Ruch chce przejąć zabytkową omegę?

Grzegorz Małyska, którego rodzina opiekuje się szwajcarskim mechanizmem od siedemdziesięciu lat, spodziewa się, że wkrótce będzie musiał pożegnać się z zegarem.

Przypomnijmy, że Małyska zwrócił się do władz miasta i klubu z prośbą, by przeniosły zegar w inne miejsce stadionu. Teraz konstrukcja stoi w sektorze dla kibiców gości i jest narażona na ataki chuliganów. Małyska znalazł sojuszników w Państwowej Inspekcji Pracy i urzędzie miejskiego konserwatora zabytków.

Małyska spotkał się we wtorek na stadionie z Henrykiem Mercikiem, chorzowskim konserwatorem zabytków. - Konserwator dziwił się, że przeniesienie konstrukcji o kilkadziesiąt metrów jest tak wielkim problemem. Zapewnił, że porozmawia o tym z prezydentem Markiem Koplem - nie kryje radości Małyska, którego trapi jednak inny problem. - Dostałem pismo z Ruchu z prośbą, bym przedstawił dokumentację prawną i techniczną zegara. Jaką dokumentację? Po co? Siedemdziesiąt lat temu, gdy omega pojawiła się na Cichej, ktoś pewnie powiedział do mojego dziadka: "Panie Ferda, pan jesteś zegarmistrzem, to się pan zaopiekuj tym zegarem". Zresztą przez te wszystkie lata nikt z mojej rodziny nie powiedział, że zegar jest naszą własnością. Dziadek, ojciec, ja - my tylko opiekujemy się tym mechanizmem. Stoję teraz przy haśle niebieskich "Legenda bez końca". To przecież trzy pokolenia Ferdów i Małysków tworzyły tę legendę - denerwuje się Małyska.

Mirosław Mosór, dyrektor Ruchu, zapewnia, że klub nie chce źle dla strażnika zegara. - Chcemy tylko ustalić stan faktyczny. Zależy nam, żeby zegar działał jak najdłużej, a pan Małyska czuł się bezpieczny. Żeby tak się stało, on sam musi nam jednak w tym pomóc. Podczas meczu z Cracovią złapaliśmy chuligana, który go obrażał i atakował. Chociaż policja okazała chuligana panu Małysce, ten nie chciał go oskarżyć. W tej sytuacji to walka z wiatrakami - mówi. - Koledzy zrzucą się, by zapłacić grzywnę za takiego "kibica", a potem wrócą na stadion i będzie jeszcze gorzej - odpowiada Małyska, który nie wyklucza, że i tak odda omegę w inne ręce. - Najlepiej prezydenta czy konserwatora zabytków. Bo to dla mnie gwarancja, że mechanizm nie pójdzie na zmarnowanie, lecz znajdzie bezpieczne schronienie, na przykład w muzeum - uważa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.