Spadek Górnika Zabrze to koszmar dla Ruchu Chorzów

Niebiescy już tęsknią za rywalem, który nieoczekiwanie spadł z ekstraklasy. - Stracimy pieniądze, stracimy olbrzymie zainteresowanie mediów. Same minusy - podkreśla Dariusz Smagorowicz, przewodniczący Rady Nadzorczej Ruchu Chorzów.

Ruch dopłacał do organizacji większości spotkań, które rozgrywał na Stadionie Śląskim (mówiło się nawet o 100 tys. zł). Tylko mecze z Górnikiem Zabrze, czyli Wielkie Derby Śląska, były dla chorzowskiego klubu szansą na znaczny zastrzyk gotówki.

Tymczasem za granicą wpływy z organizacji spotkań piłkarskich to zwykle olbrzymie wpływy dla budżetów klubów i miast. Gdy rok temu w Wiedniu odbywał się finał mistrzostw Europy, stolica Austrii zarobiła na nim 100 mln euro! Czołowe angielskie kluby na organizacji tylko jednego ligowego meczu zarabiają więcej, niż działacze większości naszych drużyn mają do wydania przez rok. Zysk Arsenalu Londyn po jednym meczu na Emirates Stadium szacuje się na 15 mln zł.

- Nie rozumiem śląskich kibiców, którzy zacierają ręce po spadku Górnika. Przychody Ruchu tylko z tego jednego spotkania sięgały miliona złotych. Teraz tych pieniędzy zabraknie w klubowym budżecie - mówi Smagorowicz. Za takie pieniądze Ruch mógłby kupić skutecznego napastnika. Przypomnijmy, że około miliona złotych kosztował Robert Lewandowski, którego Lech Poznań pozyskał rok temu ze Znicza Pruszków.

Marek Szczerbowski, dyrektor Stadionu Śląskiego, też tęskni za Górnikiem w ekstraklasie. - Śląska piłka potrzebuje silnego Górnika. Dzięki meczom drużyn z Chorzowa i Zabrza nasz region bardzo zyskiwał na wizerunku. Kiedy o meczu polskiej ligi mówiło się w całej Europie? Kiedy kibice reklamowali spotkanie naszej ekstraklasy podczas derbów Madrytu? Wieści ze Stadionu Śląskiego wdzierały się do wszystkich serwisów informacyjnych. Podczas ostatnich derbów także, niestety, z powodu chuligańskich burd, co jednak nie zmienia faktu, że derby napędzały koniunkturę na piłkę nożną - podkreśla. Smagorowicz przypomina, że dzięki meczom Ruchu z Górnikiem chorzowski klub zarabiał też na transmisjach telewizyjnych - a to każdorazowo zastrzyk prawie 150 tys. zł. Tyle w przybliżeniu kosztuje roczne utrzymanie solidnego ligowca z Cichej.

Górnik napędzał też znakomitą frekwencję na innych śląskich stadionach. W Bytomiu na trybunach podczas jego występu usiadło ponad 6 tys. osób, w Wodzisławiu rekordowe 7, w Gliwicach ponad 4 (nadkomplet) tys.

Grzegorz Kita, pochodzący z Czeladzi, właściciel Sport Management Polska - firmy zajmującej się m.in. konsultingiem i marketingiem sportowym, dostrzega kolejne straty związane ze spadkiem Górnika. - Wielkie Derby Śląska zapracowały na medialną markę, którą przebiły derby Warszawy czy Krakowa. Działacze Ruchu nie obawiali się wykorzystać wielkości Stadionu Śląskiego i to zaiskrzyło. Powstał produkt, który żył obok rozgrywek ligowych. Pojawili się sponsorzy, którzy chcieli dawać pieniądze tylko na to wydarzenie [ostatnio Tauron - przyp. red.]. Jeżeli ten sukces udałoby się powtarzać rok w rok, to tylko wpływy od głównego sponsora spotkania mogłyby sięgać nawet 500 tys. zł. Na spadku Górnika stracą też sami piłkarze. Na Śląsk zjeżdżali menedżerowie z całej Europy. Dla większości zawodników to była jedyna szansa, by się wypromować - uważa Kita, ale nie zgadza się, że na spadku Górnika straci cała śląska piłka. - Tak by było, gdyby śląskie kluby decydowały o poziomie rozgrywek. Na razie jednak przeważnie walczą o utrzymanie. Za określeniem "śląska piłka" kryje się dziś słabość. Spadek Górnika ani jego szybki awans tego nie zmieni - dodaje.

Po cichu mówi się, że WDŚ mogłoby zastąpić pierwszoligowe spotkanie GKS-u Katowice z Górnikiem. - To może być udana próba, ale to na pewno nie będzie to samo, co Wielkie Derby. Działacze klubu z Katowic są chętni do rozmów. Poczekajmy na terminarz rozgrywek i wtedy okaże się, czy mecz nie będzie kolidował z modernizacją Śląskiego. Myślę, że takie wydarzenie mogłoby zgromadzić na trybunach nawet 30 tys. widzów - uważa dyrektor Szczerbowski.

Copyright © Agora SA