Real w kryzysie. Zidane próbuje gasić pożar

Kiedy pod koniec ubiegłego lata Real Madryt odprawiał z kwitkiem Manchester United oraz Barcelonę w starciach o superpuchary Europy i Hiszpanii, Królewskim wróżono kolejny pełen sukcesów sezon. Od tamtych wydarzeń minęło zaledwie pięć miesięcy, a wiara w dodanie następnych tytułów do klubowej gabloty z pucharami z każdym tygodniem słabnie. Real znajduje się w poważnym kryzysie, który może zwiastować największe od kilku lat przetasowania w klubie.
Cristiano Ronaldo Cristiano Ronaldo PAUL WHITE/AP

W lidze bez złudzeń

Będący na półmetku sezon nie jest jeszcze dla Realu stracony, choć marzenia o obronie mistrzowskiego tytułu są już tak odległe, że w tej kwestii nie oszukują się nawet sami piłkarze - Toni Kroos stwierdził, że na ten moment celem drużyny jest wywalczenie awansu do następnej edycji Ligi Mistrzów. Po sobotniej porażce 0:1 z Villarrealem Królewscy tracą do liderującej Barcelony aż 19 punktów (nigdy nie mieli tak dużej straty do lidera na tym etapie rozgrywek!) i w lidze plasują się dopiero na 4. miejscu. W ostatnich pięciu meczach La Ligi wygrać zdołali tylko raz, a łącznie w osiemnastu kolejkach odnieśli zaledwie dziewięć zwycięstw. Jeśli zestawi się te wyniki z poprzednim mistrzowskim sezonem, różnica jest kolosalna. Madrytczycy już stracili więcej 'oczek' niż przez cały poprzedni sezon (22 do 21), a przecież do końca ligi rozegrają jeszcze 20 spotkań!

Cristiano Ronaldo, Gareth Bale i Karim Benzema Cristiano Ronaldo, Gareth Bale i Karim Benzema FRANCISCO SECO/AP

Nieskuteczne BBC

Przyczyn kryzysu jest wiele. Problemy, z którymi zmaga się Zinedine Zidane, dotyczą w zasadzie każdej formacji, choć w Hiszpanii najwięcej się mówi o apatycznej ofensywie. Wygląda na to, że sezon 2017/2018 jest ostatnimi podrygami tercetu BBC.

Karim Benzema, mimo że krytykowany już w poprzednich latach za małą liczbę strzelanych goli, zawsze bronił się pracą wykonywaną na rzecz drużyny - robieniem przestrzeni dla kolegów i zmysłem do gry kombinacyjnej. Teraz jednak, gdy do siatki nie trafiają również jego partnerzy z ataku, problem ze skutecznością Francuza unaocznił się jeszcze mocniej - w lidze zdobył tylko dwie bramki. Benzema wielokrotnie jest spóźniony, nie nadąża za tempem akcji, a kiedy już znajduje się w sytuacji strzeleckiej, z reguły fatalnie pudłuje. 30-latek przechodzi swój najgorszy okres od czasu transferu do Realu w 2009 roku, a w biurach przy Concha Espina coraz głośniej mówi się o konieczności pożegnania piłkarza i znalezienia latem następcy.

Niewiele lepiej prezentuje się Cristiano Ronaldo, który może pochwalić się wynikiem zaledwie o dwa trafienia lepszym od Francuza. Z formy Portugalczyka, który kapitalną grą w kluczowych miesiącach poprzedniego sezonu zapewnił sobie piątą w karierze Złotą Piłkę, niewiele pozostało, przynajmniej nie na krajowym podwórku (w Lidze Mistrzów jest liderem klasyfikacji strzelców - 9 trafień w 6 spotkaniach). O kłopotach z atakiem Realu dużo mówią też statystyki Garetha Bale'a. Paradoksalnie najbardziej efektywny z ofensywnej trójki jest piłkarz, który w tym sezonie z powodu kontuzji pauzował przez blisko trzy miesiące. Walijczyk również do siatki trafił czterokrotnie, ale potrzebował na to 567 minut, a nie 1246 jak Ronaldo. Łącznie cała trójka strzeliła do tej pory w lidze zaledwie 10 goli. Dla porównania duet Luis Saurez-Lionel Messi uzbierał w tym samym czasie 30 trafień.

Zinedine Zidane w meczu Realu Madryt z FC Barceloną Zinedine Zidane w meczu Realu Madryt z FC Barceloną FRANCISCO SECO/AP

Boczne sektory

To, co cechowało zwycięski Real Zidane'a, to kompletność jego ekipy. Żaden inny zespół nie mógł się choćby pochwalić taką parą bocznych defensorów jak Marcelo i Dani Carvajal, którzy nie tylko świetnie bronili, ale i gwarantowali dodatkową jakość w ataku, podłączając się często do akcji ofensywnych. Obecnie obaj są cieniami samych siebie, choć Hiszpana tłumaczą problemy z sercem, które wyeliminowały go z gry na prawie dwa miesiące.

Brazylijczyk na swoje usprawiedliwienie nie ma nic. Jest bezproduktywny na połowie rywala, popełnia masę błędów w obronie, a do tego gra nieodpowiedzialnie, tak jak w starciu z Celtą, kiedy w samej końcówce przy prowadzeniu 2:1 swojego zespołu zdecydował się na niepotrzebną sztuczkę techniczną, która zakończyła się stratą piłki, a w konsekwencji kontrą rywali i golem kosztującym Królewskich dwa punkty. Obrazki, kiedy Marcelo zamiast sprintem, wraca na swoją połowę po stracie piłki truchtem, nie należą w tym sezonie do rzadkości.

Spadek wydajności

Środek pola tworzony przez Casemiro, Kroosa i Modricia, wspierany nierzadko przez Isco, jeszcze do niedawna gwarantował drużynie równowagę. Casemiro był zaporą nie do przejścia, Kroos z Modriciem regulowali tempo gry, a Isco był idealnym łącznikiem pomiędzy środkiem pola a atakiem. Każdy z nich znacznie obniżył loty. Zwłaszcza w tej formacji objawiają się problemy fizyczne zespołu. Zawodnicy wyglądają na zmęczonych, biegają często mniej od rywali, popełniają proste, niewymuszone błędy.

Po poprzednim sezonie praca Antonio Pintusa, trenera od przygotowania fizycznego, była przedstawiana jako jeden z głównych czynników, dzięki którym Real sięgnął po Ligę Mistrzów i tytuł mistrza Hiszpanii. Włoch perfekcyjnie przygotował zespół na wielomiesięczny bój na wielu frontach, co było widoczne przede wszystkim w końcówce sezonu. Czy Pintus i Zidane mogli się tym razem pomylić? Real borykał się od początku sezonu z plagą kontuzji, w tym wielu mięśniowych. Najlepiej kłopoty fizyczne zespołu obrazuje sytuacja z derbowego spotkania z Atletico, kiedy to Ronaldo przegrał pojedynek biegowy do piłki z Juanfranem. Starszy od Portugalczyka o rok Hiszpan nigdy nie należał do demonów szybkości, a mimo to osiągnął prędkość 33,8 km/h, biegnąc tym samym o kilometr szybciej od piłkarza Realu.

Brak planu B

Kolejnym elementem składającym się na zeszłoroczne sukcesy Królewskich była szeroka i mocna kadra. Mając na ławce rezerwowych takich zawodników jak Alvaro Morata, James Rodriguez czy Pepe, Zidane borykał się wręcz z kłopotem bogactwa, na który obecnie nie może już narzekać. Wielokrotnie Francuz potrafił z meczu na mecz dokonać nawet ośmiu czy dziewięciu zmian w wyjściowym składzie, nie tracąc przy tym na jakości kolektywu. Kibice wręcz domagali się częstszych szans zmienników. Członkowie tzw. kadry B, z których żaden nie rozegrał w lidze powyżej dwóch tysięcy minut, strzelili łącznie w sezonie 2016/2017 62 gole, co stanowiło ponad połowę wszystkich trafień zespołu. Na półmetku trwającego sezonu cała drużyna ma na koncie tylko 32 bramki. Zawodzą piłkarze pierwszego wyboru, ale i rezerwowi nie są w stanie ich odciążyć w trudniejszych momentach.

Zatrzymanie w drużynie Jamesa i Moraty, którzy pomimo statusu zmienników w zeszłym sezonie ligowym zanotowali 23 trafienia, nie było możliwe i ich odejście ciężko traktować jako błąd. Takowym jest już jednak brak sprowadzenia równie jakościowych następców. Żaden z letnich transferów nie okazał się graczem tego formatu. Theo Hernandez, Jesus Vallejo, Marcos Llorente, Borja Mayoral i Dani Ceballos nie odgrywają żadnej znaczącej roli w zespole. Cała piątka łącznie spędziła w lidze na boisku 1107 minut, tylko o pięć więcej niż Nacho, który sam jest etatowym zmiennikiem. Jedyną z nowych twarzy, która wniosła coś do zespołu, był awansowany z Castilli do drużyny seniorskiej Achraf Hakimi. Pod nieobecność chorującego Carvajala młody Marokańczyk radził sobie całkiem nieźle, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że miał być stopniowo wprowadzany do pierwszej drużyny, a nie z marszu zastąpić w niej jednego z najważniejszych zawodników. Udźwignął presję, ale nie ulega wątpliwości, że Hakimi to melodia przyszłości, która w tym momencie Realu nie zbawi.

Kluczowy miesiąc

Według hiszpańskiej prasy działacze Realu biją się w pierś i doskonale rozumieją, że błędy, które częściowo doprowadziły do kryzysu, zostały popełnione w klubowych biurach jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Zimą nie będzie jednak czasu na gruntowne przebudowanie kadry, więc drużyna, którą dysponuje Zidane, w obecnym składzie personalnym musi dotrwać do końca sezonu. Sprowadzenie z Athletiku Bilbao Kepy Arrizabalagi, któremu wiele miejsca poświęca 'Marca' i 'As', z powodu kontuzji nie zostanie sfinalizowane zimą, jak początkowo przypuszczano.

Zidane ma niewiele czasu, aby 'odzyskać' swoją drużynę. W drugiej połowie stycznia wciąż czeka go maraton starć w Pucharze Króla, który wobec fatalnej postawy w lidze zdaje się na ten moment jedynym możliwym do zrealizowania celem na krajowym podwórku. Królewscy w ćwierćfinale zmierzą się z Leganes, ale w tej formie nawet znajdujący się w dolnej części ligowej tabeli Pepineros mogą być wyzwaniem, nie wspominając już o Valencii, Atletico, Barcelonie czy Sevilli, które mogą czekać na madrytczyków w kolejnej fazie rozgrywek. W lutym natomiast Real czeka dwumecz z Paris Saint-Germain w 1/8 finału Ligi Mistrzów, który urasta dla Zidane'a i jego podopiecznych do rangi spotkań o sezon.

Zinedine Zidane Zinedine Zidane FRANCISCO SECO/AP

Bezradność trenera

Po wpadce w wyjazdowym spotkaniu z Celtą (2:2) Zinedine Zidane odwołał zaplanowany na następny dzień trening, a przed kolejnym odbył z zawodnikami trwającą blisko godzinę rozmowę. W trakcie niej piłkarze otrzymali szansę swobodnego wyrażenia swoich odczuć związanych z ostatnimi miesiącami i pomóc trenerowi znaleźć wyjście z kryzysu. Szkoleniowiec miał nawet pytać, czy piłkarze nie odczuwają problemów fizycznych, ale zawodnicy odpowiedzieli przecząco. Według relacji większości hiszpańskich mediów dyskusja przebiegła w pozytywnej atmosferze, a piłkarze wzajemnie się motywowali i podkreślali, że źródłem ich problemów jest nastawienie psychiczne.

Rozmowa z ekipą, pierwsza tego typu w ciągu dwuletniej przygody Zidane'a na ławce trenerskiej Realu, pokazuje jednak, że Francuz sam nie wie, gdzie leży problem ani jak go zdiagnozować. Dyskusja z zawodnikami wygląda na ostatnią próbę wstrząśnięcia drużyną przed definiującymi sezon spotkaniami w krajowym pucharze i Lidze Mistrzów. Jeśli się uda, 2018 rok nie będzie jeszcze stracony dla Królewskich. W przeciwnym razie latem może dojść w klubie do małej kadrowej rewolucji i pierwszych od kilku lat prawdziwie 'galaktycznych' transferów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.