Po przerwie na mecze reprezentacyjne, w której Polska robiła Gibraltar 7:0, myśleliśmy, że na takie zatrzęsienie goli polskich piłkarzy w krótkim czasie (nie licząc polskiego kopania ligowego), będziemy musieli czekać rok - do kolejnego meczu z Gibraltarem. A tymczasem niespodzianka! W ten weekend raz po raz z boisk w Europie (i nie tylko) dochodziły do nas wieści o kolejnych trafieniach reprezentantów Polski. W sumie w najwyższych ligach zagranicznych Polacy strzelili osiem bramek.
Robert Lewandowski tym razem gola nie zdobył, ale w wygranym 2:0 meczu ze Stuttgartem, popisał się asystą, a w najlepszej sytuacji trafił w słupek. - Jestem w najwyższej formie, ale ciągle brakuje jakiejś drobnostki, także łutu szczęścia - mówił po meczu napastnik, który wciąż czeka na swojego premierowego gola na stadionie w Monachium.
Najważniejsze jednak, że do siatki trafił każdy jego potencjalny reprezentacyjny zmiennik. Największe wrażenie zrobiły dwa gole Arkadiusza Milika dla Ajaksu (2:1 z Heraclesem). Serwis "Voetbalzone" nazwał go piłkarzem meczu i dał bardzo wysoką notę 8,7. "Voetbal International" napisał za to, że wcześniej krytykowany Polak niemal w pojedynkę wygrał mecz. Najpierw pokonał bramkarza z 10 metrów strzałem w długi róg, a później po ładnym uderzeniu zza pola karnego. 20-latek wykorzystał szansę daną przez trenera Franka de Boera. W dwóch poprzednich meczach nie grał, a teraz wyszedł w pierwszym składzie i w odpowiedni sposób się odwdzięczył.
Podobnie było z Arturem Sobiechem. 24-letni napastnik Hannoveru, który w dwóch pierwszych kolejkach Bundesligi zagrał łącznie 17 minut, tym razem biegał po boisku od początku spotkania z Hamburgiem. I też strzelił swojego pierwszego gola w sezonie - pal licho, że w kuriozalnych okolicznościach. Otrzymał świetne podanie z lewej strony od Joselu i strzelił z metra. Futbolówka w ogromnym zamieszaniu otarła się o rękawice golkipera i wturlała się do bramki.
Swojego pierwszego gola w lidze ukraińskiej zdobył też czwarty z napastników, na których najbardziej liczy Adam Nawałka - Łukasz Teodorczyk. W meczu z Zorią Ługańsk (2:2) znalazł się w polu karnym i pokonał bramkarza technicznym strzałem z bliskiej odległości. Ale goli Polaków w najwyższych ligach lig zagranicznych było więcej. Bramki strzelali też - dla szkockiego Dundee United Jarosław Fojut, dla cypryjskiego AEL Limassol Łukasz Gikiewicz, dla białoruskiego Szachciora Soligorsk Paweł Wojciechowski i dla saudyjskiego Al-Nassr Adrian Mierzejewski, który jest uznawany za najlepszego zawodnika całej ligi.
Trudno jednak wyciągać z tego wystrzałowego weekendu dalekosiężne wnioski. Szczególnie, że sam fakt strzelenia goli nie musi świadczyć o znakomitej grze Polaków. Sobiech od serwisu Sportal.de dostał przeciętną notę 3,5 - drugą najsłabszą w zespole - a dwa gole nie uchroniły Milika przed otwartą krytyką ze strony trenera. - Świetnie, że strzelił dwa gole, ale wciąż musi się wiele uczyć. Niejednokrotnie podejmował złe decyzje, zamiast rozgrywać szybciej akcje, trzymał piłkę przy nodze. Ma jeszcze wiele do poprawienia - powiedział de Boer.
Dlatego wszystko trzeba traktować bardziej jako ciekawostkę niż miernik siły ataku reprezentacji Polski. Spokojni przed starciami eliminacyjnymi będziemy, jeśli takie weekendy będą zdarzały się... co weekend.