Reżyser filmu o kibicach szuka wsparcia w Madrycie

?Niebieskie chachary? mogą podbić kibicowską Europę. Wszystko dzięki przyjaźni kibiców Ruchu i Atletico Madryt.

Prace nad dokumentem, który ma ukazać fenomen Ruchu i jego fanów, trwają już ponad dwa lata. Premierę zapowiadano już kilka razy, ale do finalizacji projektu wciąż daleko. Cezary Grzesiuk, filmowiec, który podjął się zadania, nie ukrywa, że problemem jest brak pieniędzy. - Nie chcę firmować amatorszczyzny. Myślę o rozpowszechnianiu filmu w kinach, dźwięku surround, muzyce napisanej specjalnie do tego dokumentu. Żeby zamknąć produkcję, potrzeba około 150 tysięcy złotych - wylicza Grzesiuk, który czuje się bezradny. - Zwróciłem się o wsparcie do wielu firm i instytucji. Zero odzewu. Ja wiem, że temat jest kontrowersyjny. Tu nie chodzi jednak o gloryfikację kibicowskiego życia, tylko o opis zjawiska. Niezwykłego zjawiska - zapala się Grzesiuk, który ma nadzieję, że film uda się ukończyć dzięki pieniądzom... z Hiszpanii!

Wszystko dzięki przyjaźni fanów Ruchu i Atletico. Niecodzienna zgoda kibiców z Cichej i ze stadionu Vicente Calderon rozpoczęła się od wyjazdu do Hiszpanii kibica Ruchu z Żor, który w poszukiwaniu pracy dotarł aż do Madrytu. Zaczął chodzić na mecze Atletico, a potem nawet jeździć na wjazdowe spotkania tej drużyny. Dzięki tej znajomości fani Atletico przyjechali w 2002 roku na piłkarski turniej sympatyków Ruchu w Radlinie. Chorzowska flaga pierwszy raz zawisła na stadionie Vicente Calderon w 2003 roku.

Grzesiuk zaskoczony skalą zjawiska stwierdził, że jego film nie będzie pełny, jeżeli zabraknie w nim wątku o niecodziennej przyjaźni. Pojechał z chorzowskimi kibicami do Madrytu.

- To, co zobaczyłem na miejscu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ta przyjaźń nie rozgrywa się na monitorach komputerów. Jest prawdziwa jak ludzie, którzy o niej świadczą. Rdzenni Hiszpanie zdzierają gardła za Ruch. Niezwykłe - opowiada Grzesiuk. Fanom Atletico spodobała się idea udokumentowania polsko-hiszpańskiej przyjaźni.

- Podeszli do tego pomysłu z entuzjazmem, ale i z rezerwą. Obawiają się treści, jakie mogłyby się ukazać w filmie. Kary za chuligańskie wybryki są w Hiszpanii bardzo dotkliwe. Pamiętam, jak pokazano mi bilet na mecz, na którym nadrukowano taryfikator kar. Były i takie "warte" 65 tysięcy euro - wspomina Grzesiuk, który mimo wszystko wierzy, że uda się doprowadzić do madryckiej premiery filmu.

- Bardzo tego chcę, tak jak i kibice obu klubów. Pokazałem Hiszpanom materiał, który już udało się skręcić. Byli w szoku, że przyjaźń opuściła stadion i przeniosła się na chorzowskie ulicy. Mury z wymalowanymi napisami "Atletico" zrobiły na nich wielkie wrażenie - mówi Grzesiuk, który nie ukrywa, że madrycka premiera może być szansą na zakończenie produkcji.

- Współwłaściciel Atletico jest jednym z największych producentów filmowych w Hiszpanii. Z takim wsparciem ukończenie filmu byłoby formalnością - mówi Grzesiuk, który wierzy, że dokument będzie miał swoją premierę w maju przyszłego roku.

Komentarz

Atletico na murze

Cezary Grzesiuk rzeczywiście musiał dojść do ściany, skoro szuka finansowego wsparcia filmu o kibicach Ruchu w Madrycie. Wystarczy obejrzeć zajawki dokumentu na YouTube, żeby stwierdzić, że projekt jest rzeczywiście kontrowersyjny, ale i unikalny. Kibice, którzy się w nim pojawiają, to nie są anonimowe postaci. Nie ukrywają się pod kapturami, maskami, komputer nie modeluje ich głosów. Jeżeli ich zachowanie kogoś dotknie, to policja ma gotowy materiał dowodowy.

Warto, żeby ktoś zaryzykował i pomógł Grzesiukowi ukończyć ten film. Nie wierzę jednak, że polski filmowiec znajdzie takie wsparcie w Madrycie. Przyjaźń nie ma nic wspólnego z robieniem interesów. Ruch liczył, że z okazji 90-tych urodzin zagra z Atletico towarzyskie spotkanie. Działacze z Cichej wysłali zaproszenie, a potem żalili się, że nikt na nie odpowiedział. Teraz mówi się, że taki mecz mógłby uświetnić ponowne otwarcie Stadionu Śląskiego. Nie sądzę. Atletico jeżeli pojawi się w Chorzowie, to... na kolejnym murze.

Wojciech Todur

Copyright © Agora SA