Paweł Brożek: Do kadry wciąż mi daleko

Przypięto mi łatkę zawodnika ligowego. Zrobię wszystko, by ją odczepić. Pokazałem już, że potrafię strzelać gole Feyenoordowi czy Panathinaikosowi - mówi Paweł Brożek, król strzelców polskiej ligi

Dlaczego Beenhakker nie liczy goli ligowych gwiazdek

Leo o transferze Majewskiego: Zabójstwo dla kariery

Andrzej Klemba: Strzelając 23 gole, prawie dogonił pan Tomasza Frankowskiego, który w jednym z sezonów trafił 25 razy. Ale jest jeszcze Henryk Reyman (37 goli).

Paweł Brożek: Tyle że Tomek królem strzelców był trzy razy. Cholera, będzie trudno, ale pierwszą koronę chyba wywalczył w podobnym wieku co ja [miał 25 lat], więc są szanse. O Reymanie nie ma co myśleć, wtedy inaczej się grało.

Mógł pan strzelić 24 gole, gdyby nie rzut karny w Warszawie.

- Chciałem strzelić efektowną bramkę. Na treningach często tak próbuję i najczęściej wpada. Na Legii Mucha wyczuł moje intencje i się zbłaźniłem. Zupełnie jak Francesco Totti. Chyba też poczułem się zbyt pewnie.

Z Zagłębiem Sosnowiec też by pan tak strzelał?

- Tak. Bardzo chciałem zdobyć bramkę w ten sposób, ale teraz na dłużej się wyleczyłem z takich pomysłów.

To byłby wymarzony rok - mistrzostwo w wielkim stylu, pan najlepszym napastnikiem ligi. Ale tylko ligi...

- W ekstraklasie to był dla mnie bardzo udany sezon. Zawsze marzyłem o koronie król strzelców i wywalczyłem ją. A kadra? No cóż, polska liga nie należy do najsilniejszych w Europie, sporo nam brakuje do Pimiera Division, Premiership czy Serie A. Reprezentacja to jednak wyższy poziom. Trudno mi zrozumieć, dlaczego nie potrafię w niej zaistnieć. Wielu fachowców mówi, że umiejętności mam, ale czegoś wciąż mi brakuje.

Kluczowy miał być mecz z USA. Sparaliżowało pana?

- Właśnie nie. Takie spotkania bardzo mnie mobilizują. Akurat w tym meczu cała drużyna zawiodła, nikt się nie wyróżnił, ja też spisałem się słabo. Napastnik gra wtedy, gdy pomaga mu drużyna, to wręcz pomocnicy kreują graczy ataku. Nie sądzę, że moja obecność w kadrze na mistrzostwa Europy zależała od tego spotkania. Trener Beenhakker ma swoich ludzi, tych, którzy wygrali mu eliminacje. Rozegrałem za jego kadencji zaledwie parę spotkań.

Czego panu brakuje, by strzelać w kadrze?

- Gdy się nad tym zastanawiam, przychodzi mi na myśl Krzysztof Warzycha. W Panathinaikosie walił bramkę za bramką, a w kadrze albo grał w pomocy, a jak już w ataku, to wybitnie mu nie szło. Reprezentacja to jednak wyższy poziom. Może jestem tylko zawodnikiem ligowym, choć będę starał się tę łatkę odczepić. Nie poddam się i postaram się wrócić do kadry po mistrzostwach. I to na dłużej.

Paweł Brożek jest dobry tylko na Koronę, Lecha, Zagłębie Sosnowiec, Legię czy ŁKS?

- Wielu tak mówi, a nikt nie pamięta, że strzelałem też gole w Pucharze UEFA Feyenoordowi, Nancy, Bazylei czy w eliminacjach Ligi Mistrzów Panathinaikosowi. To chyba nie były słabsze drużyny od naszych ligowych.

Czołowi snajperzy zachodnich lig, np. Karim Benzema z Lyonu, Cristiano Ronaldo z MU, Klaas Jan Huntelaar z Ajaksu, Raul z Realu, jadą na mistrzostwa. A pan, Adrian Sikora i Marek Zieńczuk obejrzą je w telewizji.

- Bo ich powołują, a nas nie. Trener Beenhakker ma sprawdzonych ludzi i im ufa. Poza tym kadra gra jednym wysuniętym napastnikiem. Na tę pozycję potrzebny jest zawodnik wysoki, dobrze grający głową i umiejący przytrzymać piłkę. Tych predyspozycji mi chyba brakuje.

Matusiaka posadził pan jednak na ławce rezerwowych w Wiśle.

- W Wiśle to ja cieszę się 100-proc. zaufaniem trenera. Radek miał z tym problemy. Niestety, w kadrze z nim przegrałem. Takie jest życie piłkarza.

Czuje się pan gorszy od Janczyka czy Zahorskiego?

- Na pewno nie.

Przed mistrzostwami świata w 2006 roku powołanie dla pana było dużym zaskoczeniem dla wszystkich. Teraz niespodzianką jest brak w kadrze na Euro 2008?

- Tak, wtedy sam byłem zaskoczony, że będę na mundialu. Po meczu z USA czułem, że mogę nie jechać. Zasłużyłem jednak na to, by znaleźć się chociaż w tej wstępnej kadrze 32 zawodników. Byłem zawiedziony, ale już mi przeszło. Będę trzymał kciuki za chłopaków i za Beenhakkera. Nie zamierzam się obrażać ani płakać

Z pańskiej perspektywy to lepszym selekcjonerem jest chyba Paweł Janas?

- Nie chciałbym tego komentować. Obaj mają inne podejście do piłkarzy. Beenhakker z każdym potrafił rozmawiać. Nie widziałem, by obrażał się na zawodników za porażkę czy rzucał w szatni czym popadnie. Jest dobrym psychologiem. Janasowi tego trochę brakowało, ale dobrze, że miał przy sobie trenera Skorżę.

Braci Brożków uważano za duże talenty. Wreszcie zaczyna pan spełniać te nadzieje?

- Tak o nas pisano, ale możliwe, że nie byliśmy aż tak dużymi talentami, jak się po nas spodziewano. Weszliśmy na poziom ligowy, ale może na wyższy już nam nie wystarcza umiejętności. Mam jednak nadzieję, że ten sezon, ta korona króla strzelców będzie dla mnie przełomowa. Wierzę, że już dojrzałem, by grać jeszcze lepiej.

Na czym opieracie optymizm przed walką o Ligę Mistrzów?

- Grałem w dwumeczu z Panathinaikosem i dlatego wierzę w awans. Byliśmy wtedy lepsi: do 60. minuty w Atenach i przez cały mecz u siebie. W przypadku polskich drużyn dużo zależy od losowania. Jeśli trafimy na zespoły z najwyższej półki, to będzie niezwykle ciężko. Z drugiej strony rywal taki jak Steaua Bukareszt byłby w naszym zasięgu.

W przypadku braku awansu do grupy Ligi Mistrzów nie usłyszymy: "Nie udało się, bo nie mieliśmy doświadczenia w europejskich pucharach"?

- Ja na pewno nie będę się tak tłumaczył. W Wiśle większość piłkarzy grała w kadrze czy też w europejskich pucharach. Takie wymówki w ogóle nie wchodzą w grę. Nie ma też czegoś takiego, że dostaliśmy nauczkę i wyciągniemy wnioski na przyszłość. Tyle razy Wisła już miała okazję wyciągać wnioski, po porażkach z Valerengą czy Dinamo Tbilisi, że chyba wystarczy. Więcej takie przegrane nie powinny się przydarzyć.

Wisła z 2005 roku była jednak silniejsza.

- Ta z 2008 roku zdobyła więcej punktów w lidze. Tamta raczej miała więcej indywidualności i była bardziej efektowna. Byli Żurawski, Frankowski, Szymkowiak, którzy potrafili wygrać mecz w pojedynkę. Obecna Wisła jest za to bardziej efektywna. Przecież przegraliśmy tylko raz w tym sezonie. Wiadomo, że w pucharach nie będziemy stosowali ataku pozycyjnego, tylko kontrę. Musimy więc doskonalić grę obronną całego zespołu i wyprowadzać szybkie akcje.

Jeśli nie uda się kolejny atak na Ligę Mistrzów, to będzie porażka?

- Zależy od tego, na kogo trafimy w losowaniu. Pewnych drużyn po prostu nie da się przeskoczyć. Liga Mistrzów jest priorytetem, ale drugim celem są rozgrywki grupowe Pucharu UEFA. Nie wyobrażam sobie, by tego nie zrealizować.

Już zimą Wisła miała budować skład na Ligę Mistrzów. Tymczasem odejść chce Darek Dudka, być może pan też.

- Na razie wszyscy są i nie słychać, by ktoś odchodził. Ja też nie mam nic konkretnego w tej chwili. Nie biorę pod uwagę, by być w klubie tylko do eliminacji i po nich odejść. Jeśli zostanę, to do końca.

Po odejściu Kamila Kosowskiego Wiśle brakuje lidera. Król strzelców idealnie nadawałby się do tej roli...

- Jest kilku zawodników o takich predyspozycjach: Arek Głowacki, Radek Sobolewski czy Marcin Baszczyński. Ja się nie nadaję, nie mam chyba takiego charakteru.

Radomski rezygnuje z kadry

Królowie strzelców ostatniej dekady

Copyright © Agora SA