FRANCISCO SECO/AP
Prezes Królewskich na czwartkowej konferencji prasowej przypominał człowieka, któremu odebrano coś niezwykle cennego i bliskiego jego sercu. - To dla mnie cios - przyznał bez ogródek, komentując decyzję Zidane'a.
Francuz od zawsze był pupilkiem Pereza. Było tak, gdy był piłkarzem. Było też, gdy od kilku lat działacz wierzył w niego, przygotowując go do roli pierwszego trenera. I za to zaufanie Zidane odpłacił się z nawiązką, realizując wielkie marzenie działacza o europejskiej dominacji Realu.
Dziś kontynuacja tego dzieła stanęła pod znakiem zapytania. Real Madryt istniał przed Zinedinem Zidanem i będzie istniał po nim, ale Francuz zawiesił następcom poprzeczkę tak absurdalnie wysoko, że strącenie jej z hukiem nie będzie specjalnie trudne. Trzy z rzędu wygrane w Lidze Mistrzów, mistrzostwo i superpuchar kraju, dwa klubowe mistrzostwa świata oraz dwa superpuchary Europy. Dziewięć pucharów w zaledwie dwa i pół roku.
Za tymi sukcesami nie stała może niesamowita filozofia. Zidane nie wymyślił futbolu na nowo, nie wstrząsnął światem taktycznej piłki jak Pep Guardiola czy Johan Cruyff przed nim. Ale czy to ma znacznie? Na końcu liczą się trofea, a tych Francuz zgromadził wystarczająco dużo, by już za życia stać się legendą. A kluczem do sukcesu okazało się zarządzanie ludźmi. Umiejętność poprowadzenia szatni, w której ego piłkarzy nie raz bywało większe niż chęć wygrywania jako zespół.
Zidane potrafił wpoić najlepszym na świecie zasadę jakże prostą, a tak trudną do wyegzekwowania w największych klubach - "wygrywacie i przegrywacie jako drużyna. Wszyscy jesteście potrzebni, każdy z was dokłada cegiełkę do sukcesu, bez względu na to, jak często gra". I choć wielu ostatecznie z tego powodu Bernabeu opuściło, jak James Rodriguez czy Alvaro Morata, to gdy w klubie byli, mimo niezadowolenia ze swojej pozycji w drużynie zawsze dawali z siebie wszystko, pomagając znacząco zespołowi i Zidane'owi.
SERGEI GRITS/AP
Bezgraniczny szacunek i zaufanie. Zidane otrzymał te rzadkie dary od piłkarzy i potrafił je wykorzystać. W Madrycie w zderzeniu z gwiazdorskimi osobowościami przegrywali wcześniej Jose Mourinho czy Carlo Ancelotti, który przecież dał klubowi upragnioną La Decimę (dziesiąty Puchar Europy - dop. red.). Nawet Włoch był zakładnikiem piłkarzy, o czym wspominał w swojej biografii sugerując, że z klubu w pewnym stopniu zwolnił go narzekający prezesowi na swoją rolę w drużynie Gareth Bale. W przypadku Zidane'a było to nie do pomyślenia. On był szefem. Mimo że wielokrotnie jego decyzje personalne kwestionowano w prasie, zawsze wychodził na swoje i stawiał na tych, których autentycznie w danym momencie uważał za najlepszych do osiągnięcia celu.
Nie wiemy, kto zastąpi w Madrycie Francuza, ale przyszły trener Realu będzie musiał w szatni wypełnić pustkę o wielkości krateru. Jeśli na to pozwoli, tę pustkę szybko wypełnią zawodnicy, których roszczeniowa postawa tylko przybierze na sile. Królewskim potrzebny jest człowiek z charakterem, ale jednocześnie potrafiący unikać konfliktów. Z pewnością łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale na tym właśnie polegał geniusz Zidane'a.
Oczywiste było, że Real czekają po sezonie zmiany. Drużyna wygrała co prawda Ligę Mistrzów, ale rozgrywki krajowe całkowicie zawaliła, notując pod względem odniesionych zwycięstw najgorszy od dekady wynik. W klubie nikt nie przygotowywał się jednak na rewolucję, jaką jest zmiana szkoleniowca. Zidane o swojej decyzji Florentino Pereza poinformował w środę. Do oficjalnego rozpoczęcia sezonu, jakim będzie potyczka o Superuchar Europy z Atletico Madryt, pozostało dwa i pół miesiąca. Niewiele czasu, by wszystko poukładać na nowo.
To właśnie wyniki uzyskane w lidze i Pucharze Króla sprawiły, że Zidane sam zakwestionował sens dalszej pracy w stolicy Hiszpanii. Real przez niemal cały sezon ligowy borykał się z ogromnymi problemami, w niczym nie przypominając zespołu, który rok wcześniej rozgrywki te wygrał. Poważne błędy popełniono już latem, nie sprowadzając wartościowych zmienników w miejsce Moraty, Jamesa i Pepe. Zidane był zadowolony z kadry, którą dostał w zamian, nie oczekując dalszych wzmocnień. Nowe nabytki okazały się jednak niewypałami, a dotychczasowa kadra znacznie obniżyła loty. Francuz nie potrafił znaleźć sposobu na tchnięcie w drużynę życia, choć ostatecznie udało mu się to w Lidze Mistrzów, w której, jak podkreślali sami piłkarze, chcieli coś udowodnić wszystkim tym, którzy ich skreślali. - Skończyliśmy w pięknym stylu, ale w sezonie bywają trudne chwile, które skłaniają cię do refleksji. Uważam, że to jest dobry moment na zmianę. Piłkarze jej potrzebują - stwierdził na konferencji Zidane.
FRANK AUGSTEIN/AP
Z pewnością Francuz przy ogromnej presji, jaka wiąże się z pracą w takim klubie jak Real, poczuł zmęczenie. Przede wszystkim jednak nie miał już pomysłu, jak wykrzesać z zespołu więcej w kolejnym sezonie. - Myślę, że po trzech latach trudno dalej robić to samo, szczególnie po trzech Ligach Mistrzów. Nie widziałem jasnej szansy na triumfowanie w kolejnym sezonie. Ja jestem zwycięzcą i gdy mam odczucie, że nie będę wygrywać, muszę coś zmienić. Nie powiem, że trzeba zmienić tego czy tego, powiem, że odchodzę ja. Taka jest decyzja i tyle - tłumaczył Francuz (cytat za realmadryt.pl).
Zinedine Zidane żegna się z Realem, zostawiając go na szczycie i z poczuciem spełnionej misji. Francuzowi należy się szacunek nie tylko za to, co osiągnął, ale i za to, że sam przed sobą potrafił przyznać, że dla dobra klubu i ciągłości jego sukcesów sam musi odejść. Czy tę ciągłość w Madrycie zachowają, przekonamy się w ciągu kilku miesięcy.
EFREM LUKATSKY/AP
PAVEL GOLOVKIN/AP
FRANK AUGSTEIN/AP