Torres mógłby zażądać
transferu, bo w czwartek z klubem pożegnał się menedżer zespołu, Rafael Benitez, z którym "El Nino" przebywał w świetnych stosunkach. - Gdyby nie Rafa, nie byłoby mnie tu. To dzięki niemu jestem dziś takim, a nie innym piłkarzem - chwalił trenera Torres.
W Liverpoolu wychowanek Atletico Madryt nie zdobył jeszcze żadnego trofeum, choć na Anfield Road rozegrał już trzy sezony. Klub jest pogrążony w długach, a w tabeli ligowej zajął dopiero siódme miejsce i nie zagra w
Lidze Mistrzów. Wszystko to sprawia, że Torres bardzo poważnie myśli o swojej przyszłości.
Barcelona może zaoferować 26-latkowi grę z Davidem Villą, co może okazać się wyjątkowo kuszące. Obaj panowie wspólnie tworzą atak reprezentacji Hiszpanii, a ich współpraca była jedną z głównych sił drużyny z Półwyspu Iberyjskiego podczas zwycięskich mistrzostw Europy w 2008 roku.
O transferze Torresa mówi się również dlatego, że odnosi mnóstwo kontuzji. W ubiegłym sezonie wystąpił w zaledwie 32. meczach będąc niedostępnym od 4. listopada do 9. grudnia, 13. stycznia do 21. lutego oraz 4. kwietnia do końca rozgrywek ligowych. - Nie potrafię sobie wyobrazić gry w Anglii przez kolejne pięć czy sześć lat. Mogłoby to spowodować trwałe problemy ze zdrowiem, bo poziom wymagań fizycznych w
Premier League jest wyższy niż gdziekolwiek indziej - tłumaczy zawodnik.
Jednakże katalońska furtka dla Torresa otworzy się dopiero wtedy, gdy sprzedany zostanie Zlatan Ibrahimovic, a wciąż nie można mieć stuprocentowej pewności, że tak się stanie. Szwedem interesuje się m.in.
Chelsea, ale nie wiadomo czy Carlo Ancelotti poprosi szefa klubu, Romana Abramowicza o wydanie ponad 50. milionów euro na jednego piłkarza.
Na razie Torres niczego nie wyklucza. - Skupiam się na mistrzostwach świata - zapewnia.