Od początku zgrupowania Adam Nawałka i piłkarze powtarzali, że sześć punktów w październikowych meczach z Danią i Armenią sprawi, że remis w Kazachstanie nie będzie miał znaczenia. Szło jednak o coś więcej - gdyby sobotnie spotkanie skończyło się remisem, Polska naprawdę byłaby w tarapatach. W eliminacjach mundialu margines błędu jest bowiem mały. Na Euro 2016 (gra toczyła się o 23 miejsca) awansowały także Turcja i Szwajcaria, które kwalifikacje zaczęły od dwóch porażek. Kwalifikacje mundiali w Brazylii i RPA - rozgrywane według takich samych zasad, jak MŚ w Rosji (13 miejsc) - pokazały, że po niemrawym starcie trudno dopchać się nawet do baraży. W kwalifikacjach MŚ w 2014 r. tylko dwa zespoły, które zaczęły walkę od dwóch punktów skończyły grupy w pierwszej dwójce. Ukrainie dwa remisy dały baraże, Duńczycy odpadli. W eliminacjach mundialu w RPA na barażowych miejscach kończyły Szwajcaria i Norwegia, które zaczęły od - odpowiedniego - jednego i dwóch punktów. Polska ma dziś cztery. I jest na dobrej drodze, by odzyskać kontrolę nad sytuacją w grupie.
Przynajmniej od kilku miesięcy wiadomo, że reprezentacja jest zdolna do rzeczy wielkich, jeśli wszyscy piłkarze przyjeżdżają na zgrupowanie zdrowi i w formie. Wrześniowo-październikowy dwumecz z Kazachstanem i Danią jeszcze raz to potwierdził. Miesiąc temu kilku piłkarzy było jeszcze w formie przedsezonowej, urazy wyeliminowały Michala Pazdana i Kamila Grosickiego. Ile ten ostatni wnosi do ofensywy reprezentacji, jeszcze raz zobaczyliśmy na Stadionie Narodowym. Po jego podaniu Robert Lewandowski strzelił pierwszego gola, po jego podaniu sfaulowany w polu karnym został Arkadiusz Milik. Skrzydłowy Rennes przy każdej okazji powtarza, że chce odpłacić się selekcjonerowi za zaufanie. I bardzo często mu się to udaje.
Być może kiedyś taki będzie, ale na razie na tej pozycji selekcjoner ma wakat. Gdy w sobotę kontuzji doznał Arkadiusz Milik, selekcjoner nie wezwał ani Łukasza Teodorczyka, ani Kamila Wilczka, tylko Karola Linettego i zmienił ustawienie zespołu. Wolał wzmocnić pomoc niż zmienić napastnika na napastnika. Nawałka docenia gole Teodorczyka i Wilczka w klubach, ale nie przecenia siły lig - odpowiednio - belgijskiej i duńskiej. Tym bardziej, że obaj napastnicy niedawno odbili się od mocniejszych lig (ukraińskiej i włoskiej). Oni się mogą tej reprezentacji przydać, ale nie w meczu z teoretycznie najsilniejszym rywalem w grupie.
Przed meczem z Danią najbardziej obawialiśmy się o środek obrony, właściwie od początku zgrupowania było wiadomo, że Pazdan nie wystąpi w sobotę. Stoper Legii jest zdrowy, ale zdaniem Nawałki to piłkarz, potrzebujący regularnych występów. Selekcjoner następcę bohatera Euro 2016 wybierał między Thiago Cionkiem a Pawłem Dawidowiczem. Chwalony za występy w Bordeaux Igor Lewczuk też jest stoperem, ale zazwyczaj gra bliżej prawej strony boiska, czyli na pozycji zajmowanej przez Kamila Glika. A zdaniem selekcjonera różnica między środkowym obrońcą biegającym bliżej prawej strony, a tym występującym bliżej lewej, jest większa niż między prawym, a lewym. Wybór padł na Cionka, który dotychczas w reprezentacji wyłącznie zawodził. Zagrał tylko jeden mecz o punkty (z Ukrainą na ME), nigdy nie zachwycił w sparingu. W sobotę przeżył jednak swój najlepszy wieczór w reprezentacji, grał zdecydowanie pewniej niż Kamil Glik.
W drugim meczu z rzędu jego piłkarze tracą dwa gole, w drugim z rzędu tracą je po przerwie. Bramki nie wynikają w dodatku ze świetnej gry rywali, ale z błędów Polaków. Przed przerwą Duńczycy w ofensywie niemal nie istnieli, nie oddali ani jednego celnego strzału. Potem samobójczego gola strzelił Glik, w polu karnym pomylił się Piszczek zamiast spędzić drugą połowę na obronie trzybramkowego prowadzenia, piłkarze Nawałki do końca drżeli o wynik. Na Stadionie Narodowym się udało, ale tej drużyny nie stać na to, by traciła tyle bramek.