Wojciech Szczęsny: To ja spowodowałem uraz Fabiańskiego

Powoli przyzwyczajam się do myśli, że zagram z Barceloną w Lidze Mistrzów. Arsene Wenger powiedział mi, że jestem numerem jeden w Arsenalu - mówi portalowi Sport.pl 21-letni bramkarz Wojciech Szczęsny. Przyznał on także, że kontuzja Łukasza Fabiańskiego jest efektem jego zbyt mocnego strzału na treningu. We wtorek o 20.45 Arsenal gra z Evertonem - relacja na żywo w Sport.pl

Szczęsny broni w drużynie "Kanonierów", bo leczy się Łukasz Fabiański. 26-letni bramkarz ma problemy z ramieniem. Angielscy lekarze stwierdzili, że konieczny jest zabieg, ale na wszelki wypadek reprezentant Polski pojechał w poniedziałek na ostateczną konsultację do Niemiec. Jeśli diagnoza się potwierdzi, Fabiański będzie operowany i nie zagra do końca sezonu. - Korzystam na nieszczęściu kolegów - mówi Szczęsny. Wcześniej uraz leczył Hiszpan Manuel Almunia, który teraz jest zmiennikiem Polaka.

- Najgorsze, że to ja spowodowałem uraz "Fabiana". Rozgrzewałem go przed meczem z Manchesterem City i bardzo mocno strzeliłem. Pięknie obronił, ale przy okazji zrobił sobie "kuku". Nie zrobiłem tego specjalnie, wykonywałem swoją robotę. Głupio się z tym czuję. Nawet powiedziałem mu, że lepiej by było, gdyby tamtego strzału nie łapał. Gdyby nie to, mecze Premier League oglądałbym z ławki rezerwowych, bo Łukasz był w świetnej formie. Mój przykład pokazuje, jak w piłce wszystko błyskawicznie się zmienia. Trzy miesiące temu byłem najbardziej sfrustrowanym bramkarzem świata. Nie grałem, nie miałem za dużych perspektyw, nie wiedziałem, czy dostanę nowy kontrakt. Powiedziałem, że zastanawiam się, czy czasem nie odejść. Anglicy przetłumaczyli ten wywiad, a koledzy do dziś się śmieją, że od tamtej pory jestem w kadrze na każdy mecz. Dziś jestem najszczęśliwszym bramkarzem świata. Gram w wielkim klubie, boss mnie chwali i jeśli sam nie dam mu powodów, to z własnej woli mnie spomiędzy słupków nie wyciągnie. Jeśli będziemy grać dobrze, wygrywać i tracić mało goli, trener składu nie zmieni. Powoli więc oswajam się z myślą, że pod koniec lutego zagram przeciw Barcelonie w 1/8 finału Champions League. Nie myślę, od kogo wziąć koszulkę, tylko żeby zagrać dobrze. Pracuję na swoją przyszłość, chcę jak najlepiej wykorzystać szansę, którą dostałem od losu.

W tym roku Szczęsny zagrał w dziewięciu meczach i dostał powołanie do reprezentacji na mecz z Norwegią (9 lutego w Portugalii). - Szczerze mówiąc, to uważam, że zasłużyłem na powrót do drużyny Franciszka Smudy. Cieszę się, choć wiem, że trener i tak będzie wołał na mnie "Maciek". Z tatą pracował dłużej i zna się lepiej. Nie obrażam się, fajnie chociaż, że na powołaniu było napisane Wojciech - uśmiecha się Szczęsny.

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.