Od zdobywcy ostatnich dwóch Złotych Piłek można było oczekiwać zdecydowanie więcej. Choćby tego, że w sytuacji sam na sam z bramkarzem umieści piłkę w siatce, a nie na twarzy golkipera. Lub tego, że z 20 metrów z rzutu wolnego trafi w światło bramki. Z jego 10 strzałów, "aż" 4 były celne tylko dlatego, że podszedł do jedenastki, a na koniec spotkania trafił do bramki z kilku metrów. Właściwie wpadł na sprezentowaną mu piłkę. No ale różnica między nim i Neymarem była taka, że Brazylijczyk czarował i bardzo chciał, a Portugalczyk po prostu w meczu strzelił swoje. Minimum sportowej przyzwoitości i trochę szczęścia sprawiły, że to on cieszy się ze 101 trafień w Lidze Mistrzów w barwach Realu. Nie wszystkie muszą mieć przecież wymiar estetyczny.
W Ligue 1, aż tak bardzo tego nie widać, lub może po prostu tak bardzo to nie przeszkadza. Przy spotkaniach z Montpellier czy Dijon znakomitych okazji paryżanie kreują dziesiątki. To czy Neymar 6 razy spróbuje bramkę zdobyć sam, może przełożyć się na gola, pudło, lub fakt, że czasem po prostu zostanie bez piłki. Swoje sytuacje i tak będzie miał Mbappe, coś zawsze dołoży Cavani - karuzela się kręci. PSG wygra 4 lub 8 do zera. Za dużo pretensji do Brazylijczyka nikt mieć nie będzie.
W Lidze Mistrzów tak to nie działa. Przynajmniej nie z tymi lepszymi rywalami. Pędzący z uporem maniaka na bramkę gospodarzy Neymar, ze swymi sztuczkami i zwodami był może wdzięcznym tematem dla realizatora transmisji i operatora powtórek, ale był też powodem do poddenerwowania dla kibiców. Jego wariacje z piłką i chęć samodzielnego wykańczania akcji nie dawała żadnych efektów. Co z tego, że absorbował i ściągał na siebie rywali jak przeważnie potem i tak nie oddawał piłki kolegom. Dzięki temu, że raz podał do Cavaniego, Urugwajczyk schodził po meczu z jednym oddanym strzałem. Inna sprawa, że lider strzelców Ligue 1, też był cieniem wielkiego "El Matadora"
Przeciw nieobliczalnemu w ofensywie PSG Sergio Ramos znów udowodnił, że na swojej pozycji jest jednym z najlepszych fachowców jakich można oglądać w Europie. Triumfujący w pojedynkach, najskuteczniejszy wraz z Modriciem w odbiorach (miał ich 8) i będący tam gdzie być powinien (choćby przy strzale Kimpembe) to prawdziwy szef obrony Madrytu.
Jeśli dołożyć do tego jeszcze towarzyszącego mu po lewej stronie Marcelo, który skutecznie uprzykrzał życie Alvesovi czy nie dał się zbytnio rozwijać Mbappe, to problemy ofensywne paryżan znajdują kolejną przyczynę. Co do Marcelo - dobrze mieć też lewego obrońce, który kolegów z ataku wesprze nie tylko dobrym podaniem, ale i golem. Grający na tej pozycji w ekipie PSG Berchiche mógł sobie popatrzyć, jak to powinno wyglądać.
Ważnym punktem środowego hitu LM okazał się też Unai Emery, a właściwie jego decyzje. Hiszpan zdecydował się trzymać na ławce, będącego ostatnio w niezłej formie Di Marię, nie chciał też wpuszczać na boisko Diarry. Człowieka co prawda nowego w PSG, ale w piłce znającego już niemal wszystko. Doświadczenie byłego gracza ekip z Londynu Marsylii, Madrytu mogło paryżanom mocno pomóc, tym bardziej, że w pomocy fatalnie radził sobie Giovani Lo Celso.
Dziwna była też zmiana zarządzona przez trenera po godzinie gry. Przy wyniku 1:1 ściągnął z boiska Cavaniego. Za napastnika wpuścił obrońcę - Meuniera, jakby dając sygnał, do gry na jeden punkt.
- Dzięki niemu lepiej wykorzystaliśmy prawy korytarz, to coś co ćwiczyliśmy na treningach. To był dobry okres naszej gry - tłumaczył pytającym o to dziennikarzom. PSG w ostatniej części spotkania straciło jednak dwie bramki i z 1:1 zrobiło się 1:3. Ogólnie to chyba nie mogła być dobra gra.
Giovani Lo Celso debiutujący w wyjściowym składzie PSG w Lidze Mistrzów momentami sprawiał wrażenie jakby grał... dla Realu. Wygrał tylko 25% z 12 pojedynków, gubił ważne piłki, faulował tuż przed swoim polem karnym, co Ronaldo w lepszej dyspozycji wykorzystałby z zamkniętymi oczami. W końcu i tak dał gospodarzom jedenastkę po swoim nieodpowiedzialnym zachowaniu i walce wręcz w obrębie pola karnego z Toni Kroosem. Beztroska lub nieporadność towarzyszyła mu od początku do końca, czyli 86 minuty.
Argentyńczyka mecz chyba trochę przerósł, zakończył go z żółtą kartką, a patrzący na jego grę fani z niesmakiem. Innego zdania, co do pomocnika był oczywiście Emery - na konferencji po meczu chwalił piłkarza.
Być może chciał go podbudować, lub jego optyka meczowa była inna. To drugie, nie wróży wiele dobrego w charakterze rewanżu, bo pewnie znów będzie rodziło dyskusję o tym, co chciał uzyskać i o czym myślał były szkoleniowiec Sevilli.
FRANCISCO SECO/AP
FRANCISCO SECO/AP
FRANCISCO SECO/AP
FRANCISCO SECO/AP
PAUL WHITE/AP
FRANCISCO SECO/AP
FRANCISCO SECO/AP
FRANCISCO SECO/AP
PAUL WHITE/AP