Kamil Grosicki: Finał Francja - Brazylia z 1998 roku. Miałem wtedy dziesięć lat, wydawało mi się, że Canarinhos łatwo wygrają, ale niestety Zidane strzelił dwa gole głową i gospodarze okazali się lepsi.
- Podziwiałem piłkarskich wirtuozów - Brazylia zawsze mi się kojarzyła z takimi zawodnikami - lubiłem oglądać ich finezję, zabawy z piłką. Ale w wielkim futbolu indywidualne popisy i umiejętności nie zawsze decydują o wygranej. Francuzi też mieli gwiazdy, ale byli bardziej zgraną, równą drużyną.
- Tak. Na mecze naszych zwalniałem się ze szkoły albo raczej uciekałem z lekcji. Bardzo czekałem, szczególnie na pierwszy mecz. Dobrze pamiętam porażkę z Koreą [0:2], a potem z Portugalią [0:4]. To był pierwszy turniej, z którego sporo rozumiałem.
- Twarzą tamtej drużyny był Emmanuel Olisadebe - strzelał gole, które zaprowadziły nas na mistrzostwa świata. Bardzo znany był Jurek Dudek, powoli do kadry wchodził Maciek Żurawski... To była charakterna reprezentacja z Tomaszem Hajto i Piotrem Świerczewskim, ale coś nie wyszło. Pamiętam też słynny płaszcz trenera Jerzego Engela.
- To spełnienie dziecięcych marzeń, choć nie wiem, czy kiedykolwiek śniłem o udziale w mistrzostwach świata. Jestem dumny, że reprezentuję nasz kraj i mam wziąć udział w tak wielkim turnieju.
- Nie. To najlepszy i najpiękniejszy wiek dla piłkarza. Jestem doświadczonym zawodnikiem, sporo przeżyłem w piłce, wiem jak do wszystkiego podchodzić. Kilka lat temu dopiero raczkowałem w drużynie narodowej, grałem kilka meczów w eliminacjach MŚ 2014. Wcześniej nie miałem takiej możliwości. Za czasów Leo Beenhakkera dopiero pukałem do drużyny narodowej. Debiutowałem w kadrze dziesięć lat temu, ale poważnym reprezentantem czuję się od pięciu.
- Dlatego mam poczucie, że teraz jest ten moment, by zapisać się dla polskiej piłki. Zrobimy wszystko, by tak było. W klubach nie miałem możliwości wywalczyć sukcesów. Może jeszcze będę miał. Ale na razie wszystko, co osiągnąłem, zdobyłem z reprezentacją. I to jest dla mnie piękne. Kiedy nasi piłkarze zdobywają trofea w zagranicznych klubach, kibice się cieszą, ale nie jest to dla nich tak ważne jak sukces reprezentacji. To zostaje na całe życie, ludzie pamiętają takie historie. Kiedyś były Orły Górskiego, chcemy by o nas mówiono: Orły Nawałki.
- Telefonicznie raz w tygodniu. Czuje, że mi ufa. Jeśli ma jakieś pomysły, od razu mi je przekazuje. Nie dowiaduję się o nich dopiero na zgrupowaniach. Jestem jednym ze starszych zawodników, w drugiej połowie meczu z Koreą nosiłem nawet opaskę kapitana. Marzyłem o tym, by osiągnąć taką pozycję w kadrze i ciężko na to pracowałem.
- Tak, ale poza boiskiem wciąż jestem taki sam. Moja pozycja zmieniła się tylko dzięki grze. Ludzie wymagają wiele od Roberta Lewandowskiego, ale też ode mnie, a ja radzę sobie z presją. Urosłem w tej kadrze. Na boisku nie kalkuję, nie lubię grać na alibi, to nie jest mój styl. Wolę stracić pięć piłek i szóstą wykorzystać, niż schować się i spuszczać głowę. Do tego gram w kadrze z bardzo dobrymi zawodnikami, co też mi oczywiście pomaga.
- Na pewno bardziej doświadczona. Pracujemy z jednym selekcjonerem, robimy postępy, nie cofamy się. Pojawili się młodzi zawodnicy, to jest potrzebne tej drużynie, żeby wywierali presję na graczach starszych, z podstawowej jedenastki. A czy jesteśmy lepsi, okaże się w trakcie mistrzostw. Od dawna gramy niemal tym samym składem. Jeśli są zmiany, to pojedyncze albo wynikają z kontuzji. Mamy 15 zawodników, którzy tworzą trzon drużyny, są w niej od lat. Do tego dochodzi młodzież, która walczy o miejsce, napiera. Cieszę się, że jest jej coraz więcej.
- Niby tak jest, ale po to trener sprawdzał kilka systemów, by utrudnić zadanie przeciwnikom, by nas nie rozszyfrowali. W Arłamowie będziemy nad tym pracować.
- Sama nazwa nakręca. Mundial to najważniejsza impreza na świecie, reprezentujesz swój kraj, zjadą się najlepsze drużyny i najlepsi zawodnicy z całego świata. Coś pięknego.
- Cały czas o niej marzę. Mam 30 lat, wchodzę w najlepszy wiek dla piłkarza. Nie wiadomo, co się wydarzy po mistrzostwach. Ale wierzę, że będzie dobrze. Podchodzę do życia pozytywnie. Patrzę do przodu, nie rozpamiętuję złych rzeczy. Jestem zdrowy, mam zdrową rodzinę, gram dla reprezentacji, jadę na mistrzostwa świata, wszystko jest w moich nogach.
- Ale to naturalne. Nie muszę ich codziennie ćwiczyć, by tak wyglądały.
- Silni, atletyczni, bardzo szybcy. U przeciętnego kibica ta reprezentacja nie budzi strachu, ale ja już od razu po losowaniu mówiłem, że wolałbym zagrać z Niemcami, kimś mocniejszym niż Senegal. Ale spokojnie, nie boimy się. Jesteśmy drużyną, też mamy swoje atuty. Potrafimy doskonale rozpracować przeciwnika taktycznie. Jeśli potrzeba, umiemy ustawić się z tyłu, zabrać piłkę i wyprowadzać zabójcze kontry.
- Nawet jeśli sięgają, to głośno o nich nie mówimy. Ale pamiętajmy: to są mistrzostwa świata, wielka impreza. To nie jest Euro, gdzie dalej awansować mogą nawet trzy zespoły z grupy. Teraz, jak z niej wyjdziemy, w 1/8 trafimy na Anglię albo Belgię, potem Niemcy albo Brazylia.
- Ale tylko do półfinału...
- Trochę boli, bo uważam, że stać nas było wtedy na więcej. Dostanie się przynajmniej do tej najlepszej czwórki. Teraz o to będzie trudniej, dużo trudniej. Nie spodziewam się, że w Rosji będziemy wygrywali po 2:0, 3:0. Myślę, że czekają nas raczej stykowe, pełne emocji mecze, zakończone wynikami 1:0, 2:1. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby zawsze było 3:0, żeby można było grać spokojnie, ale jeszcze nie jesteśmy Brazylią, Niemcami i Hiszpanią.
- Nie jadę na mistrzostwa, żeby się wypromować, ale żeby zapisać się w historii reprezentacji. A jeśli się zapiszę, a drużyna zagra dobrze, otworzą mi się wszystkie bramy. Ale stąpam twardo po ziemi, nie myślę o tym, gdzie będę grał. Choć wiadomo, mam ambicję, wiem, gdzie się nadaję. Kilka dni temu odbyłem rozmowę w Hull, umówiliśmy się, że teraz jest mundial, a potem zobaczymy. Ale najważniejsze jest dobro reprezentacji. Chcę być zapamiętany. Żeby za naście lat ludzie podchodzili do mnie tak, jak teraz podchodzą do Zbigniewa Bońka i innych wybitnych reprezentantów.
- Chcę strzelić gola. To moje marzenie. Na Euro 2016 były dwie asysty, ale sytuacji bramkowych - w zasadzie poza jedną w meczu ze Szwajcarią - wiele nie miałem. Ale najważniejsze jest wyjście z grupy. Choć w sumie można oba cele połączyć, bo jak będę strzelał, to z grupy wyjdziemy. Proste.