Wielka kłótnia o benefis Radosława Gilewicza

- Cenię Radosława Gilewicza za to, jakim był piłkarzem, ale poza boiskiem z panem Gilewiczem nie chcę już mieć nic wspólnego - podnosi głos Łukasz Jachym, prezes tyskiego klubu. Poszło o organizację pożegnalnego meczu byłego reprezentanta Polski

Polecamy: Galeria zdjęć z benefisu Radosława Gilewicza

Gilewicz, który niedzielnym benefisem na stadionie GKS-u zakończył bogatą karierę piłkarza, jeszcze w trakcie meczu mówił dziennikarzom, że na słabej organizacji widowiska zaważył brak profesjonalizmu działaczy tyskiego GKS-u . - Jestem zbulwersowany ich postawą - powiedział "Gazecie". Gilewicz skarżył się też na brudne szatnie. Zawiedziony słabą frekwencją [na stadionie było około tysiąca osób - przyp. red.] były zawodnik m.in. GKS-u Tychy, Ruchu Chorzów, VfB Stuttgart, Tirolu Innsbruck, Austrii Wiedeń i reprezentacji Polski stwierdził nawet, że lepszym pomysłem byłoby zorganizowanie pożegnalnego meczu w Chorzowie.

Na ripostę nie trzeba było długo czekać. - Rozumiem, że pan Gilewicz jest przepełniony frustracją z powodu słabej frekwencji, ale to raczej dowód na to, jak wielką jest gwiazdą, a nie błędów GKS-u. Nie pozwolę zrobić z siebie kozła ofiarnego - mówi Jachym. W folderze przygotowanym na benefis prezes GKS-u twierdził: "Nie wyobrażam sobie, żeby klub, z którego wywodzi się Radek, nie był czynnym uczestnikiem tego wydarzenia".

Kilka dni później uczucia Jachyma wobec Gilewicza uległy diametralnej zmianie. - Ze zdumieniem dowiedziałem się, że pan Gilewicz nie postawi nogi na naszym stadionie, dopóki będę prezesem GKS-u. To chyba nie będzie wielka strata, biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach zdarzyło mu się to raz czy dwa. Nie musi też sobie zawracać głowy zerwaniem umowy sponsorskiej pomiędzy klubem a jego firmą [która ubiera zawodników GKS-u - przyp. red.], bo takowej nigdy nie było, a on sam za mojej kadencji nie przekazał na klub nawet złotówki. Fakt, mamy umowę na dostawę sprzętu i ta w najbliższych dniach zostanie rozwiązana. Zapewniam, że obędzie się bez prawników - kontynuuje prezes GKS-u.

Jachym nie wyklucza, że doprowadzi do konfrontacji z przedstawicielem firmy z branży samochodowej, która zdaniem piłkarza miała sponsorować benefis, a po rozmowie z Jachymem bliżej jej teraz do wsparcia GKS-u. - To kłamstwo. Akurat z tą firmą rozmawialiśmy o współpracy od ponad roku. Mam na to świadków - podkreśla działacz.

Zanim Jachym został prezesem GKS-u, Gilewicz był nawet członkiem zarządu tyskiego klubu. - Czy wtedy nie przeszkadzał mu fatalny stan szatni? Dlaczego nie postarał się o glazurę i terakotę? Jeżeli było brudno, to przepraszam, ale te żale proszę kierować do osób, które zarządzają obiektem. Piłkarze GKS-u też są tam gośćmi - dodaje Jachym.

W niedzielnej imprezie wzięło udział wielu znanych piłkarzy, m.in. mistrz Europy z 1996 roku Niemiec Fredi Bobic, holenderski internacjonał Frank Verlaat, Jerzy Dudek, Andrzej Juskowiak i Jakub Błaszczykowski. - Jest mi przykro, że imprezie towarzyszy taki niesmak. Przecież działacze GKS-u też poświęcali swój czas i pieniądze, by benefis się udał. Zapewniliśmy plakaty, oprawę artystyczną, prowadzących, ochronę, autokar dla piłkarzy i dołożyliśmy jeszcze kilkanaście tysięcy złotych. W odpowiedzi słyszeliśmy ciągłe zarzuty, że jesteśmy "niepoważni i nieprofesjonalni". W ostatnim miesiącu dostało się nie tylko nam, ale i władzom miasta. Słyszałem, że pan Gilewicz chce teraz zniszczyć mnie i mój GKS. Odpowiadam, że GKS nie jest mój, tylko kibiców, miasta i piłkarzy, a zniszczyć to może sobie włosy, gdy zbyt długo przygrzeje je prostownicą - denerwuje się tyski działacz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.