Serie A. Dawid Kownacki, piłkarz Sampdorii Genua: Oglądam Ekstraklasę i... łapie się za głowę! Kiedyś tego nie widziałem, ale przepaść jest kolosalna

- Marzę o powołaniu na mundial. Nie ma nic lepszego niż zagrać w Lidze Mistrzów i na mistrzostwach świata. Wszystko zależy ode mnie, wiem co muszę zrobić, żeby to czerwcowe marzenie zamieniło się w rzeczywistość. Chciałbym nie tylko wystąpić w Rosji, ale też zaistnieć na tym turnieju - opowiada Dawid Kownacki, 20-letni piłkarz Sampdorii Genua.

Piękny gol Dawida Kownackiego

W 20. kolejce Serie A Benevento pokonało Sampdorię 3:2, a jedną z bramek dla drużyny z Geniu strzelił polski napastnik Dawid Kownacki. Gol był wyjątkowej urody. To szóste trafienie 20-letniego napastnika we Włoszech (trzy w Serie A, trzy w Pucharze Włoch).

"Humor poprawił mi Kamil Stoch i jego zwycięstwo w TCS"

Dawid Kownacki: Na pewno liczyliśmy na komplet punktów. Zaczęliśmy dobrze, przed zakończeniem pierwszej połowy objęliśmy prowadzenie. W drugiej połowie przydarzyły nam się błędy. Niestety, w 82. min czerwoną kartkę otrzymał Jacopo Sala. Chwilę później Benevento wyszło na prowadzenie i ten moment nieco nam podciął skrzydła. W końcówce strzeliłem gola, cieszę się z tego trafienia, ale zdecydowanie najbardziej byłbym zadowolony, gdybyśmy wygrali. Szkoda, bo chcieliśmy odrobić straty do pierwszej piątki. Będziemy się starali w kolejnych spotkaniach. Na szczęście po meczu z Benevento humor mi poprawił Kamil Stoch, który przeszedł do historii w Turniej Czterech Skoczni.

Jesteś fanem skoków narciarskich?

- No pewnie. Interesuję się wieloma dyscyplinami sportu, również skokami. Niesamowicie emocjonowałem się ostatnim Turniejem Czterech Skoczni. Oglądałem też kulisy austriackiej części na instagramie Sport.pl. Dobra robota, można było poczuć klimat. Dwa pierwsze konkursy widziałem na żywo w telewizji. W trakcie zawodów w Innsbrucku miałem trening, więc odpaliłem później powtórkę. W drodze na lotnisko właśnie po meczu z Benevento, w komórce śledziłem finałowy konkurs w Bischofshofen. Piękna sprawa! Wielkie gratulacje dla Kamila Stocha. Podziwiam go.

Włoskie media zauważyły sukces Kamila?

- Praktycznie w ogóle. To nie jest zbyt popularny sport we Włoszech. Gdy w autobusie oglądałem skoki, to niektórzy koledzy z drużyny ze zdziwieniem patrzyli czym tam właściwie się emocjonuję. Sprawiali wrażenie, jakby pierwszy raz widzieli tę dyscyplinę sportu.

Kto według ciebie powinien zdobyć tytuł najlepszego sportowca 2017 roku? Kamil Stoch czy Robert Lewandowski?

- Ciężko to ocenić. O pierwsze miejsce biło się dwóch genialnych sportowców. Robert Lewandowski w ubiegłym roku strzelił mnóstwo goli, miał ogromy wkład w awans na mundial w Rosji. Jest jednym z najlepszych napastników na świecie. Tyle tylko, że piłka nożna to sport drużynowy, więc Robert mógłby grać najlepiej na świecie, ale jego występy zawsze będą postrzegane przez pryzmat całego zespołu. W skokach za to dużo bardziej liczą się wyniki indywidualne i one zawsze odbiją się większym echem. Kamil w ubiegłym roku też spisywał się fantastycznie. W wielkim stylu wygrał Turniej Czterech Skoczni, na mistrzostwach świata w Lahti zdobył złoty medal w drużynie. Był też drugi w Pucharze Świata. Do tego teraz przypomniał się kibicom, nokautując rywali w TCS. Kurczę, naprawdę ciężko mi wskazać, który z nich zasłużył na tę nagrodę. Dla mnie chyba obaj zasłużyli na najwyższe wyróżnienie.

"Strzelam z Crotone, strzelam z Interem. Następny mecz - ławka. Bolało"

Domyślam się, że w tym roku celujesz w najbardziej prestiżową imprezę.

- Zgadza się. Marzę o powołaniu na mundial. Nie ma nic lepszego niż zagrać w Lidze Mistrzów i na mistrzostwach świata. Wiem, że wszystko zależy ode mnie, wiem też co muszę zrobić, żeby to czerwcowe marzenie zamienić w rzeczywistość. Stoję przed dużą szansą, ale przede wszystkim muszę grać znacznie częściej. Chciałbym nie tylko pojechać na mundial, ale też w jakiś sposób zaistnieć na tych mistrzostwach. Nie mogę teraz popełnić żadnego błędu. Gdy byłem młodszy, to narzucałem sobie zdecydowanie zbyt dużo. Stawiałem za duże cele, a nie realizowałem tych małych, które prowadzą do wielkich rzeczy. Teraz tak nie będzie.

19.06.2015 Lublin . Dawid Kownacki podczas meczu turnieju UEFA EURO U21 POLSKA 2017 pomiedzy reprezentacjami Polski i Szwecji .
Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
SLOWA KLUCZOWE:
reprezentacja polski u21 reprezentant reprezentanci zawodnik zawodnicy polska polacy arena arena lublin uefa euro u21 polska 2017 u21 under 21 stadion reprezentacja polski boisko murawa bialo czerwoni noga pilka nozna football pilkarz pilkarze mlodziezowka mlodziez sport bialoczerwoni reprezentacja mlodziezowa szwecja reprezentacja szwecji szwedzi radosc opisane
SLOWA KLUCZOWE:
reprezentacja polski u21 reprezentant reprezentanci zawodnik zawodnicy polska polacy arena arena lublin uefa euro u21 polska 2017 u21 under 21 stadion reprezentacja polski boisko murawa bialo czerwoni noga pilka nozna football pilkarz pilkarze mlodziezowka mlodziez sport bialoczerwoni reprezentacja mlodziezowa szwecja reprezentacja szwecji szwedzi radosc opisane
JAKUB ORZECHOWSKI

Nie brakuje ci minut we Włoszech? W tym sezonie w Serie A i Pucharze Włoch wystąpiłeś w 12 meczach. Na boisku spędziłeś 256 minut.

- Chciałbym grać jak najwięcej, to oczywiste. Za każdym razem, kiedy wchodzę na boisko, próbuję dać drużynie jak najwięcej. Każda minuta, którą otrzymuje od trenera, jest dla mnie na wagę złota. Podsumowując, nie grałem zbyt często i równie dobrze po tym czasie mógłbym mieć zerowy dorobek. Tymczasem strzeliłem sześć goli i zanotowałem dwie asysty. Wynik niezły, ale wiem, że stać mnie na znacznie więcej. Trener wie, że w każdej chwili może ze mnie korzystać. Oczywiście mam ambicje i czasami przeżywam zawody. Tłumię w sobie sportową złość, gdy siadam na ławce. Tak było w październiku. Strzeliłem gola w wygranym meczu z Crotone oraz kilka dni później z Interem Mediolan. Nadszedł kolejny pojedynek z Chievo Verona i. nie podniosłem się z ławki. Bolało. Myślałem: 'Kurde, o co tu chodzi?'. Ale to przetrawiłem. Wiem, że takie momenty mnie tylko wzmacniają i wyjdą wyłącznie na dobre.

Myślisz, że trenerzy testują twoją cierpliwość?

- Być może. Na pewno obserwują moje zachowanie, analizują jak reaguję na tego typu sytuacje, że po dwóch dobrych meczach, w następnym nie wychodzę nawet na minutę. Nie jestem zawodnikiem, który po takich sytuacjach obraża się na cały zespół i bojkotuje następny trening. To nie w moim stylu i nigdy tak się nie zachowam. Wiadomo, że wewnętrznie czuję się zawiedziony, ale nie strzelam żadnych  fochów. Mam to chyba po mamie, że kiedy jest trudno, przeżywam gorszy okres, to nie wylewam żalów, tylko tłumię to wszystko w środku. W Genui zrozumiałem, że po dobrym występie, na kolejnych treningach muszę po prostu zasuwać jeszcze ciężej.

"Oglądam Ekstraklasę i łapie się za głowę"

W ofensywie jesteś bardzo uniwersalnym zawodnikiem. Możesz grać zarówno w pomocy i w ataku. Odpowiada ci system gry Sampdorii z dwójką napastników?

- Bardzo. Uwielbiam grać, kiedy mam kogoś obok siebie, kiedy cała uwaga obrońców nie jest skupiona wyłącznie na mnie. W Polsce graliśmy inaczej. Dominowały górne piłki, długie podania od bramkarza, w starciu z czterema obrońcami, czułem się momentami osamotniony. W Sampdorii jest inaczej, grami dwoma napastnikami. Często wyczekuję momentu, kiedy ktoś się przepchnie, wywalczy przewagę, a ja wtedy będę mógł wejść z drugiej linii i oddam strzał lub pobiegnę na bramkę. Taka gra mi odpowiada. Umiem wykorzystać wolną przestrzeń.

Po pół roku spędzonym w Sampdorii czujesz, że przeniosłeś się do innego piłkarskiego świata?

- Zdecydowanie tak. Niestety, polska liga się chowa. Oglądam nie tylko mecze Lecha, ale jeśli mam czas to i całą Ekstraklasę. I szczerze powiem, że momentami łapie się za głowę, różnica jest kolosalna. Wcześniej, za czasów gry w Lechu, tego tak bardzo tego nie dostrzegałem. Wydawało mi się, że nie odstajemy tak bardzo od Europy. Prawda jest inna i bardzo brutalna.

W którym elemencie najbardziej odstajemy od Włochów?

- Pod względem taktycznym różnica jest niewyobrażalna. Szczerze mówiąc, to nie ma za bardzo czego porównywać. Intensywność treningów też jest na wyższym poziomie, ale nie wynika z tego, że zasuwamy tutaj o wiele ciężej. Czasowo wygląda to podobnie, ale kluczową rolę odgrywają lepsze umiejętności. Najbardziej to widać na ćwiczeniach i gierkach taktycznych. We Włoszech lepiej kontroluje się piłkę, gramy szybciej na jeden-dwa kontakty. W efekcie, kto nie ma piłki musi za nią dłużej biegać. Stąd ta większa intensywność.

Dawid Kownacki Dawid Kownacki LUCA ZENNARO/AP

"Porównywali mnie do Lewandowskiego. Trochę zaszumiało w głowie"

Czujesz się doświadczonym piłkarzem?

- Tak. Przede wszystkim bardziej dojrzałym. Miałem 16 lat, kiedy wchodziłem do szatni Lecha. Koledzy z drużyny byli dużo starsi, ligowi wyjadacze. Musiałem się odnaleźć i dostosować. Oczywiście po drodze popełniłem wiele błędów. Najważniejsze, że wyciągnąłem z nich wnioski. Wiem już co robić i jak nie postępować.

Jakie to były błędy?

- Za szybko pochłonęły mnie myśli, że w bardzo krótkim czasie mogę wspiąć się na szczyt i występować w topowym europejskim klubie. Słyszałem mnóstwo pochwał, że skoro w tak młodym wieku radzę sobie znakomicie, to zaraz wyrośnie ze mnie prawdziwy gigant. Portale i gazety pisałem o mnie, jako o nowym Lewandowskim. Szczególnie te porównania do Roberta sprawiły, że trochę zaszumiało mi w głowie. Uwierzyłem, że skoro tak piszą i mówią, to na pewno tak będzie. Życie jednak zweryfikowało, że samo nic nie przyjdzie i tylko ciężka praca może mnie zaprowadzić na szczyt. Nie mam z tym problemu, żeby o tym teraz mówić. Zrozumiałem, co było źle, wyciągnąłem wnioski i pracujemy dalej.

Czujesz, że jesteś o wiele lepszym piłkarzem niż w Lechu?

- Lepszym i bardziej świadomym. W Poznaniu często zmagałem się z kontuzjami. W Genui nic mi nie dolega. Raz na treningu poczułem delikatny ból mięśnia. Bramkarze zauważyli, że masuję udo, od razu zgłosili to trenerowi. Tłumaczyłem, że to pewnie nic groźnego, delikatny ból, który zaraz przejdzie. Chciałem kontynuować trening, ale musiałem pójść do szatni. Zabrali mnie do fizjoterapeuty. Wizyta nic groźnego nie wykazała, ale w najbliższym meczu - mimo że czułem się dobrze - nie zagrałem. 'Tak na wszelki wypadek' - usłyszałem.

W Genui zrozumiałem ile też ile tak naprawdę daje przygotowanie fizyczne. A ja jestem jestem typem piłkarza, który bazuje na szybkości i dynamice. Jeszcze nigdy nie przeszedłem tak ciężkiego okresu przygotowawczego jak w Sampdorii. Poza tym zdecydowanie bardziej dbam o dietę, współpracuję w tym zakresie ze specjalistą. Takie szczegóły wpływają na całość. Bo jak nie czujesz się dobrze fizycznie, to później piłka cię nie słucha.

Nie wierzę, że nie wychodzisz czasem na pizzę.

- Oczywiście, że czasem po meczu zaglądamy do ulubionych pizzerii. Po intensywnym wysiłku, uzupełnienie węglowodanów to podstawa. Raz na jakiś czas pizza na bardzo cienkim cieście, na pewno nie zaszkodzi. Uwielbiam też makarony, ale z nimi też trzeba uważać. W połączeniu z warzywami czy owocami morza są zdrową opcją, ale przy dużych ilościach waga niebezpiecznie może pójść w górę. Na szczęście trzymam rękę na pulsie. Bardzo pomocna pod tym względem jest moja dziewczyna, z którą mieszkam we Włoszech. Świetnie gotuje, dba o nasze zdrowe odżywianie i jestem jej za to bardzo wdzięczny.

"Lewandowski terminator, Neymar szczypiorek. Obaj są wielcy, więc po się czepiać?"

Przed podpisaniem kontraktu z Sampdorią, podczas badań zrobiono ci zdjęcie, które za chwilę opublikowano w internecie. Wywołało sporo kontrowersji. Niektórym kibicom nie spodobała się twoja sylwetka.  

- Przyznaję, że nie byłem wtedy w super formie fizycznej, ale na pewno nie było tak, jak było to widać na zdjęciu. Niekorzystne ujęcie i posypały się komentarze. Poza tym każdy ma inną posturę i każdego piłkarza organizm jest inny. We Włoszech na siłowni praktycznie nie trenujemy górnych partii mięśniowych. Najwięcej ćwiczeń wykonujemy na nogi. W Polsce dwa-trzy razy w tygodniu zasuwaliśmy na maszynach. Zbyt częste treningi na siłowni zabijają szybkościowe atuty, usztywniają piłkarza i sprawiają, że robi się mniej dynamiczny oraz mobilny. Pół roku nie byłem na siłowni i jestem przekonany, że pod względem szybkościowym, czuję się znacznie lepiej. Wniosek jest taki, że treningi na siłowni nie są mi aż tak potrzebne. Dla przykładu Lewandowski to fizyczny terminator, a Neymar jest szczypiorkiem. Obaj wielcy i prezentują najwyższy, światowy poziom, więc po się czepiać?

Nauczyłeś się już języka włoskiego?

- Sporo już rozumiem. Na boisku potrafię się porozumieć, w restauracji też się dogadam, ale do płynnego posługiwania się językiem włoskim jeszcze trochę mi brakuje. Nie jest łatwo, bo w drużynie mam dwóch Polaków. Trzymamy się razem, w szatni siedzimy obok siebie, w drodze na mecz też rozmawiamy po polsku.  Z kolei z grupką zawodników z innych krajów, częściej niż po włosku - komunikujemy się po angielsku. Gdybym był jedynym Polakiem w zespole, z pewnością szybciej opanowałbym język. Ale bez paniki, daje sobie jeszcze trochę czasu. Opanowanie włoskiego to mój priorytet. Jestem pozytywnie nastawiony, czuję, że to mój obowiązek i wyraz szacunku dla Włochów. Daję sobie jeszcze pół roku i zobaczysz, że zacznę wrzucać posty na instagrama po włosku (śmiech).

Rozmawiał Damian Bąbol

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.