Jacek Bąk skończył karierę. Teraz narty, quady, hokej, koszykówka i rowery...

- Miałem już dość futbolowej monotonii i życia z zegarkiem w ręku - mówi Sport.pl grający ostatnio w Austrii Wiedeń 37-letni obrońca, Jacek Bąk

Robert Błoński: W czwartek skończyłeś... No właśnie: karierę czy przygodę z piłką?

Jacek Bąk: My, piłkarze, szczególnie polscy, nie lubimy używać słowa "kariera". Przeżyłem fajną przygodę. Decyzję o jej końcu odwlekałem z roku na rok, mógłbym jeszcze pograć, ale dałem sobie spokój. Długo trzymałem formę. Teraz otwieram nowy etap.

Jaki masz pomysł?

- Mnóstwo, ale nie wiem, czym się będę zajmował. Jeśli zostanę przy piłce, chciałbym pracować z dzieciakami. Jedno jest pewne: wracam do rodzinnego Lublina. Zamierzam trochę odpocząć. Boję się, czy na wszystkie swoje pasje znajdę czas. Zimą gram w hokeja i jeżdżę na nartach, teraz gram w kosza. Ostatnio moją pasją stały się quady, dużo jeżdżę rowerem. Zastanawiam się nawet, czy nie sprzedać samochodu i na stałe przesiąść się na rower.

Jesteś zadowolony z tego, co osiągnąłeś na boisku?

- Cieszę się tym, co przeżyłem, ale mogło być lepiej. Żałuję, że każda z trzech wielkich imprez, na których byłem z kadrą, kończyła się katastrofą. Na mundiale i Euro jechaliśmy po dobrych eliminacjach, a potem była klapa. Szkoda, że nie spróbowałem sił w lidze lepszej niż francuska. W 1998 roku miałem propozycję z Blackburn, ale Lyon mnie nie puścił. Szkoda, tym bardziej że o wszystkim dowiedziałem się po czasie.

Najlepiej wspominasz...

- Wygrany 2:1 mecz z Portugalią w Chorzowie. Ruszaliśmy się po boisku jak zawodnicy na play station. Fajny był gol strzelony Włochom w Warszawie. Grałem też w pucharach, Lidze Mistrzów, przeżyłem awanse do wielkich imprez. Piłka to było moje życie. Poświęciłem jej więcej czasu niż rodzinie. Dziękuję żonie Ani, że to wytrzymała.

Nie będzie ci tego brakowało?

- Nie wiem, ale parę piłek w domu leży. Jak za nimi zatęsknię, to napompuję i pójdę pograć.

Nie żałujesz, że nie rozegrałeś stu meczów w kadrze?

- Nie, choć gdybym się zawziął, pewnie by się udało. Ale te sto meczów nigdy nie było moim celem samym w sobie. W ubiegłym roku zadzwonił do mnie trener Stefan Majewski i proponował powrót na mecze z Czechami i Słowacją. Podziękowałem za pamięć i odmówiłem. W reprezentacji trzeba grać lepiej niż w klubie. Nie czułem się na siłach. Grać albo stać na boisku to różnica. Do setki może chciałbym dociągnąć, ale w życiu.

Ale na jeden sezon w polskiej lidze miałbyś jeszcze siły?

- Nie wiem, czy ktoś by mnie chciał. Żadnej propozycji nie dostałem. Mam dosyć życia z zegarkiem w ręku i piłkarskiej monotonii która - choć przyjemna - to przez tyle lat znużyła mi się. Zgrupowanie, trening, obiad, odpoczynek, mecz. I tak w kółko. Brakowało mi luzu. Wstawałem rano myślałem o piłce, kładłem się wieczorem - to samo. Koniec z tym.

Piłka zabrała ci dużo zdrowia?

- Sporo, ale na razie czuję się wyśmienicie. Miałem kilka operacji, wiele kontuzji. Ale to codzienność w sporcie zawodowym. Zadzwoń za rok albo dwa, to powiem, czy mogę się ruszać.

Planujesz pożegnalny mecz?

- Nie. Ale może zmienię zdanie za pół roku? Byłaby fajna impreza, gdyby przyjechały wszystkie gwiazdy, z którymi grałem.

Jacek Bąk zakończył karierę  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.