Euro 2012. Skandal na trybunie VIP podczas meczu Niemcy - Włochy

Wyp... - krzyczał do Michała Listkiewicza dyrektor Euro 2012 w Polsce Adam Olkowicz. Działo się to na trybunie VIP podczas czwartkowego półfinału Niemcy - Włochy w obecności przedstawicieli rządu, biznesu, artystów oraz kilku wybitnych piłkarzy. - Nawet nie będę tego komentować, bo to nie mój poziom - powiedział Sport.pl Zbigniew Boniek

- Sprawę uznaję za zamkniętą - mówi Sport.pl były szef PZPN. Listkiewicz nie chce o tym rozmawiać, ale zdaniem świadków był zażenowany zachowaniem Olkowicza, który najpierw odtrącił jego rękę podczas oficjalnego przywitania.

Na trybunie VIP siedzieli już wówczas przedstawiciele rządu, inni politycy, m.in. Cezary Grabarczyk, Zbigniew Boniek, członkowie izb gospodarczych, etc.

W piątek około 13 zadzwoniliśmy do Olkowicza, by potwierdzić jego wersję zdarzeń. - Pan raczy żartować. Nie było żadnej scysji. Nie będzie żadnego komentarza. Dobranoc - zaskoczony Olkowicz momentalnie po pytaniu i krótkiej odpowiedzi odłożył słuchawkę.

Skąd konflikt obu działaczy?

Listkiewicz i Grzegorz Lato dowiedzieli się, że Olkowicz chce wystartować w jesiennych wyborach na prezesa PZPN. Szukając poparcia zwrócił się do Hrihirija Surkisa, szefa ukraińskiej federacji piłkarskiej, który ma duży posłuch wśród władz UEFA. Polscy działacze uznali to za zdradę, niektórzy nazwali nawet zachowanie Olkowicza Targowicą.

W konsekwencji Listkiewicz udzielił wywiadu dziennikowi "Polska The Times" pod tytułem "Olkowicz to świntuch", w którym ostro potraktował Olkowicza. Oto jego fragment:

Wyraźnie jest Pan jednak postępowaniem władz PZPN rozżalony...

Nie tyle postępowaniem Laty, co wiceprezesa PZPN Adama Olkowicza. Strasznym okazał się świntuchem. Co prawda mogłem się tego spodziewać po tym, jak zachował się wobec mnie cztery lata temu, ale nie sądziłem, że posunie się aż tak daleko.

Czyli dokąd?

Nawet nie chodzi o mnie, ale on sobie osobiście przypisał zasługi w organizacji Euro. Słowa lojalność, przyjaźń w przypadku Adama nie istnieją. Być może pewne nawyki z czasów, kiedy pełnił ważne funkcje w PZPR, po prostu pozostały.

Odpowiedzialny był, jak mówił, za prowadzenie dialogu władzy z Kościołem...

Tak, tak. Przeczytałem też w pana wywiadzie z Olkowiczem, że musiał kończyć studia w Moskwie, bo takie wtedy były czasy i nie miał szans, aby szkolić się w Oksfordzie. Otóż, nawet w tamtych czasach ludzie mogli wybierać. Nikt do Moskwy nie kazał mu jechać. Tak jak nikt Janka Tomaszewskiego nie zmuszał, aby wstępował do PRON. Były też inne uniwersytety, choćby ten warszawski, który ja skończyłem. Władzy komunistycznej wcale nie trzeba było gorliwie służyć. 99 proc. jednak na te studia do Moskwy się nie wybrało.

A Pan przypadkiem nie działał w podobnych organizacjach co Olkowicz? Przecież napisał Pan nawet pean ku czci...

...Dzierżyńskiego. O tym, jak to Dzierżyński zbudował dla dzieci sierociniec. Miałem wtedy 21 lat. Wysłali mnie na wyjazd zagraniczny i trzeba się było jakoś zrewanżować, aby się odczepili. Napisałem straszną głupotę, wstydzę się tego, wielokrotnie o tym mówiłem. Ale z drugiej strony, czy podobnych rzeczy nie popełniali w tamtych czasach Miłosz, Szymborska i wielu innych? W PZPR byłem szeregowym członkiem, nie zwalczałem Kościoła. Z partii wystąpiłem po sprawie Bratkowskiego, wcześniej działałem w harcerstwie. Nie mam sobie wiele do zarzucenia.

Sam Pan wspomina, że z Olkowiczem się przyjaźnił. To wtedy nie wiedział Pan, co z niego za gagatek?

Zna mnie pan, ja jestem taki, że wszystkich lubię. To ja odkryłem Olkowicza. Dzięki mnie zrobił ogromną karierę związkową i przede wszystkim finansową.

O pieniądze chodzi?

- Od czterech lat pełnię funkcję doradcy w spółce, którą zarządza Olkowicz, choć jeszcze w ani jednej sprawie nie doradziłem. Dostałem tę funkcję tylko dlatego, że UEFA się o mnie upomniała. Dobrze zachował się też Grzegorz Lato. Na chleb z serem mam.

To nie pierwszy taki wybryk Olkowicza - Zobacz wideo:

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.