Ruch - Lechia 1:0. Ruch goni Wisłę

Ruch wygrał u siebie z Lechią i zachował miano niepokonanej drużyny na własnym boisku. Decydująca o wyniku bramkę zdobył Andrzej Niedzielan.

Ekstraklasa.tv: Zobacz zwycięską bramkę Niedzielana ?

- Świetna seria. To musi budzić szacunek - cieszył się Wojciech Grzyb, pomocnik Ruchu, który po raz kolejny przypomniał, że niebiescy zaczęli grać tak skutecznie po tym, gdy na Cichej pojawił się trener WaldemarFornalik.

Lechia i Ruch przeszły podobną metamorfozę. Drużyny, które w poprzednim sezonie rozdawały punkty na lewo i prawo i do końca rozgrywek drżały o utrzymanie w lidze stały się zespołami pewnymi swojej siły, które skrzętnie gromadzą kolejne punkty.

Niebieskich wyróżnia szybkość - zarówno w rozgrywaniu piłki jak i wychodzeniu na pozycję dynamicznych napastników. Po niespodziewanym ataku zimy na Cichej obawiano się, że ten atut straci na znaczeniu. Nowa murawa świetnie wytrzymała jednak ostatnie opady i z wysokości trybun wyglądała idealnie. Po kilku minutach gry i po serii kiksów piłkarzy Ruchu stało się jednak jasne, że na wilgotnych źdźbłach trawy piłka wyczynia harce, których chorzowianie się nie spodziewali.

Pierwsi do jesiennych warunków przyzwyczaili się gdańszczanie. Akcje Lechii były szybsze, dokładniejsze i co najważniejsze kończone strzałami. Goście atakowali skrzydłami. Bank informacji na pewno im doniósł, że Ariel Jakubowski i Tomasz Brzyski grają z nie do końca zaleczonymi kontuzjami i mogą być łatwym celem. Napór Lechii najmocniej odczuł Jakubowski, który po 20. minutach gry złapał się za udo i poprosił o zmianę.

- Graliśmy dobrze tylko przez czterdzieści minut. Potem zupełnie się pogubiliśmy. Straciliśmy koncentrację - martwił się Łukasz Surma, pomocnik Lechii, który przed laty grał w Chorzowie.

Ruch zaczął mocniej dociskać rywala głównie za sprawą Grzyba. Doświadczony pomocnik najpierw popisał się niezwykłym strzałem, który gdyby zakończył się golem byłby hitem internetu! Grzyb jakby od niechcenia uderzył piłkę zewnętrzną częścią prawej stopy, a ta wpadła w szybką rotację. Zakręciła łuk jak na desce kreślarskiej, ale o centymetry minęła bramkę. Potem Grzyb już dogrywał piłkę w pole karne - do Łukasza Janoszki, Artura Sobiecha i w końcu do Andrzej Niedzielana, który pięknie dostawił czoło i... sprawił, że na nowym elektronicznym wyświetlaczu - o który wzbogaciła chorzowska Omega - po stronie Ruchu rozbłysła cyfra "1". - Czasami wystarczy by piłka wpadła do siatki tylko raz by sprawić radość kibicom. Pogoda nie zachęcała dziś do przyjścia na stadion. Mam jednak nadzieję, że mecz był na tyle szybki i ciekawy, że kibice nie zdążyli zmarznąć - mówił Grzyb.

- Ten gol do szatni zupełnie nas rozłożył. Siedział nam w głowie także w drugiej połowie. Ile stworzyliśmy wtedy sytuacji pod bramką Ruchu. Jedną? - pytał Paweł Buzała. Piłkarz Lechii źle policzył, bo w samej końcówce to Krzysztof Pilarz ratował Ruch broniąc dwa groźne uderzenia gdańszczan.

Dzięki wygranej Ruch ma już tylko trzy punkty straty do liderującej Wisły, która gra w niedzielę trudny wyjazdowy mecz z Lechem Poznań. - Kibicujemy Lechowi. Liczę, że na koniec rundy zagramy z Wisłą o pierwsze miejsce przed przerwą zimową - uśmiechał się Brzyski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.