Liga Mistrzów. AS Monaco, czyli koktajl Rybołowlewa: rosyjskie pieniądze, portugalska myśl, lokalna duma

Liga Mistrzów jest w księstwie rok w rok na losowaniach, żaden francuski klub nie grał w półfinałach LM tak często jak AS Monaco. A jednak zawsze się dziwimy, gdy im się uda znów namieszać

Nie jest to klub łatwy do zrozumienia, trzeba przyznać. Niby jest tu koktajl tego, co było na fali w ostatniej dekadzie futbolu: rosyjskie pieniądze, portugalski trener i portugalska sieć kontaktów, zapatrzenie w młodość, odważna gra, wiara w klubową akademię. Ale jednak gdy się przyjrzeć bliżej, niektóre składniki już się takie typowe nie wydają.

Rybołowlew płaci. Ale Rybołowlew zarabia

Właściciel Dymitrij Rybołowlew to żaden Abramowicz, gotowy pompować miliony, aż będzie sukces. Po tym jak wprowadził Monaco z powrotem do pierwszej ligi rzeczywiście przepuścił na transfery fortunę, ale tylko w jednym oknie, tym słynnym z 2013 roku, ze 160 milionami wydanymi na Jamesa Rodrigueza, Joao Moutinho i Falcao. A w następnych ośmiu oknach transferowych wydał łącznie niewiele więcej: 185 mln. Niemało. Ale dużo mniej niż dostał w tym czasie ze sprzedaży piłkarzy: 270 mln euro. Tu każdy jest na sprzedaż, o ile cena będzie odpowiednia, tak jak był w pewnym momencie odpowiednia za Anthony'ego Martiala czy Yannicka Ferreirę Carrasco.

Rozwód studzi zapał

Zapał Rybołowlewa do szastania pieniędzy ostudził kosztowny rozwód z żoną Eleną, po którym Rosjanin na liście najbogatszych ludzi świata "Forbesa" spadł w 2015 roku do drugiej setki. Ale też po prostu Rybołowlew wybrał inny model dla klubu: nie klienta końcowego transferów, tylko klubu który się potrafi zająć piłkarzem w kluczowych latach dorastania do kariery i liczy sobie słono za takie usługi.

FC Porto Lazurowego Wybrzeża

Portugalski trener Leonardo Jardim to też raczej nieśmiały warsztatowiec niż ktoś w typie Jose Mourinho czy Andre Villasa Boasa, Portugalczyków których dobierał do swoich projektów Abramowicz (on zresztą w Chelsea zdecydował się zainwestować akurat tej wiosny 2004 roku, gdy Monaco docierało do jedynego w historii klubu finału LM) . Kontakty portugalskiego superagenta Jorge Mendesa są dla Monaco bardzo ważne, klub bywa nazywany FC Porto Lazurowego Wybrzeża, bo też jest świetny w wypuszczaniu w świat piłkarzy za duże pieniądze. Ale tutaj jednak właściciele mają więcej do powiedzenia niż agenci. I pieniądze trafiają też, jak zwraca uwagę znawca portugalskiej i francuskiej piłki Andy Brassell, głównie do ich kieszeni, nie pośredników.

Luis Campos, zapomniany transfer Rybołowlewa

Dyrektorem sportowym Monaco też do niedawna był Portugalczyk: Luis Campos, pewnie najmniej doceniany z transferów Rybołowlewa w 2013 roku. To on sprowadzał do klubu Bernardo Silvę, Thomasa Lemara, Fabinho, Tiemoue Bakayoko. Za jego kadencji przyszedł do klubu 14-letni Kylian Mbappe. A gdy Campos ostatniego lata odszedł do Lille, Rybołowlew i zarządzający klubem w jego imieniu Wadim Wasiliew zdecydowali się na zastąpienie go Antonio Cordonem, który przez kilkanaście lat robił w Villarreal to, w czym się chce specjalizować Monaco: wyszukiwał piłkarzy, z którymi można powalczyć o dobry wynik, a potem sprzedać ich z potężnym przebiciem.

Wielkie stężenie sportowych genów

Klubowa akademia Monaco ma renomę od dawna i z oczywistych powodów siłę czerpie ze skautingu w innych szkółkach , a nie z lokalnych naborów. Rodowitych Monegasków w Monako coraz mniej, około 9 tysięcy na blisko 40 tysięcy mieszkańców. A przyjezdni mieszkający w Monako i okolicach zapewniają być może największe stężenie dobrych sportowych genów na metr kwadratowy: najlepsi na świecie tenisiści, kolarze, kierowcy Formuły 1. Ale dla klubu piłkarskiego nic z tego nie wynika. Tak jak z tego, że Monako jest najgęściej zaludnionym skrawkiem Europy nic nie wynika dla frekwencji na stadionie.

Kibice wierni, ale nieliczni

Monaco ma wbrew pozorom dość liczną grupę wiernych kibiców, zresztą tutaj się - wbrew pozorom - mocno pielęgnuje to, co lokalne (Monako np. od dawna dopłacało Monegaskom do zakupu mieszkań, żeby rosnące ceny nie wypchnęły ich poza księstwo). Ma też ASM fanów rozsianych po całej Francji, jako jeden z niewielu klubów Ligue 1. Ale ci najwierniejsi są w stanie wypełnić 18-tysięczny stadion księcia Ludwika II ledwie w połowie (słaby wynik, ale jeśli te 9 tysięcy zestawić z 9 tysiącami Monegasków, może już nie tak słaby). W całości nie zapełnił się jeszcze w tym sezonie ani razu.

Sam stadion to też zresztą osobliwość: nazwany imieniem Ludwika II, mimo że książę futbolu nie znosił. Dopiero jego następca, książę Rainier, zmienił AS Monaco w silny i bogaty klub,mistrza i zdobywcę Pucharu Francji. A żona Rainiera Grace Kelly zaprojektowała drużynie koszulki, z wzorem obowiązującym do dziś.

Stadion wyrwany morzu

Gdy Ludwik II umierał w 1949 roku, tam gdzie dziś jest stadion było jeszcze morze. Niemal cała ta dzielnica, ponad 20 hektarów, zostało na przełomie lat 60. i 70. wyrwane wodzie. W latach 80. był tu wielki plac budowy. W tym plac budowy tego stadionu. Wtedy też powstawały fundamenty takiego AS Monaco jakie znamy dziś: regularnie dostarczającego reprezentantów Francji (grało tu trzech mistrzów świata z 1998, Thierry Henry, Fabien Barthez, Emmanuel Petit), zdolnego do sukcesów w Europie. Te sukcesy nadeszły nagle, ale zostały na długo. Klub który do 1988 roku, czyli przez pierwsze 64 lata istnienia, tylko raz dotarł do drugiej rundy jakiegokolwiek europejskiego pucharu, przez następnych niespełna 30 lat aż siedem razy dochodził co najmniej do półfinału (siedem razy był też mistrzem kraju, ostatni raz w 2000): cztery razy do półfinału Ligi Mistrzów, dwa Pucharu Zdobywców Pucharów, raz Pucharu UEFA. Grał w finale Ligi Mistrzów 2004, finale PZP 1992, obydwa przegrał. Ale nawet, gdy drużynie się nie wiodło, wielki futbol Monako nie opuszczał: przez kilkanaście lat to była arena Superpucharu Europy, a każdego lata w Forum Grimaldi po drugiej stronie księstwa odbywa się losowanie fazy grupowej Ligi Mistrzów.

Ćwierć wieku prezesa Campory

Sukcesy do roku 2003 były zasługą rodu Camporów, namaszczonego przez księcia Rainiera do rządzenia klubem. Jean Louis Campora, lekarz i cudowne dziecko miejscowego biznesu, polityki i świata sportu, był prezesem klubu przez 28 lat. Prezesem Monaco był wcześniej ojciec Campory, siostra bliźniaczka Jeana Louisa była przez jakiś czas merem Monako. Aż szykujący się do przejęcia władzy książę Albert postanowił pokazać, że pora na zmiany, wietrzenie i danie po nosie niektórym rodom. Gdy w 2002 Campora chciał wprowadzić do grona udziałowców klubu Aleksieja Fiedoriczewa, właściciela firmy Fedcom Invest, sponsora AS Monaco od kilku lat, rodzina książęca postawiła weto i przypomniała, że to jednak jej klub i niespecjalnie jej się podoba, że w kasie po sezonach życia ponad stan widać pustki, a ratunkiem ma być ktoś taki jak Fiedoriczew. Rosjanin był podejrzewany o bliskie związki z rosyjską mafią, a jego Fedcom - o to, że niekoniecznie handel nawozami sztucznymi jest głównym sensem istnienia firmy . Już rok później Campora odszedł z klubu. Co nie zmienia faktu, że Fedcom znów jest sponsorem Monaco, a książę sam w końcu zaprosił do klubu Rosjan. W 2011 sprzedał Rybołowlewowi 2/3 należących do rodu Grimaldich udziałów w klubie.

"Jechałem do luksusu. A odkryłem klub żyjący przeszłością"

AS Monaco było wtedy, w grudniu 2011 roku, na dnie. Rok po zakończeniu rządów Campory, w 2004, zagrało w finale Ligi Mistrzów, ale potem nastał chaos: zmiany szefów, brak wizji, spadek do drugiej ligi. Gdy Albert sprzedawał klub, ASM było na ostatnim miejscu w drugiej lidze, a książę - coraz bardziej zirytowany koniecznością dokładania do klubu. Niemiec Andreas Wolf, który wtedy przeszedł do Monaco, a rok później został jego kapitanem, wspomina że jechał do krainy luksusu, a odkrył klub żyjący przeszłością. Wspomina że przebierali się wtedy na treningach w najzwyklejszym kontenerze.

Rezydencja kupiona od Trumpa

Rybołowlew był wówczas wybawieniem. Wprawdzie też się za nim ciągną różne sprawy z przeszłości, był swego czasu aresztowany w Rosji za zlecenie zabójstwa, potem zwolniony z braku dowodów. Jest, jak Campora, lekarzem z wykształcenia, ale fortunę zbił jak Fiedoriczew, na nawozach sztucznych. Letnią posiadłość w Palm Beach odkupił swego czasu od Donalda Trumpa. Zdarza mu się o klubowe sprawy pokłócić z księciem (nie są w stanie się porozumieć choćby w sprawie modernizacji stadionu i ośrodka treningowego La Turbie), od przejęcia klubu podupadł i finansowo (przez rozwód) i na zdrowiu, ale wytrwał w Monaco. Wprowadził je z powrotem do pierwszej ligi, potem do Ligi Mistrzów, dał czas tym, których zatrudnił, czy to dyrektorowi sportowemu, czy trenerowi Jardimowi, który pracuje w ASM już trzeci sezon.

Młodość, rozmach, pressing, skrzydła

I tak w klubie pełnym w ostatnich kilkunastu latach mało romantycznych tajemnic narodził się w tym sezonie najbardziej romantyczny futbol w Europie. Młodość, rozmach, pressing, skrzydła, ryzyko. Nieważne, że od czasu do czasu gola stracimy. Po prostu strzelimy więcej. To szaleństwo okazało się świetną metodą. W lidze Monaco ma trzy punkty przewagi nad PSG i jeden mecz zaległy. Mieli nie utrzymać narzuconego sobie tempa, a to rywale się wykruszają, nie oni. W wielkich ligach tylko Barcelona strzeliła w tym sezonie więcej goli. Kamil Glik już pobił swój rekord siedmiu goli w sezonie, ustanowiony w Torino.

Glik - i przestawiamy wajchę

Transfer Glika po Euro był ostatnim elementem planu Jardima, by przestawić wajchę w grze Monaco i w trzecim sezonie pracy we Francji wziąć ligę z zaskoczenia. Jeszcze w 2015 jeden z telewizyjnych ekspertów nazywał pomysł Jardima na futbol "taktyką chloroformu": bo kibice zasypiają albo umierają z nudów. -- To co oni robią, nie ma nic wspólnego z futbolem - skarżył się Rudi Voeller, gdy w sezonie 2014/2015 Monaco dwa razy wygrywało w LM z jego Bayerem Leverkusen, stwarzając sobie po pół sytuacji w meczu. A teraz? - Jeśli ktoś miałby strzelić miliard goli, to właśnie Monaco - mówił niedawno Pep Guardiola. - Będą strzelali gole, nawet gdy im każesz grać z zawiązanymi oczami - mówił Rudi Garcia, gdy Monaco rozbiło jego Olympique Marsylia. W środę wieczorem odpowiedź na jedno z najbardziej fascynujących pytań 1/2 finału: potrafiliby strzelić miliard, potrafiliby z zamkniętymi oczami, ale czy strzelą choć jedną Juventusowi, któremu od pięciu meczów w Lidze Mistrzów nikt nie strzelił?

Tomasz Adamek w 'Wilkowicz Sam na Sam': 'Tata wziął mnie na ręce i powiedział: Hanka, to będzie bokser. Dwa lata później tata zginął. Ja jako 12-latek zacząłem boksować'

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.