Cafu, człowiek od zadań specjalnych, a raczej od goli specjalnych. Portugalczyk na razie bowiem dla Legii zdobył trzy bramki, wszystkie dające cenne zwycięstwa. Najpierw wpisał się na listę strzelców w finale Pucharu Polski z Arką Gdynia (2:1), a w środę dwukrotnie pokonał Thomasa Dahne, najpierw otwierając wynik meczu, a później zapewniając gospodarzom trzy punkty. Po każdym trafieniu energicznie podbiegał do trybun i podgrzewał atmosferę. "Cafu, kocham Cię!" - pisali kibice warszawiaków na Twitterze.
Odkąd Dean Klafurić przejął zespół Legii po Romeo Jozaku, niemal w każdym meczu zachowywał się tak samo - w pierwszej połowie był bardzo aktywny przy linii bocznej boiska, często upominany przez arbitrów bocznych, w drugiej natomiast siadał spokojnie na ławce i obserwował wydarzenia boiskowe.
W środowym starciu z Wisłą było jednak inaczej - Klafurić przy linii bocznej obecny był przez pełne 90 minut, na to, co działo się na boisku reagował żywiołowo, ale nie nerwowo, widać było również, że uważnie obserwuje i stara się wprowadzać korekty, tak jak w 35. minucie, kiedy tuż po golu Cafu od razu podbiegł do swojego asystenta, Aleksandara Vukovicia, zaczął gestykulować i wskazywać na swoich pomocników, Cristiana Pasquato i Chrisa Philippsa. Pierwszego z nich przywołał do siebie i udzielił mu kilku wskazówek, po których Włoch zaczął częściej wracać się do defensywy i pomagać na lewej stronie Mauricio i Adamowi Hlouskowi.
Spotkanie z Wisłą było pierwszym meczem, w którym na boisku od początku spotkania przebywał Mauricio. Brazylijczyk wypożyczony z Lazio zastąpił Michała Pazdana, mającego małe problemy zdrowotne, a nawet nie tyle zdrowotne, ile zmęczeniowe.
29-latek na początku meczu spisywał się całkiem nieźle, był aktywny, pokazywał się do gry, pokrzykiwał do kolegów i wystawiał rękę do góry prosząc o podanie. W miarę upływu czasu opadał jednak z sił, co było widać po jego poruszaniu się po boisku.
Klafurić ustawił jednak drużynę w taki sposób, że Mauricio cały czas był asekurowany - w pierwszej połowie głównie przez Chrisa Philippsa, a w drugiej przez Adama Hlouska, czy Domagoja Antolicia. Później w defensywie pomagał też Łukasz Broź, wprowadzony w miejsce Pasquato. Asekuracja efektów jednak nie przyniosła, bo Mauricio swój udział w spotkaniu skończył jeszcze przed upływem 80 minut - dostał dwie żółte kartki i został wyrzucony przez sędziego Jarosława Przybyła.
"Arek! Malarz!" - trzykrotnie w trakcie meczu rozległo się na trybunach Legii. Fani warszawiaków swojego bramkarza nagradzają w ten sposób niemal w każdym spotkaniu na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej. Nagradzają, bo mają za co.
37-latek w starciu z Wisłą Płock popisał się kilkoma świetnymi interwencjami, m.in. w 54. minucie, kiedy najpierw wykazał się instynktowną interwencją broniąc strzał Łukowskiego, czy w 62., kiedy wyszedł obronną ręką z niemal beznadziejnej sytuacji, w której Jose Kante uderzał z odległości około trzech metrów.
Na kwadrans przed końcem 37-latek ponownie wykazał się świetnym refleksem, broniąc strzały zawodników z Płocka. Przy bramkach nie miał nic do powiedzenia.
Cristian Pasquato wybiega z ławki rezerwowych, pędzi w kierunku Malarza i skacze na niego z radości. Niektórzy piłkarze Legii padają na murawę, a kibice podnoszą poziom decybeli do niewyobrażalnych rozmiarów. Takie obrazki można było zaobserwować po ostatnim gwizdku sędziego w środowym meczu Legii z Wisłą. Piłkarze gospodarzy szaleli z radości, wiedzieli bowiem, jak dużo może znaczyć środowa wygrana w kontekście walki o mistrzostwo Polski.
Szalona radość Cristiana Pasquato i Arkadiusza Malarza po zwycięstwie. #LEGWPŁ pic.twitter.com/sCZJ0N7TwK
- Bartosz Rzemiński (@bartek_rem) 9 maja 2018
Mecz Legii z Wisłą Płock z trybun obserwowało ponad 20 tysięcy kibiców. Oprócz nich na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej znalazło się kilku gości specjalnych, m.in. były obrońca mistrzów Polski, Jakub Rzeźniczak, obecnie grający w Karabachu Agdam.
Dziś na trybunach Legii Jakub Rzeźniczak #LEGWPŁ pic.twitter.com/ajYOZY8h99
- Bartosz Rzemiński (@bartek_rem) 9 maja 2018
Pojawił się również były trener warszawiaków, Jacek Magiera, a także selekcjoner Adam Nawałka i jego asystent Bogdan Zając. Poza nimi mecz czujnie obserwowali... dziennikarze z Senegalu, którzy do Warszawy przyjechali obserwować grę m.in. Michała Pazdana.
W Legii najbardziej podoba mi się pomocnik z 7 [Antolić]. Znam Eduardo, ale gra dziś bardzo słabo. Przyjechaliśmy tu oglądać Pazdana. Przyznaj się, nie gra dlatego bo my tu jesteśmy (??). Więcej od szefa senegalskiej telewizji niedługo na @sportpl #LEGWPŁ pic.twitter.com/Ao5ln9EGMG
- Bartosz Rzemiński (@bartek_rem) 9 maja 2018