Jacek Bąk: My, piłkarze, szczególnie polscy, nie lubimy używać słowa "kariera". Przeżyłem fajną przygodę. Decyzję o jej końcu odwlekałem z roku na rok, mógłbym jeszcze pograć, ale dałem sobie spokój. Długo trzymałem formę. Teraz otwieram nowy etap.
- Mnóstwo, ale nie wiem, czym się będę zajmował. Jeśli zostanę przy piłce, chciałbym pracować z dzieciakami. Jedno jest pewne: wracam do rodzinnego Lublina. Zamierzam trochę odpocząć. Boję się, czy na wszystkie swoje pasje znajdę czas. Zimą gram w hokeja i jeżdżę na nartach, teraz gram w kosza. Ostatnio moją pasją stały się quady, dużo jeżdżę rowerem. Zastanawiam się nawet, czy nie sprzedać samochodu i na stałe przesiąść się na rower.
- Cieszę się tym, co przeżyłem, ale mogło być lepiej. Żałuję, że każda z trzech wielkich imprez, na których byłem z kadrą, kończyła się katastrofą. Na mundiale i Euro jechaliśmy po dobrych eliminacjach, a potem była klapa. Szkoda, że nie spróbowałem sił w lidze lepszej niż francuska. W 1998 roku miałem propozycję z Blackburn, ale Lyon mnie nie puścił. Szkoda, tym bardziej że o wszystkim dowiedziałem się po czasie.
- Wygrany 2:1 mecz z Portugalią w Chorzowie. Ruszaliśmy się po boisku jak zawodnicy na play station. Fajny był gol strzelony Włochom w Warszawie. Grałem też w pucharach, Lidze Mistrzów, przeżyłem awanse do wielkich imprez. Piłka to było moje życie. Poświęciłem jej więcej czasu niż rodzinie. Dziękuję żonie Ani, że to wytrzymała.
- Nie wiem, ale parę piłek w domu leży. Jak za nimi zatęsknię, to napompuję i pójdę pograć.
- Nie, choć gdybym się zawziął, pewnie by się udało. Ale te sto meczów nigdy nie było moim celem samym w sobie. W ubiegłym roku zadzwonił do mnie trener Stefan Majewski i proponował powrót na mecze z Czechami i Słowacją. Podziękowałem za pamięć i odmówiłem. W reprezentacji trzeba grać lepiej niż w klubie. Nie czułem się na siłach. Grać albo stać na boisku to różnica. Do setki może chciałbym dociągnąć, ale w życiu.
- Nie wiem, czy ktoś by mnie chciał. Żadnej propozycji nie dostałem. Mam dosyć życia z zegarkiem w ręku i piłkarskiej monotonii która - choć przyjemna - to przez tyle lat znużyła mi się. Zgrupowanie, trening, obiad, odpoczynek, mecz. I tak w kółko. Brakowało mi luzu. Wstawałem rano myślałem o piłce, kładłem się wieczorem - to samo. Koniec z tym.
- Sporo, ale na razie czuję się wyśmienicie. Miałem kilka operacji, wiele kontuzji. Ale to codzienność w sporcie zawodowym. Zadzwoń za rok albo dwa, to powiem, czy mogę się ruszać.
- Nie. Ale może zmienię zdanie za pół roku? Byłaby fajna impreza, gdyby przyjechały wszystkie gwiazdy, z którymi grałem.