Premier League. Lampard i Manchester City, czyli warto kombinować

Gdy wszyscy przygotowywali się do sylwestrowej zabawy, na stronie Manchesteru City opublikowano krótkie oświadczenie, że Frank Lampard pozostanie w klubie do końca sezonu. Decyzja opłaciła się już następnego dnia, gdy 36-letni pomocnik strzelił dla mistrzów Anglii zwycięskiego gola z Sunderlandem. Jednak sprawa obecności Lamparda na Etihad jest znacznie bardziej skomplikowana i kontrowersyjna.

Już wczoraj można było przeczytać na zagranicznych portalach, że kibice New York City FC czują się oszukani. To nowy klub, czy raczej franczyza, bo w MLS potencjalni inwestorzy wykupują licencje od władz ligi, które decydują o przyjęciu ich do rozgrywek. Co istotne, w ostatnich kilkunastu miesiącach władze Manchesteru City aktywnie inwestował w kluby filialne - w Australii i w Japonii. To jednak do Nowego Jorku sprowadzono latem Franka Lamparda i Davida Villę. Nic dziwnego - tamtejsza franczyza musiała rywalizować z już ustabilizowaną marką, czyli Red Bull FC oraz drużyną rosnącą w siłę i z dłuższymi, choć dopiero odnawianymi tradycjami NY Cosmos.

Jak oszukać wypożyczenie

Wielu ten projekt "kupiło" - po podpisaniu dwóch tak znanych w światowym futbolu piłkarzy aż jedenaście tysięcy kibiców wykupiło bilety na cały następny sezon. Może nie "kibiców", ale pierwszych klientów. - Decyzja w sprawie Lamparda zawsze miała wyznaczyć to, jak władze Manchesteru City szanują MLS i fanów, którzy kupili karnety - pisze Grant Wahl ze "Sports Illustrated" - Teraz już znamy odpowiedź: w ogóle - dodał uznany amerykański dziennikarz. Po dzisiejszym meczu Pellegrini mówił, że nie wie, czy Lampard zostanie na kolejny sezon. Tymczasem w sklepiku klubowym New York City FC wartość koszulek z nazwiskiem Anglika spadła o ponad połowę. Przypadek?

Zatrudnieniu Lamparda w Nowym Jorku towarzyszyła wielka kampania reklamowa, Anglik miał być liderem nowego zespołu, został też najlepiej zarabiającym zawodnikiem. Na dziesięć miesięcy przed startem MLS jego wypożyczenie pozwalające mu wrócić do Premier League miało sens. - Dołączenie do Manchesteru City to dla mnie doskonała okazja, by trenować i grać na najwyższym poziomie, by wrócić do Nowego Jorku w świetnej kondycji - mówił Lampard w sierpniu. - Życzymy mu jak najlepiej i nie możemy się doczekać, aż wróci do nas w nowym roku - dodawał w oficjalnym oświadczeniu Claudio Reyna, dyrektor sportowy NYCFC. Co ciekawe, w oświadczeniu nie pojawiło się słowo wypożyczenie, choć to sugerowały media oraz przedstawiciele obydwu klubów w oficjalnych wypowiedziach.

Jednak David Ornstein z BBC pisze, że w ogóle nie o to chodziło, a Lampard, latem - jako wolny zawodnik - podpisał roczny kontrakt bezpośrednio z Manchesterem City z klauzulą "zwolnienia" wraz z końcem 2014 roku. Dlatego też angielski klub nie musiał go na nowo rejestrować w siedzibie ligi, ponieważ jego umowa kończyła się w maju. Ostatniego dnia roku po prostu pozbyto się niepasującej klauzuli - także za zgodą władz Premier League. Na jakiej więc podstawie klub z Nowego Jorku w ogóle prezentował Franka Lamparda jako własnego zawodnika?

Gole na wagę mistrzostwa?

Tymczasem nie ma wątpliwości, że nawet kosztem strat marketingowych czy wizerunkowych Manchesterowi City Frank Lampard po prostu jest potrzebny. Dziś z Sunderlandem strzelił swojego 176 gola w lidze - ma już o jednego więcej od Thierry'ego Henry'ego, czyli prawdopodobnie najlepszego napastnika ery Premier League. Może 36-letni Lampard gra mało - łącznie nie przebywał na boisku nawet sześciu godzin, dwanaście razy wchodząc z ławki rezerwowych. Efekty? Jego doświadczenie, spokój oraz talent do odnajdywania się w polu karnym rywala przekłada się na zdobycz punktową "Citizens". Zwycięskie gole z Sunderlandem i Leicester City, swojemu obecnemu klubowi zagwarantował remis przeciwko byłemu pracodawcy, Chelsea.

I to właśnie z drużyną Jose Mourinho, szkoleniowca, który już rok temu miał zrezygnować z możliwości przedłużenia kontraktu z Lampardem, rywalizuje Manchester City o tytuł mistrzowski. Trudno nie odnieść wrażenia, że lepszy zespół ma Chelsea - gdy w poniedziałkowym programu SkySports podsumowywano pierwszą część sezonu, Gary Neville i Jamie Carragher do najlepszej jedenastki wybrali sześciu piłkarzy "The Blues", a mogło być ich nawet ośmiu, bo publiczność wybrała dwóch zawodników Southampton zamiast Ceska Fabregasa i Gary'ego Cahilla. Z Manchesteru City na miejsce zasłużył tylko Sergio Aguero. I w tym sezonie Manuel Pellegrini musi polegać raczej na wybitnych indywidualnościach, jak Argentyńczyk czy Yaya Toure, bo jego zespół ma spore problemy. W niedzielę to dużo słabsze Burnley odrobiło dwie bramki straty i odebrało mistrzom dwa punkty, dziś Sunderland dokonał podobnej sztuki. Oczywiście do czasu gola Franka Lamparda - kolejnego, który w walce o tytuł może dać przewagę City nad Chelsea. Odkładając na bok kontrowersje czy zarzuty stawiane w tej sprawie, to dopiero byłaby historia.

Fabiański, Boruc, Dudek... Największe wpadki polskich bramkarzy na wyspach

Więcej o:
Copyright © Agora SA