Muzeum Ruchu otwarte! Zobaczcie relikwie sprzed lat

Tę wystawę musi zobaczyć każdy kibic niebieskich. To niezwykłe świadectwo sportowej potęgi, ale i czasów, gdy legendarnych piłkarzy wymazywano... ze zdjęć.

Wszystkie akcje polskiej ligi na Ekstraklasa.tv ?

"Piłka nożna to jest bardzo piękna gra..." - niosło się we wtorek po salach chorzowskiego muzeum. Zapomnianą pieśń o początkach klubu z Hajduk Wielkich przypomniał baryton Jan Maria Dyga. W wąskim przedsionku muzeum stała blisko setka osób, ale tylko kilka z nich pamiętało słowa starego klubowego hymnu.

To już 90 lat odkąd kibice szczycą się zwycięstwami piłkarzy Ruchu! Gdy 20 kwietnia 1920 roku w Domu Związkowym w Bismarkhucie garstka działaczy powołała do życia jednosekcyjny klub piłkarski - nikt nie przypuszczał, że oto rodzi się legenda 14-krotnego mistrza Polski.

- To jeszcze nie koniec. Czuję, że już wkrótce tych gwiazdek będzie 15! - uśmiechał się wielki Gerard Cieślik, który także poszperał w domowych szufladach, by wzbogacić wystawę. - Widzi pan to zdjęcie? Stoję na nim obok wspaniałego Teodora Peterka. To dopiero był piłkarz! Co spojrzę, to się wzruszę - kiwał głową Cieślik.

Eugeniusz Lerch - napastnik, który strzelił dla Ruch 85 goli - długo wpatrywał się w tableau z klubowymi odznakami. - Pamiętam swoją pierwszą odznakę. Niebieska "R-ka" na cieniutkiej igiełce. To był skarb, którego zazdrościł mi każdy chłopak na ulicy! By ją dostać, musiałem wcześniej wziąć udział w konkursie - "Bądź sprawny do pracy i obrony". Składało się na niego bodaj pięć konkurencji. A jedną z nich było kopanie rowów melioracyjnych! Ta odznaka nie była tak cenna, ale dzięki niej Ruch nagrodził mnie wymarzoną "R-ką". Miałem wtedy tylko jedenaście lat - pogładził siwe włosy 71-letni Lerch.

Komisarzami wystawy jest dwóch muzealników z Rudy Śląskiej. Andrzej Godoj i Krzysztof Gołąb prosili jednak, by nie nazywać ich historykami czy muzealnikami, a przede wszystkim kibicami Ruchu.

- Tej wystawy nie byłoby, gdyby nie ludzie, którzy obdarzyli nas niezwykłym zaufaniem. Proszę postawić się w ich roli. Czy tak chętnie oddałby pan w czyjeś ręce rodzinną relikwię? - pytał Godoj, który spośród setek eksponatów najbardziej ceni sobie papierośnicę Gerarda Wodarza (nigdy nie palił!), którą obdarował polskich piłkarzy koncern samochodowy Audi po przegranym meczu z Niemcami (1:4) z 18 września 1938 roku.

Niestety, na wystawie nie zobaczymy wszystkich pucharów za mistrzostwo Polski. Pierwszy zachowane trofeum pochodzi z roku 1960, a to oznacza, że prawdopodobnie bezpowrotnie stracono aż osiem pucharów! - Można jeszcze zrozumieć, że brakuje pięciu pucharów, które Ruch zdobył przed wybuchem II wojny światowej - bo te zostały zapewne rozkradzione przez hitlerowców. Ale gdzie są trofea z lat 50.? - zastanawiał się Godoj. - Tym bardziej powinno doceniać się takich ludzi jak Augustyn Ferda, który z narażeniem życia ukrył przed nazistami mechanizm omegi - dodał. Zegara też nie ma w muzeum, ale to akurat kibiców nie dziwi. Większość sympatyków niebieskich uważa, że miejsce omegi jest na stadionie.

Wystawa zajmuje ledwie trzy sale, ale by starannie przyjrzeć się zebranym pamiątkom i tak lepiej zarezerwować przynajmniej godzinę. Lerch przystanął też przy zdjęciu z Ernestem Wilimowskim. - Ojciec zawsze mi powtarzał - "Graj jak Wilimowski, synu, a będziesz wielki". To moja prywatna legenda - mówił. Niestety, nie zawsze tak było. W czasach PRL-u komunistyczna propaganda starała się wmówić kibicom, że znakomity piłkarz to zdrajca narodu, który wyżej nad Polskę stawiał Niemcy. Niezwykłym świadectwem tamtych czasów jest grupowa fotografia Ruchu z roku 1934. W roku 1950 to zdjęcie trafiło w ręce usłużnego fotografa, który wymazał Wilimowskiego! Jeżeli dobrze się przyjrzycie, zobaczycie jeszcze zarys jego twarzy.

Zapomniany skarb znalazł też na wystawie Mirosław Mosór. Dyrektor klubu dostrzegł pamiątkową paterę z roku 1974. Podobna wisiała przed laty na ścianie jego pokoju. - Co rano otwierałem powieki i miałem ją przed oczami. Dzięki niej skład tamtej drużyny znam na pamięć - żartował były piłkarz niebieskich.

Wśród pamiątek dostrzegliśmy też serwis, z którego popijał kawę Gerard Suszczyk - trzykrotny mistrz Polski w barwach Ruchu. Są też pamiątkowe kieliszki, pudełka po zapałkach czy plakaty meczowe, które zachęcały do przyjścia na mecz stanowczym - "Baczność!".

Jeżeli to dla ciebie za mało, to przystań na chwilę przy małym monitorze tuż przy drzwiach wejściowych. Przekonasz się, że Gerard Cieślik potrafił udzielać wywiadów telewizyjnych nawet przez okno kamienicy.

Zobacz dwudziestkę śmiałków gotowych na zepsucie. I zagłosuj na jednego z nich

Więcej o:
Copyright © Agora SA