Niebiescy już nie są postrachem faworytów ekstraklasy

Ruch już nie jest drużyną własnego boiska. Po remisie z Widzewem to raczej ligowy średniak, który może wygrać, ale i przegrać z każdym.

Historia zatoczyła koło. Po ostatnich zmianach w składzie chorzowskiej drużyny Ruchowi bliżej do drużyn trenerów Duszana Radolsky'ego czy Bogusława Pietrzaka niż do ekipy, która jeszcze wiosną była postrachem ekstraklasy.

Tamte zespoły też było stać na spektakularne zwycięstwa z Wisłą czy Lechem, ale potem przychodziły mecze dużo słabsze, bez punktów. Dzisiejszy Ruch ograł Legię i Wisłę, ale już z Widzewem zremisował i to szczęśliwie. Łodzianie to pierwszy zespół, który w tym sezonie urwał niebieskim punkty na Cichej. Trener gości Andrzej Kretek nie uznał tego za sukces. - Rozdajemy punkty na lewo i prawo - irytował się.

Łodzianie przez długie minuty byli bliżsi zwycięstwa. Wyszli na prowadzenie po dobrej akcji Darvydasa Sernasa, który popędził lewym skrzydłem i dokładnie dograł piłkę do Piotra Grzelczaka. Ten uderzył zbyt mocno i celnie, by Krzysztof Pilarz mógł zatrzymać piłkę. Mimo trafienia Grzelczak schodził do szatni zmartwiony. - Tuż przed końcem spotkania miałem piłkę meczową. Źle trafiłem i piłka przeszła nad poprzeczką. Jestem rozczarowany remisem - kręcił głową.

- Trener uczulał nas, że Widzew może nas skontrować i tak się właśnie stało. W sytuacjach bramkowych na pewno mieli przewagę. Czy to jednak były stuprocentowe okazje? - zastanawiał się Krzysztof Nykiel, obrońca gospodarzy.

Ruch grał przeciętnie. Michał Pulkowski i Paweł Lisowski, którzy przynajmniej w teorii powinni nadawać tempo akcjom niebieskich, przegrywali rywalizację w środku pola. W ataku szarpał młody Maciej Jankowski, który jednak nie miał wsparcia w doświadczonym Marcinie Zającu. - Jesteśmy osłabieni, a rywal był wymagający - przypominał Łukasz Janoszka, pomocnik Ruchu.

Trener Waldemar Fornalik liczył, że zespół poderwie do walki Sebastian Olszar, który wszedł na boisko z początkiem drugiej połowy. Olszar, niestety, nie dograł do końca spotkania. Po zderzeniu w polu karnym z Łukaszem Broziem zszedł z boiska z mocno potłuczoną głową. Po meczu okazało się, że prawdopodobnie złamał kość jarzmową i może tej jesieni już nie zagrać. Kilka miesięcy temu z podobnym urazem zmagał się Andrzej Niedzielan, który wrócił na boisko w specjalnej masce osłaniającej twarz.

Kluczową zmianę dał Arkadiusz Piech. Były "widzewiak" aż kipiał energią. To pewnie ona wystrzeliła go w górę i pozwoliła na skuteczny strzał głową. - Może jednak za szybko się mnie pozbyli w Łodzi? - pytał napastnik Ruchu. - Taki mały, a przeskoczył naszych rosłych obrońców - dziwił się Grzelczak. - Wyrósł jak spod ziemi - żartował Maciej Mielcarz, bramkarz Widzewa.

- Mam nadzieję, że ta bramka doda mu wiary i sił. Potrzebujemy bramek Arka w kolejnych spotkaniach - podkreślał Maciej Sadlok, obrońca Ruchu.

Niebiescy nie mają dziś takich napastników jak Widzew. Sernas i Marcin Robak non-stop nękali defensywę chorzowskiej drużyny. - Mieliśmy ich dobrze rozpracowanych i akurat oni nam gola nie strzelili - mówił Piotr Stawarczyk, który razem z Rafałem Grodzickim twardo bronił dostępu do własnej bramki. Grodzicki przypłacił to kontuzją. Schodził do szatni trzymając się za żebra.

- Jeżeli to był mecz przyjaźni [kibice obu klubów mają ze sobą sztamę - przyp. red.] to tylko na trybunach - mówił Sadlok, który był zadowolony z tego, że Ruch podniósł się po stracie bramki. - Ostatnio nie zawsze nam się to udawało - dodał. - Mamy problemy kadrowe. W naszej sytuacji i punkt jest cenny - podsumował trener Fornalik.

Ruch Chorzów - Widzew Łódź 1:1 (0:1)

Bramki: 0:1 Grzelczak (37.), 1:1 Piech (78.)

Ruch: Pilarz - Nykiel, Grodzicki, Stawarczyk, Sadlok Ż - Grzyb, Lisowski, Pulkowski, Janoszka - Zając (46. Olszar; 74. Świerblewski), Jankowski (61. Piech Ż)

Widzew: Mielcarz - Broź, Ukah, Szymanek, Dudu - Grischok, Pinheiro, Panka, Grzelczak - Sernas, Robak (82. Budka)

Sędziował: Dawid Piasecki (Słupsk). Widzów: 7000.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.