Ruch zasługuje na muzeum. To jest miejsce dla omegi

Ruch lubi wspierać się hasłem ?Legenda bez końca?. W chwili, gdy omega opuściła Cichą, ta prawda jest coraz mniej aktualna.

- Spójrzcie na to czarno-białe zdjęcie. Zrobiono je prawdopodobnie w 1920 roku. Ten pan z muszką pod szyją to Teofil Paczyński, dzięki któremu powstał Ruch! A tam wisi za szkłem koszulka. Mała? Piłkarz, który ją ubierał, miał tylko 156 centymetrów wzrostu, ale na boisku był wielki. Należała do Józefa Izydora Soboty, który był pierwszym niebieskim w reprezentacji Polski. Ach, te buty! To w nich dziurawił siatkę w bramce rywala niesamowity Ernest Wilimowski - taką podróż przez zakamarki legendy Ruchu Chorzów można snuć godzinami. W pewnym momencie przewodnik na pewno przystanąłby i wziął głęboki oddech.

- A to omega. Jedyny taki zegar na świecie. Przetrwała tylko dlatego, że opiekowali się nią ludzie, którzy przywiązanie do klubowych barw stawiali na równi z rodziną. Mechanizm wciąż jest na chodzie. Nie wierzycie? Będzie odmierzał czas podczas najbliższego meczu, gdy będziemy świętować 20. mistrzostwo Polski!

Szkoda, że taki opis to tylko moje marzenie. Władze miasta i klubu przy cichej aprobacie sympatyków Ruchu powoli skazują omegę na zapomnienie. Pisaliśmy o tym w "Gazecie" nie raz. Na ostatnim meczu z Wisłą Kraków słynnego mechanizmu już nie było. Czas odmierzał elektroniczny zegar diodowy sterowany pilotem. Świetnie! Ruch zasługuje nie tylko na zegar z pilotem, ale i elektroniczną tablicę, na której można oglądać powtórki bramek.

Ale dlaczego kosztem omegi, którą rodzina chorzowskiego zegarmistrza Augustyna Ferdy z narażeniem życia strzeże od roku 1939?! Ruch lubi wspierać się hasłem "Legenda bez końca". W chwili, gdy omega opuściła Cichą, ta prawda jest coraz mniej aktualna.

Mam wrażenie, że zegar zniknął ze stadionu trochę na złość Grzegorzowi Małysce, wnukowi Ferdy, który dba dziś o kruchy mechanizm. Małyska miał już dosyć obrzucania go na meczach kamieniami przez pseudokibiców drużyn przyjezdnych, wspinania się po wąskich schodkach na konstrukcję zegara. Prosił - a "Gazeta" razem z nim - o przeniesienie zegara na jego historyczne miejsce, naprzeciw trybuny krytej. Wstawili się za nim inspektor Państwowej Inspekcji Pracy i konserwator zabytków. Miejscy urzędnicy - wiem, bo nieraz z nimi rozmawiałem - mieli już Małyski dosyć. Nie dostrzegali, że dla niego mechanizm omegi to coś więcej niż kilka trybików w drewnianej skrzyneczce.

Pewnie wystarczyłby jeden zaangażowany w sprawę chorzowski radny, by przenieść konstrukcję. Mógł to też zrobić Marek Kopel, prezydent Chorzowa. Ale tłumaczył się, że po przebudowie stadionu znowu byłby problem Tylko kiedy ta przebudowa nastąpi?

Małyska chce oddać mechanizm. Uroczyste przekazanie zaplanowano na wiosnę, gdy Ruch będzie świętował 90-lecie. Strażnik wie, że miejsce omegi jest na Cichej, ale obawia się przekazać zegar działaczom. Bo może dostać się w niepowołane ręce albo ktoś wpadnie na pomysł, żeby go na przykład zastawić lub sprzedać na konto bieżących wydatków. Dlatego chce, by omega miała swój numer i miejsce w chorzowskim muzeum. Zgadzam się - to zapewni jej ochronę, ale też skaże na zapomnienie. Kto będzie szukał omegi wśród kolekcji prac rzeźbiarza Tadeusza Ślimakowskiego?

Ruch, jak żaden inny polski klub, zasługuje na muzeum. Klub na razie myśli o otwarciu sportowej izby pamięci. I to jest właśnie odpowiednie miejsce dla omegi. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by zegar znajdował się pod opieką chorzowskiego muzeum i jednocześnie cieszył oczy kibiców.

Polecamy: Spór z ZUS-em może dla Ruchu skończyć się tragicznie

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.