. To zaprocentuje i przyniesie efekty.
Jeszcze kilka miesięcy temu siedziałeś na ławce rezerwowych Southampton, teraz jedziesz na mundial. Niezły przeskok.
- Ciężko na to pracowałem, wiedziałem, że chcę jechać na mundial i nie zacząłem o tym myśleć na początku kwietnia, tylko na początku sezonu. Wiedziałem, że mam szansę i muszę ją wykorzystać. Walczyłem i się udało, to dla mnie najważniejsze.
Brak Kamila Glika wpłynął negatywnie na atmosferę w kadrze?
- Nie, nie było czegoś takiego, to był po prostu pechowy wypadek i część piłki nożnej. Kontuzje się zdarzają, szkoda Kamila, ale my wciąż wierzymy w to, że on jeszcze wróci, bo jest podporą tej reprezentacji. Czekamy i pozytywnie patrzymy w przyszłość.