Gibraltar to najbardziej egzotyczna reprezentacja walcząca o udział w Euro 2016. Jest najmłodszym członkiem UEFA, do struktur europejskich włączony został w maju ubiegłego roku. Sprzeciwiała się temu Hiszpania, bo wpływy w Gibraltarze od wielu lat są kwestią sporu między nią a Wielką Brytanią. Mimo podpisania w 1713 roku traktatu pokojowego w Utrechcie Madryt nadal rości sobie prawa do kolonii. Z tych powodów przed losowaniem Euro 2016 władze UEFA postanowiły, że Gibraltar nie będzie mógł trafić do jednej grupy razem z Hiszpanią. Choć trener i piłkarze bardzo chcieliby z nią zagrać, żeby "sport wygrał z polityką".
Trener Allen Bula nie chciał trafić na Polskę. Przed losowaniem zawiesił w swoim biurze kartkę z wymarzoną grupą. Znalazły się w niej - oprócz Gibraltaru - Czechy, Austria, Łotwa, Irlandia Północna i Anglia. Z żadnym z tych zespołów Gibraltar nie zagra. Oprócz Polski i Gibraltaru w grupie D są Irlandia, Niemcy, Szkocja i Gruzja. - Naszym celem w tej grupie są baraże - mówi Bula.
Zanim Gibraltar wstąpił do rodziny UEFA, miał jedną z najlepszych drużyn niezrzeszonych. W 2006 roku zajął trzecie miejsce w FIFI Wild Cup (mistrzostwach drużyn niezrzeszonych). W meczu o trzecie miejsce wygrał z Republiką St. Pauli 2:1. Swoje najwyższe zwycięstwo w historii osiągnął za to w czerwcu 2003 roku, pokonując 19:0 reprezentację wyspy Sark. Najwyżej przegrał natomiast z FC Sevillą i Grenlandią. W obu przypadkach 0:5.
Pierwszy oficjalny mecz o punkty Gibraltar zagra z Polską 7 września. A pierwszym oficjalnym meczem w ogóle było dla Gibraltaru spotkanie ze Słowacją. 19 listopada podopieczni Allena Buli zremisowali ze Słowakami 0:0, a cztery dni wcześniej Polacy przegrali z nimi 0:2. Do 1 marca Gibraltar był jedyną oficjalnie niepokonaną reprezentacją na świecie. Przerwały to jednak Wyspy Owcze, które wygrały z Gibraltarem 4:1. W kolejnych towarzyskich meczach Gibraltarczycy przegrali 0:2 z Estonią i zremisowali z nią 1:1, a w ostatnim spotkaniu pokonali 1:0 Maltę. Z Polską chcą podtrzymać passę zwycięstw.
Na Gibraltarze jest tylko jeden stadion - Victoria Stadium - który położony jest w cieniu rzucanym przez słynną skałę Gibraltarską. Góra ta jest największą atrakcją tego terytorium i żyje na niej ponad 200 małp - makaków. Stadion nie spełnia jednak wymogów UEFA, dlatego Gibraltar musi swoje mecze rozgrywać w portugalskim Faro na Estadio Algarve, gdzie mecze może oglądać 30002 widzów. To sprawia, że Estadio Algarve mógłby pomieścić dokładnie całą populację Gibraltaru. To najmniejszy członek UEFA - do tej pory było nim San Marino, w którym żyje 32 tys. ludzi.
Na Gibraltarze jest liga piłkarska, w której gra osiem zespołów. Wszystkie dzielą jeden stadion, nie ma więc podziału na mecze u siebie i wyjazdowe. Jest jeszcze jedno boisko treningowe, ale niepełnowymiarowe. Jednym z klubów jest... Manchester United. To znaczy był. Angielski klub zgodził się na przyjęcie takiej nazwy przez drużynę z Gibraltaru, ale UEFA kazała nazwę zmienić. Teraz zespół nazywa się Manchester 1962 FC i gra w nim czterech zawodników z reprezentacji: John Jack Sergeant, Yogen Santos, Scott Ballantine i Jeremy Lopez.
Na Gibraltarze - podobnie jak u nas jakiś czas temu - duże emocje wzbudzają powołania dla zawodników urodzonych poza Gibraltarem, którzy mają z nim tylko taki związek, że stamtąd pochodzą ich dziadkowie (jednym z takich piłkarzy był Danny Higginbotham, o którym za chwilę). Kibice wyrażali swoje pretensje do szkoleniowca poprzez Twittera, co zmusiło go do zamknięcia swojego profilu. Wcześniej za jego pomocą rozsyłał powołania.
Najsłynniejszym graczem reprezentacji w historii był 35-letni Danny Higginbotham, były obrońca m.in. prawdziwego Manchesteru United, Stoke, Sunderlandu czy Southampton. Higginbotham został wybrany na gracza meczu po spotkaniu ze Słowacją. Możemy jednak odetchnąć, bo w styczniu zakończył karierę i z Polską nie zagra.
Ale i tak w meczu z Polską zagrają zawodnicy, którzy zarabiają na grze w piłkę. Scott Wiseman grał kiedyś w młodzieżowej reprezentacji Anglii, a teraz jest obrońcą trzecioligowego angielskiego Preston North-End. Innym "znanym" zawodnikiem jest pomocnik Liam Walker, były gracz Portsmouth, a obecnie izraelskiego Bnei Yehuda.
Pozostali reprezentanci to amatorzy lub półamatorzy. Anthony Hernandez w ogóle nie ma klubu, a wśród zawodników są m.in. policjanci, urzędnicy celni i strażacy. - Kiedy mamy mecz, nasza federacja musi rozesłać specjalne listy do pracodawców, aby dali nam wolne na czas zgrupowania. Ale rzadko kiedy listy przychodzą wcześniej niż trzy dni przed meczem, dlatego pracodawcy mogą się nie zgodzić na przyznanie urlopu. Mój na szczęście wszystko akceptuje, bo inaczej musiałbym wybierać - albo stracę pracę, albo nie zagram w meczu. Szczerze mówiąc, wolałbym stracić pracę - mówi pomocnik Jeremy Lopez, który na co dzień pracuje jako menedżer informacji. Strażakami są obrońca Yogen Santos i bramkarz Jordan Perez. Obaj dostali powołania na mecz z Polską, ale ich pracodawca nie zgodził się na płatne urlopy okolicznościowe. Było nerwowo, zagrozili, że nie wystąpią, ale według najnowszych doniesień, dostali zapewnienie, że dostaną wolne oraz finansową rekompensatę.
Relacja na żywo z meczu z Gibraltarem w niedzielę od godz. 20.45 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE na telefony.