Były opiekun Legii i Zagłębia Sosnowiec został zastępcą dyrektora sportowego ds. rozwoju piłki młodzieżowej w Departamencie Szkolenia i Reprezentacji Narodowych PZPN. Magiera, który po rocznej przygodzie przy Łazienkowskiej nie mógł narzekać na brak ofert z Ekstraklasy, zdecydował się jednak na edukatorską pracę u podstaw w piłkarskiej centrali.
Gdyby zamiast przy tablicy do taktyki, Magiera stanął przy tablicy szkolnej, nikt nie zorientowałby się, że siwy pan z kredą w dłoni, to trener. 40-latek ma nie tylko nauczycielską powierzchowność, ale i wiedzę. Mógłby uczyć na przykład historii, którą ukończył na wydziale Filologiczno-Historycznym Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Temat pracy magisterskiej, do której uczył się na zgrupowaniu Legii na Cyprze, to: "Historyczna i heraldyczna emblematyka na podstawie klubów piłkarskich". Przedmiotem jego analizy było aż 6641 herbów. Magiera, nawet czynnie grając w piłkę, potrafił robić kartkówki młodszym kolegom. - Zdarzyło się. To Maciek Korzym mnie poprosił, żeby przepytać go z historii, bo ma zaliczyć. Dostał kilka pytań i pisał. O tym, jak wypadł i dlaczego nie zaliczył, niech opowie sam - żartował przed laty Magiera w rozmowie z "Życiem Warszawy".
Przy tablicy, czy stojąc na uniwersyteckiej katedrze, szkoleniowiec czuje się jednak równie swobodnie, co w szatni. Po raz kolejny udowodnił to kilka dni temu na konferencji "Lech Conference" w Poznaniu, na której opowiadał o zależności pomiędzy przedmeczowymi założeniami, a ich realizacją w trakcie spotkania. Swoje analityczne umiejętności prezentował także na wielkiej konferencji "Football Players Zone" na PGE Narodowym, czy w studiu Polsatu Sport w trakcie Euro 2016, gdzie świetnie poradził sobie z analizą meczów.
Nieprzypadkowo były mistrz Europy do lat 16 będzie tak blisko związany z pracą z młodzieżą. Magiera od zawsze miał do niej słabość. Wchodzący do drużyny Legii juniorzy, którzy często musieli zmagać się z dystansem stwarzanym przez tzw. "starszyznę", w Magierze odnajdywali wsparcie. To "Magic" dbał o rozwój, ale także wychowanie i edukację Ariela Borysiuka i Macieja Rybusa, dwóch późniejszych kadrowiczów, którzy robili wszystko, aby trener miał jeszcze więcej siwych włosów. - Dużo nerwów na nas stracił. Próbował nas naprawiać, ale byliśmy krnąbrni. Wiem, że chciał jak najlepiej, cała Legia tego chciała. W końcu jednak nawet Magiera się poddał (.) Później odszedłem, więc z Rybusem zostaliśmy rozdzieleni. I całe szczęście. Dziś takich duetów już nie ma - wspominał w rozmowie ze Sport.pl Borysiuk, dziś defensywny pomocnik Queens Park Rangers.
W dużej mierze właśnie dzięki Magierze, to właśnie ta rozbójnicza para stała się symbolem warszawskiej pracy z młodzieżą. Przez lata kolejni zawodnicy doświadczali dobroci i wyrozumiałości szkoleniowca. Ostatnio byli to Sebastian Szymański i Michał Kopczyński z którego Magiera uczynił nawet kapitana stołecznej jedenastki. Z pomocnej dłoni korzystali nawet ci, którzy na co dzień nie trenowali przy Łazienkowskiej, jak Jan Stolarski, młody chłopak z Warszawy, któremu Magiera pomagał w rehabilitacji poważnie kontuzjowanej nogi. Tylko dlatego, że brata Stolarskiego poznał kilka tygodni wcześniej w. tramwaju.
Spokojne zazwyczaj oblicze częstochowianina potrafiło wzbudzać także strach. Na przykład u ukraińskiego bramkarza Kostiantyna Machnowskjego, który papierosy - popalane między treningami - nosił ukryte w skarpetkach, bo bał się, że Magiera wyczuje tytoń i sprawdzi mu kieszenie.
Znakiem rozpoznawczym Magiery stała się książka "Szczęście czy fart?" autorstwa Alexa Roviry i Fernando Triasa de Besa. Cienka publikacja, w formie bajki, opisuje losy dwóch rycerzy szukających czterolistnej koniczyny dającej wielką moc. Gdy Magiera przeczytał ją po raz pierwszy, z miejsca zdecydował, że wykupił cały dostępny w Polsce nakład. Kilkaset sztuk lektury przysłano mu więc z księgarni i hurtowni z całego kraju. Kiedy zebrał wszystkie, książki zaczął rozdawać - rodzinie, młodym trenerom, znajomym, piłkarzom.
Magiera ma także inklinacje pisarskie. Były już prezes i właściciel Legii Bogusław Leśnodorski pokazywał mi kiedyś imponujące konspekty przygotowane przez trenera. Był to zapis jego trzecioligowej pracy - opisany był każdy piłkarz, każdy trening czy każdy mecz.
Od 2 stycznia 2018 r., gdy Magiera rozpocznie pracę, nie będzie narzekać na nudę. Ma odpowiadać za nadzór nad reprezentacjami młodzieżowymi (ma koordynować pracę drużyn od U-17 do U-20), brać czynny udział w kształceniu trenerów, oraz w procesie szkolenia, wspomagać projekty PZPN: AMO, LAMO, ZAMO, a także dołączyć do zespołu tworzącego materiały dla Narodowego Modelu Gry. Do tego dochodzą zajęcia prowadzone w Szkole Trenerów i na kursokonferencjach. Jeśli Zbigniew Boniek szukał odpowiedniej osoby na to stanowisko, to nie mógł wybrać lepiej. Prezes PZPN stwierdził: "To mądry człowiek i trener, który bardzo dobrze zna się na piłce nożnej. Będzie kolejnym mocnym filarem w naszej koncepcji rozwoju szkolenia oraz edukacji trenerów". I choć wydaje się, że to misja na lata, to trudno przewidzieć, ile potrwa mariaż trenera z PZPN. Bo Magiera, choć uwielbia słowo "edukacja", to ambicje ma sięgające znacznie dalej, niż akademickie sale.