MŚ 2018. Skorupski kontuzjowany. Mundial przejdzie mu koło nosa? Taki sam dramat dwa lata temu przeżyli Wszołek i Rybus

Już drugiego dnia zgrupowania w Arłamowie kontuzji biodra nabawił się Łukasz Skorupski. Nie wiadomo, kiedy bramkarz wróci do treningu. Mundial może przejść mu koło nosa. Dwa lata temu taki dramat przeżyli inni. Na Euro nie pojechali Paweł Wszołek i Maciej Rybus.

O urazie Łukasza Skorupskiego poinformował na konferencji prasowej dr Jacek Jaroszewski. Do stłuczenia biodra bramkarza Romy doszło w Arłamowie podczas środowego treningu. Wieczorem Skorupski wraz z Jaroszewskim udali się do szpitala w Krakowie, gdzie golkiper przeszedł prześwietlenie. Zgodnie ze słowami lekarza kadry ewentualnego powrotu 27-latka do treningu należy spodziewać się za 'dwa, trzy dni'. W tej chwili doskwiera mu 'tylko' ból. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że trener Adam Nawałka 23-osobową kadrę ogłosi już w poniedziałek. Skorupskiemu może zabraknąć czasu, aby przekonać do siebie selekcjonera.

Jeśli tak się stanie, nie będzie to pierwszy przypadek za kadencji Nawałki, gdy zawodnik wypadnie z gry o turniej na ostatniej prostej. Dwa lata temu dramat przeżyli Paweł Wszołek i Maciej Rybus, którzy nie pojechali na Euro. Do ostatniej chwili walczył o to Kamil Grosicki

Miała być regeneracja, a była operacja

Ostatnie tygodnie przed mistrzostwami Europy były wyjątkowo dramatyczne. Jako pierwszy wyłamał się będący w świetnej formie Paweł Wszołek. Skrzydłowy Hellas Verona na jednym z treningów podczas zgrupowania w Juracie zderzył się z Jakubem Błaszczykowskim i upadł pechowo. Trzask złamanej ręki było słychać podobno na sąsiednich posesjach. Uszkodzenie kości promieniowej okazało się tak poważne, że szybko podjęto decyzję o operacji. Wszołek udał się do Szpitala Wojskowego na Helu, gdzie przeszedł prześwietlenie, a następnie został przetransportowany do Warszawy. Jeszcze tego samego dnia wylądował pod skalpelem.

- Dla niego to był dramat, bo był w świetnej formie. Ale mimo to dość szybko zrozumiał, że takie jest życie. Porozmawialiśmy trochę, uronił kilka łez, ale trzymał się nieźle. Zresztą wszystko było tak zorganizowane, że właściwie nim zdążyło to do niego dotrzeć, co się stało, był już po zabiegu - wspominał w książce 'Tajemnice kadry' masażysta Wojciech Herman.

Mistrzostwa Europy mogły być dla Wszołka trampoliną do transferu. Piłkarz miał za sobą niezły sezon w Serie A. Hellas Verona zajął co prawda ostatnie miejsce w tabeli i z hukiem spadł z ligi, ale Polak - z sześcioma asystami na koncie - był tam wyróżniającą się postacią. A poza tym - jak wspominają kadrowicze, w Juracie był 'w gazie', wręcz latał nad murawą. Do Francji Wszołek ostatecznie nie pojechał, dużego transferu też nie było. Skrzydłowy trafił za to do drugoligowego QPR, a dwa lata później nie znalazł się nawet na obozie w Juracie.

Łzy w samochodzie

Swoją tragedię przeżył także Maciej Rybus. On też dużo gorzej zniósł cios od losu. Piłkarz Tereka Grozny w kwalifikacjach turnieju zachwycił grą na lewej obronie; na pozycji, o której Jakub Wawrzyniak mówił przecież, że zastępuje tam gracza nieistniejącego. Nagle okazało się, że ten jednak istnieje. I nazywa się Rybus. Maciek nie tylko skutecznie bronił, ale dużo jakości dawał też w ofensywie. Nie przez przypadek, kiedyś był przecież skrzydłowym.

Gdy pojawił się w Arłamowie, gdzie w efektownym stylu przyleciał helikopterem wraz z Robertem Lewandowskim, okazało się, że coś złego wisi w powietrzu. Piłkarz od początku nie mógł ćwiczyć na równi z kolegami. Kłopoty Rybusa były nietypowe. W trakcie biegania odczuwał dyskomfort w okolicach barku. Dodatkowa diagnoza wskazała, że prawdopodobnie chodzi o uszkodzenie obrąbka stawowego. Wszystko miał wyjaśnić rezonans magnetyczny na który piłkarz wraz z doktorem Jaroszewskim wybrali się autem do Krakowa. W szpitalu potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Jedno spojrzenie lekarza wystarczyło, aby Maciek zrozumiał, że mistrzostwa obejrzy w telewizji. Według diagnozy niezbędna była operacja.

Rybus rozkleił się w drodze powrotnej. Nie powstrzymał łez bezsilności. - Szykowałem się na wyjazd, byłem w formie. Chciałem się pokazać. I lipa. Popłakałem się. W samochodzie zadzwoniłem do taty, do menadżera Mariusza Piekarskiego. A później długo rozmawiałem z doktorem Jaroszewskim. Opisał mi dokładnie uraz, wytłumaczył, że to coś normalnego dla siatkarzy, albo piłkarzy ręcznych - wspominał w 'Tajemnicach kadry' Rybus. Ostatecznie i tak wylądował we Francji, bo w trakcie turnieju podpisał umowę z Olympique Lyon. Dziś jest o krok od wyjazdu na mundial do Rosji, czyli kraju, którego niedawno został mistrzem.

Turbopowrót TurboGrosika

Niewiele zabrakło, aby Euro z trybun obejrzał Kamil Grosicki. Zaraz po towarzyskim meczu z Litwą usłyszał bolesną diagnozę. Według niej powrót do zdrowia przed inaugurującym dla nas turniej meczem z Irlandią Północną było nierealny. A przecież chwilę wcześniej Polak należał do najlepszych na boisku. W Krakowie to właśnie Grosicki - jako jeden z niewielu - wziął na siebie ciężar gry. Nie doczekał jednak jej końca. Z boiska zszedł po atak Edvinasa Girdvainisa. Litewski obrońca trafił co prawda w piłkę, ale przy okazji zahaczył o nogę piłkarza Hull City. Jego stopa wygięła się w nienaturalny zakos, a Kamil padł na murawę jak rażony piorunem. Doktor Jacek Jaroszewski, który kostkę Kamila obejrzał jako pierwszy, przyznał później, że przez chwilę nie potrafił jej zlokalizować. Wszystko przez wielki obrzęk.

Informacja przekazana dziennikarzom przez Jakuba Kwiatkowskiego brzmiała złowrogo. 'Skręcenie stawu skokowego i nadwyrężenie aparatu torebkowo-wiązadłowego'. Było jednak dużo gorzej, co sztab kadry postanowił jednak zataić. - Zaraz po meczu mało kto wierzył, że 'Grosik' zdąży. My też mieliśmy spore wątpliwości. Ale tuż po tym, jak wróciliśmy z USG, powiedziałem trenerowi Nawałce, że jest szansa. Mała, ale jest. Wszystko było w rękach fizjoterapeutów, którzy musieli przeprowadzić bolesną terapię - tłumaczył dr Jaroszewski.

Jak w 'Tajemnicach kadry' przyznał Bartłomiej Spałek, była to jego najtrudniejsza praca w karierze. We Francji duet zaczął harować od rana do nocy. Wszystko odbyło się bez środków przeciwbólowych by realnie oceniać postępy. - Krwiak należało mechanicznie wyprowadzić do pozostałych części nogi. Trzeba było zrobić to szybko - mówi Jaroszewski. Poszło tak dobrze, że na sobotnim rozruchu w Nicei Kamil sam zaproponował, iż wystąpi od początku! A przecież jeszcze dwa dni wcześniej nie wierzył w to, że wyzdrowieje na czas. Selekcjoner zdecydował jednak, że nie ma sensu ryzykować jego zdrowiem. 'Grosik' wszedł finalnie na ostatnie 10 minut meczu. I dał radę. A mecz z Niemcami rozpoczął w pierwszym składzie. Tak jak starcie ze Szwajcarią i Portugalią, gdzie asystował przy golu Lewandowskiego. Finalnie Kamil wystąpił w każdym z meczów rozegranych przez naszą drużynę we Francji. Oby więc i przypadek Skorupskiego zakończył się takim właśnie turbopowrotem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.