Polska - Chile 2:2. Suma wszystkich błędów

Formacje się zmieniają, problemy pozostają takie same. Tym razem większość z nich została upchnięta w jednym meczu i przedstawiona w przyspieszonym tempie. Czterech obrońców z trudnościami w komunikacji zamieniło się w trzech jeszcze bardziej zagubionych. Punkt wspólny: reakcja na pressing rywala.

Przeprosiny z "czwórką"

08.06.2018 Poznan , INEA Stadion . Mecz pilki noznej Polska - Chile . 
Fot. Jedrzej Nowicki/Agencja Gazeta
SLOWA KLUCZOWE:
chile mecz pilka nozna polska reprezentacja towarzyski /FR/
JĘDRZEJ NOWICKI

Gdyby przeprowadzono kontrolę jakości starcia Polaków, wyniki byłyby grubo poniżej kreski wyznaczającej normę. Szczególnie zważywszy na dwa elementy: czas pozostały do mistrzostw świata oraz rangę przeciwnika. Aż sześciu piłkarzy z wyjściowej jedenastki Chile ma na swoim koncie mniej niż dziesięć spotkań w kadrze narodowej, w tym trzech nie wykręciło więcej niż czterech, a 30-letni bramkarz zadebiutował niecały tydzień temu.

Wydawało się więc, że będzie to konfrontacja idealna nie tyle po to, żeby podbudować się psychicznie przed wyjazdem do Rosji, a utrwalić konstruowane od listopada mechanizmy. Zwłaszcza płynne przejście z czwórki z tyłu do trójki, ewentualnie piątki w zależności od potrzeb. Wyjściowe ustawienie z założenia miało być bardzo plastyczne. Jeden haczyk - podstawę stanowiła komunikacja na przynajmniej dobrym poziomie.

Między innymi z powodu kontuzji Glika, selekcjoner zdecydował się wyjściowo postawić na czterech defensorów (Piszczek, Bednarek, Pazdan, Rybus) i jednocześnie otworzył furtkę zmianom. Kilkakrotnie w pierwszej połowie nieśmiało przechodzono na trzech obrońców. "Nieśmiało", bo z ogromną dozą asekuracji i zaledwie na kilka sekund. Najczęściej stosowano taki manewr, gdy wprowadzaniem piłki zajmował się Krychowiak. Często decydował się wówczas na podania do bramkarza (w poszukiwaniu innych rozwiązań) lub próbował w sposób bezpośredni uruchomić ofensywę długim podaniem. Ewentualnie Bednarek zostawał najbliżej Szczęsnego, szerzej ustawiali się Pazdan i Piszczek, mając asekurację zawodników usposobionych bardziej ofensywnie.

Samo wyjście z atakiem w obu wariantach wyglądało całkiem nieźle, szczególnie pod względem dynamiki. Dużą rolę odgrywał Błaszczykowski. Kiedy inicjatywa była po stronie przeciwnika, brał czynny udział w zawężaniu pola gry (bliżej środka), natomiast za podstawę uznano akcje oskrzydlające w jego wykonaniu. Dobrze wyglądały również zejścia do środkowej strefy Lewandowskiego - nie brakowało wówczas rozwiązań z przodu, gdyż więcej miejsca dostawał np. Zieliński.

Kłopoty pojawiały się wraz z chwilą oddania "pałeczki" przeciwnikowi. Krychowiak mniej uwagi poświęcał destrukcji, co wyraźnie odbiło się na szybkim odbiorze piłki, a nerwowa reakcja na pressing mogłaby już zostać uznana za centralny problem reprezentacji Polski.

Odruch bezwarunkowy


TVP

Lekki nacisk ze strony przeciwnika wystarczył, żeby zmusić Polaków do przegrupowania szeregów i próby skonstruowania akcji w inny sposób. W powyższej sytuacji Piszczek o mały włos nie stracił futbolówki. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem było wycofanie do Szczęsnego.

W żadnym razie nie było to jednostkowe zdarzenie. Niekiedy powtarzało się przed polem karnym albo w jego obrębie. Podopiecznym trenera Nawałki brakowało zdecydowania nie tylko przy interwencjach, ale właśnie także przy organizowaniu ataku pozycyjnego W 4. minucie Pazdan zdołał poradzić sobie przy linii końcowej z Castillo, ale pod naciskiem zagrał zbyt krótko do Krychowiaka - futbolówkę przejął Valdes i oddał celny strzał z 16. metra.

Błędy, które do pewnego stopnia były indywidualne, wpisały się w szerszy, ogólny problem z komunikacją. W pierwszej części meczu (czwórka obrońców) dał o sobie znać jeszcze przed straconym golem.

Wina zbiorowa


TVP

Warto zwrócić uwagę na dwie sytuacje, które wydarzyły się bezpośrednio przed bramką kontaktową dla Chile. W 38. minucie przeciwnik przeprowadził akcję niemalże bliźniaczą do tej omówionej wyżej. Najpierw rozprowadzono grę z jednej flanki na drugą przy bardzo konsekwentnym zdobywaniu terenu, następnie Junior Fernandes podkręcił tempo, wygrał pojedynek z Rybusem i znalazł się tuż przy linii końcowej, gdzie błąd kolegi próbował naprawić Pazdan. Ponownie wybił zbyt krótko, wprost pod nogi Castillo, który uderzył w światło bramki.


TVP

Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Chile dzięki bardzo aktywnemu pressingowi wywalczyło - jak się okazało - istotny aut. Tym samym pojawiły się trzy zazębiające się kwestie - indywidualne błędy (Rybus, Pazdan), podział obowiązków w obronie (odsłonięty Castillo, wokół czterech piłkarzy) i ostatecznie reakcja na nacisk ze strony rywala.

Bez dialogu nie ma obrony


TVP

Pierwsze trafienie Chile może zostać uznane za modelowy przykład efektu śnieżnej kuli. Wszystko zaczęło się długo przed straconą bramką, co pewnie także miało wpływ na reakcje poszczególnych defensorów. Przede wszystkim trudno obarczać winą tylko jednego z nich, ponieważ mowa tutaj o serii mniejszych zachowań, które złożyły się na jeden, wielki błąd.

Pazdan nie był w stanie zająć się kryciem dwóch przeciwników, dlatego w obliczu nieruchomego Linettego, podjął słuszną decyzję o przesunięciu się kilka kroków do przodu (być może trochę za mało zdecydowania). W takim położeniu nie miał możliwości odciąć Valdesa od bardzo dobrego dośrodkowania. W grę wchodził jedynie pojedynek główkowy (podobny wzrost piłkarzy), ale Sagal dograł futbolówkę "na nos" (Piszczek i Błaszczykowski mu tego nie utrudnili).


TVP

Nie pomogło ustawienie Bednarka przed wrzuceniem piłki i jego opóźniona reakcja w toku trwania akcji. Jeszcze przed centrą do pewnego stopnia można było pokusić się o przewidywania, kto będzie jej adresatem (uniesiona ręka strzelca bramki).

Zapis kontrolny


TVP

W drugiej połowie selekcjoner zdecydował się na powrót do ustawienia z trójką defensorów, które próbuje wdrożyć od listopada. Ostatecznie z tyłu pozostało trio Bednarek-Pazdan-Cionek (od 46. minuty), a takie przesunięcie jeszcze mocniej uwypukliło problemy obronne i w znacznym stopniu odbiło się na grze ofensywnej. Bezpośrednio po przerwie dokonał jeszcze jednej zmiany - Linettego zastąpił Milik.

Polacy nie tylko stali się znacznie bardziej podatni na ataki przeciwnika, ale w żaden sposób nie potrafili na nie odpowiedzieć. Brak płynności dawał o sobie znać już w momencie wprowadzenia futbolówki do gry, gdy rywal odcinał przestrzenie pressingiem. Łączność ze środkową strefą została znacznie ograniczona.

Najwyraźniej było to widoczne na przykładzie Zielińskiego, który znacznie stracił na przesunięciach. Odległości w obrębie formacji stały się większe, przez co osaczenie przez 3-4 zawodników uniemożliwiało sprawne rozprowadzenie akcji. Przemieszczał się z niskich stref boiska, przez skrzydło, aż po "ścisły" atak i w żadnym z sektorów nie mógł złapać porozumienia z resztą drużyny.

Na innych falach


TVP

Postawienie na 3-4-3 nie przyniosło płynności w przejściu z obrony do ataku. Zamiast tego trio z tyłu nie uzyskiwało wsparcia ze strony "wahadłowych" (nie realizowali typowych zadań). Duże trudności z odnalezieniem się w nowym-starym układzie miał Rybus, który w drugiej części meczu popełnił kilka indywidualnych błędów. Obrońca notował straty w okolicach 20.-30. metra, a dodatkowo pojawił się problem z podziałem defensywnych obowiązków z Grosickim (czasami schodził jeszcze Zieliński).

Dzięki temu przeciwnik miał spore pole manewru na tamtym skrzydle. Paulo Diaz nie miał większych kłopotów z oderwaniem się od Polaków i wywalczeniem sobie przestrzeni do przyjęcia futbolówki. Duża rolę w tym sektorze odgrywał również Junior Fernandes. W samym obrębie pola karnego piłkarze sprawiali wrażenie, jakby nie do końca byli świadomi, na kim spoczywa odpowiedzialność za krycie odpowiednich przeciwników. Najlepiej radził sobie Bednarek, który wyczyścił kilka bardzo dobrych dośrodkowań.

Nie po raz pierwszy system z trzema obrońcami nie zdał egzaminu ani pod kątem defensywny, ani ofensywy. Wciąż pojawiają się problemy z komunikacją, bez Glika tym bardziej brakuje wyraźnego dyrygenta całej linii, nie wspominając już o braku mechanizmu gry wahadłowych (czy to typowych, czy też tych "mniej").

W spotkaniu z Chile większość błędów została zsumowana i skumulowana w 90 minut - zarówno te właściwe dla "czwórki", ze względu na które zdecydowano się na poszerzenie wachlarza rozwiązań, jak i "trójki", które na tym etapie wydają się być nie do przeskoczenia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.